- Edytowany
- Windows
Regulamin Forum i Przydatne Informacje są następujące:
(Regulamin "Forum" to znaczy tutaj: każdego mego forum / reddita / Facebooka / innego kanału społecznościowego na temat cenzury Inteenetu, zważywszy, że te powyższe może chwilowo szwankują i za Waszą radą mogę to gdzieś przenieść. Nawet sam poszukam, gdzie, tylko bądźcie łaskawi przyjść i powiedzieć. Poniższe opracowanie jest to też moje podstawowe przesłanie w związku z całą tą sytuacją gospodarczo-polityczną — w tym torturą dźwiękową przeciwko mnie — i w związku z tym, że jak się okazuje aby ziściły się postępy w dziedzinie dobra politycznego i społeczno-strukturalnego w naszym kraju i poza nim, trzeba temu dopomagać...)
Jak się zachować
Raporty piszemy wyłącznie na temat tego, że któraś strona nie działa (lub o tym, że jest cenzura tego tematu na konkretnych mediach społecznościowych i na czym polega). Wliczają się tu także przypadki działania kulejącego, np. "mija 5-10 sekund, zanim w ogóle cokolwiek się pojawi w przeglądarce" (nawet w Torze tak nie powinno być! a co dopiero normalnie bezpośrednio z typowego łącza internetowego). Jeśli strona Twoim zdaniem działa, nie dostrzegasz problemu w ogóle jakiegokolwiek, to nie pisz nic. Tzn. na upartego to nawet możesz pisać, ale nie w dziale (tj. z tagiem) Raporty, tylko w Dyskusjach. Bądźcie zarejestrowani na forum / w serwisie społecznościowym,. w którym piszecie, i pozostańcie tam na przyszłość, żeby regularnie informować o stanie rzeczy, np. raz na 2 tyg. czy nawet raz na miesiąc-dwa. Jeśli się wstydzicie sprawdzać z domowego łącza, to na mieście praktycznie każda restauracja ma swój hotspot — polecam zwłaszcza te zlokalizowane w częściach komercyjnych bloków mieszkalnych, bo zwykle mają tam jedynie tanie łącza dla ludności.
Sposób pisania raportów o niedziałaniu strony
Jeśli znacie ten język, byłbym wdzięczny za pisanie po polsku i potem, np. pod kreską (----------), to samo po angielsku. W tytule też (na zasadzie "pol. / ang."), np. "bandycituska.com niedostępna / bandycituska.com inaccessible" (albo np. "offline" czy tytuły w rodzaju "xp.pl nie otwiera się / xp.pl doesn't open", "bandycituska.com, xp.pl nie działają / bandycituska.com, xp.pl don't work" itp.).
Jeśli nie działa strona www.bandycituska.com, to sprawdźcie też jej inny adres (po IP): http://62.75.216.106 i zaraportujcie/sfilmujcie także i to. Z kolei w przypadku portalu (prasy internetowej i usługodawcy) xp.pl ten inny adres to http://138.201.122.168. Jest taka możliwość, że przez nazwę domenową się nie otwiera, a po IP tak, więc warto sprawdzić i to. Z kolei jeśli bandycituska.com działa, to sprawdźcie też, czy poprawnie odnotowano Waszą wizytę (najlepiej nie mniej niż 10-minutową) — tj. czas wejścia, długość oglądania strony (tzn. sytuacji, że przeglądarka i ta jej konkretna karta ze stroną są wtedy na pierwszym planie na ekranie) w minutach i sekundach, adres IP (bez końcówki), otwierane przez Ciebie dalsze linki tam się znajdujące — na wykazie pod adresem www.bandycituska.com/stat.php. Powinno być tę wizytę tam widać, bez żadnego opóźnienia (sprawdźcie co najmniej zaraz po jej zakończeniu). Jeśli nie lub coś się nie zgadza, to też bijcie na alarm.
Proszę co najmniej w przybliżeniu określić, kiedy nie działało, z jakich rodzajów łączy (np. Orange Światłowód / Internet UPC; w sprawdzeniu nazwy łącza pomaga np. strona www.whatismyipaddress.com), jakie usługi (https? http? może też jakieś inne, jeśli znacie się na tym: ssh/ftp/... — dotyczy serwerów host5.xp.pl i host6.xp.pl), czy przez Tor Browser również (jeśli macie Państwo ten program), czy za każdym razem — ponadto jeśli problem jest przewlekły albo w przypadku, gdy sprawdzaliście też, jak jest u znajomych, też proszę o tym wspomnieć.
Rzadka sprawa, ale wspomnę jeszcze to:
Znasz się na Linuksie? To możesz załączyć jeszcze dodatkowy raport, taki, który już wyraźnie pokazuje, po stronie którego operatora internetowego jest problem (najprawdopodobniej: ściśle w serwerowni przy moim serwerze). Odpowiednie polecenie to sudo ./CP_traceroute --tcpinsession nazwa.serwera. Szczegóły co do tego, o co chodzi i jak ten wspaniały program zainstalować, są omówione na następujących stronach internetowych: pierwsza (pod nagłówkiem "Navigating complexity…"), druga (instrukcja instalacji). Dla porównania, żeby udowodnić, że coś mataczą przy połączeniach TCP, możesz też wkleić wynik polecenia mtr lub traceroute, czyli zwykłego traceroutowania.
Nie bójmy się mówić prawdy.
Zapewniam, że to nie jest nielegalne. Wręcz przeciwnie, za takie rzeczy aż nawet powinien być order państwowy. Sprawa dotyczy też być może portalu xp.pl, a przecież wolność prasy (i innych środków społ. przekazu) jest wartością konstytucyjną — art. 14 Konstytucji RP — i jako zasada ustrojowa nie może podlegać ograniczeniom w ustawach. Prasa, strony www itd. muszą mieć prawo funkcjonować, choćby komuś się jakieś szczegóły z jej działalności nie podobały. Wolności i prawa mogące podlegać ograniczeniom są w rozdz. II Konstytucji (vide art. 31 ust. 3), a nie I. Jak tłumaczył TK — to to już pokazuję w innym wątku na tym forum — zasada wolności prasy i innych środków społecznego przekazu ma 3 aspekty, z których jeden to swoboda w ogóle prowadzenia działalności w tej dziedzinie. Tego nie ma w odniesieniu do Internetu, jeśli w ogóle strony www nie da się prowadzić lub w każdym razie jest niekonstytucyjnie, jeśli państwo zamiast zapewniać wolność to jej przeciwdziała. Nie bójmy się mówić także dlatego, że jest w tym obowiązek religijny, co udowodnię dalej. Pobożny czy nie, w coś trzeba wierzyć i temu bądźmy wierni i tym zwłaszcza się kierujmy, ja zaś poniżej zadbałem o resztę.
W miarę możliwości proszę załączać wideo.
Wideo można wykonać telefonem komórkowym. Oczywiście możecie Państwo to pominąć, ale to by bardzo mi pomogło w rozeznaniu sytuacji i podniosło wartość dowodową Państwa raportu — bardzo o to proszę. Na nagraniu przydałoby się nie tylko pokazanie, że dana(-e) strona(-y) się nie otwiera(ją), ale też, że jakieś popularne inne (np. wp.pl, google.com) się otwierają.
Jeśli nie umiecie załączyć wideo (lub nie nagrywało się, gdy sprawdzaliście, a zjawisko znikło i teraz to już jest OK), to chociaż napiszcie opisowo, co się stało, tj. np. czy w przeglądarce już po sekundzie od zatwierdzenia adresu strony www wyskoczył błąd, czy np. trzeba było czekać rzędu 15 s (lub może 30 s), oraz jaki konkretnie był ten błąd/niewłaściwy efekt.A możesz wyjaśnić, jak załadować wideo ze smartfona?
Pierwsza opcja to wrzucić film na swój kanał YouTube (aplikacją mobilną YouTube Studio). Wtedy można dać link do filmu. Tyle, że może niekoniecznie macie w smartfonie skonfigurowane dane konto YouTube oraz narzędzie maskujące Wasz adres IP (jeśli chcecie takiego dodatkowego zabezpieczenia, obok prawa, w tym ochrony danych osobowych). Druga opcja to pobranie pliku do komputera — Dyskiem Google, przez Bluetooth lub (opcja najwygodniejsza) przez złącze USB. Do tego ostatniego potrzeba przejściówki z USB (zwykłe duże złącze) na, zależnie od telefonu, najczęściej USB-C lub ewentualnie microUSB. Są w każdym MediaMarkcie itp.; zwykle też w sklepach z telefonami komórkowymi. Po podłączeniu komputera może paść pytanie o tryb pracy, właściwa odpowiedź brzmi "transfer plików". W typowym przypadku (smartfon z Androidem) plik wideo z kamery (możliwy do znalezienia w Eksploratorze plików) jest w \DCIM\Camera.
Co do tego, co zrobić dalej po załadowaniu pliku na komputer (np. przez sekwencję Kopiuj, potem Wklej z menu pod prawym przyciskiem myszy), to opcji jest kilka, ale najlepsze to albo załączyć go na forum/Reddicie, jeśli jest taka opcja przy zamieszczaniu posta, albo wrzucić na swój (najlepiej anonimowy) kanał YouTube (który specjalnie w tym celu można stworzyć — przy tworzeniu kanału serwisy YouTube i Google poprowadzą za rękę przez proces zakładania konta Google i adresu e-mail; co do adresu zapasowego to można wpisać jakikolwiek losowy lub nawet założyć jakiś ad hoc na stronach do zakładania tymczasowego adresu). Plik z filmem (ma on format MP4) można też wrzucić na Dysk Google i wybrać tam (zob. menu pod prawym przyciskiem myszy) opcję udostępnienia: "Każdemu, kto ma link". Kolejne opcje przechowania i udostępnienia pliku wideo to SendGB.com (do 90 dni, można wrzucić od ręki bez rejestracji), a także serwisy w rodzaju Dropbox, Microsoft OneDrive, bublup.com/send-large-files (wieczyście, wymagają zarejestrowania się z użyciem adresu e-mail).
Uwaga: Jeśli zdarzy się, że dany plik MP4 (tj. Wasz film) nie wyświetla się Wam na komputerze, to nie martwcie się, bo nie stoi to na przeszkodzie jego owocnemu dystrybuowaniu czy odtwarzaniu za pośrednictwem np. YouTube (czy nawet za pomocą odpowiedniego programu, jak np. VLC Media Player). W razie czego zaś ewentualne doinstalowanie programu w rodzaju K-Lite Codec Pack praktycznie zawsze rozwiązuje ten problem (przydatne zwłaszcza, jeśli macie stary system operacyjny, a chcecie, by zawsze filmy takie działały, w tym także w domyślnym odtwarzaczu).
Usługi (porty), które powinny działać na serwerze
ICMP (np. zwykły ping), FTP (port 21), IRC (porty 6667 i TLS 6697), SMTP i submission (25 i 587), DNS (port 53), IMAPS (993), SSH (22), HTTP (80), HTTPS (443). Działanie portów można sprawdzić np. programem PuTTY wybierając Other: Telnet. Jeśli dany port jest zablokowany, to wyskoczy błąd połączenia w ciągu najwyżej 30 sekund od próby połączenia. To oczywiście tylko taka ciekawostka, w sumie to nie trzeba aż tak dokładnie nad tym się pochylać, bo najważniejsze niewątpliwie jest www (tj. HTTP i HTTPS, które sprawdza się przeglądarką).
Naprawdę założycielowi tej grupy te strony normalnie działają (chociaż innym prawdopodobnie nie!).
Mogę pokazać film, jeśli ktoś potrzebuje (z czasem w narożniku), pokazujący wejście na stronę przeglądarką w dowolnie wybranym przez Państwa momencie oraz podgląd tego, co przechodzi przez łącze, na programie Wireshark, że rzeczywiście ta komunikacja mi działa, oraz listę reguł firewalla iptables na serwerze (chcecie sprawdzić jakiś inny firewall linuksowy? też mogę, tylko podajcie nazwę). Nie powinno być żadnych blokad i jak ja patrzę, to ich nie ma. Mogę zrobić Wam później na ten temat jakąś transmisję na żywo na YouTube'ie. Strona (ani ten blog bandycituska.com, ani portal xp.pl) nie jest też pusta, a nawet z perspektywy mojego serwera nie ma technicznej możliwości, by wysyłał pustą-białą (kod strony na to nie pozwala) i ja nigdy nic takiego nie ustawiam ani też nie widzę, gdy sam sprawdzam. Na pewno powinno być bardzo dużo tekstu (co konkretnie, to pokazuje web.archive.org, przy czym nie stosujmy tam podając adres strony końcówki .com, tylko .pl).
Czy to ja jestem ofiarą telewizji, tą główną i najbardziej prześladowaną (obok polskiej demokracji i normalnych swobód obywatelskich)? Jak najbardziej. Dowody przytaczam na www.pastelink.net/contacts.
Pamiętajmy o podaniu, która strona nie działa
Obie? Jedna z nich? Jeśli xp.pl, to czy nie działa też serwer host5.xp.pl (np. po adresie https://host5.xp.pl/mail/)? Domena xp.pl raz ma adres IP serwera host5.xp.pl, a raz serwera host6.xp.pl (tego, który jest też od bloga bandycituska.com), zależnie od tego, który akurat (losowo) nameserver był odpytany — pierwszy czy drugi. Różnie bywa: raz jeden z moich 2 serwerów obsługuje, raz drugi. W związku z tym samo podanie, że padło xp.pl, nie wyjaśnia, czy jest problem z serwerem host5, czy host6, a może w danej chwili z oboma.
A nie uważasz, że to jest sprawa tylko 1 osoby? Ty masz problem. Mnie to nie dotyczy. Czemu miał(a)bym Tobie pomagać?
No cóż, jak normalny człowiek styka się z przypadkiem, że człowieka katują całodobowo od ponad 12 lat, nie dają mu spać po nocach, non stop do tego (jakby tego było mało) przeprowadzają ataki wandalizmu na jego komputer (rozkazy falowe czy inne takie włamania nieudokumentowanymi publicznie nieomawianymi metodami), po prostu niszczą mu życie, to współczuje, stara się pomóc, chociaż minimalnie mu ulżyć, a już zwłaszcza (jeśli to aż świata polityki sięga) widzi w tym słuszny bodziec do realizowania się jakiejś naprawy polityki, no ale cóż, jeśli ktoś jest zdegenerowaną kreaturą, to oczywiście to już może spotkać się ze wzruszeniem ramionami. Mam nadzieję, że z Tobą to jednak nie tak źle. W każdym razie czas nagli i trzeba przejść do meritum odpowiedzi:
Nie, to nie jest sprawa 1 człowieka, że mafia przejęła wszystkie nieruchomości publiczne i w efekcie całą gospodarkę (a już na pewno sektory nowoczesnego obiegu informacji jak informatyka, telekomunikacja, elektronika) tak, że wszystko zależy od 1 herszta i że wszystkie budynki komercyjne przejęto, wyremontowano i narzucono im program określonego kryminalnego wysługiwania się (tak, iż w efekcie każdy ma szefa, który mu dyryguje życiem prywatnym i wprowadza zakazy dotyczące tego życia, w tym normalnych wolności gospodarczych i praw obywatelskich). To nie jest problem tylko mój. To jest problem nas wszystkich.
To tak jest nie tylko w Polsce, bo podobnie zrobiono na skalę globalną, a Polacy są od tego, by nieść wolność i się temu przeciwstawić — tutaj, u poniekąd źródła problemu. Za wolność naszą i waszą!
Podsłuch przeciwko 1 osobie i związana z nim agentura są moim zdaniem po to, żeby było skąd czerpać komisarzy wyborczych w komisjach obwodowych (z nadania poszczególnych partii), co to później podają (fałszywie), jak głosowano — w ich rekrutowaniu pewnie też uczestniczą tu i ówdzie pracodawcy. "I niech władza absolutna zapewnia nam dobry byt", po to "Obserwują pod progami" i po to zapewne ten cały urągający prawom człowieka supernudny serial facebookowy (ww. cytaty pochodzą z bardzo nagłaśnianej swego czasu piosenki o telewizji, jej roli i koneksjach politycznych i o tym, co robi z ludzi).Niektórzy ludzie nie potrafią nawet w elementarnym zakresie zastosować zasad moralnych, które podobno wyznają, jeśli im media nie dudnią i nie wrzeszczą uniesionym tonem o skandalach i nie grzmią, jak to strasznie się dzieje i że to jest skandal. Bardzo przykro patrzeć na coś takiego — sam(a) pomyśl, czy to od zgiełku w mediach i tamtejszych biadoleń powinno zależeć, czy się robi coś dobrego dla drugiego człowieka i dla kraju. Ja broniąc siebie dążę do naprawy kraju i triumfu demokracji, sprawiedliwości, praw człowieka. Tu nie idzie o jakieś duperele.
Zauważmy, nakaz pewnej elementarnej miłości drugiego człowieka (bliźnich,, a nawet nieprzyjaciół) głosi samo chrześcijaństwo. Nowy Testament w niejednym miejscu podaje, że poświęcenie na rzecz człowieka, z którym się stykamy, a który nie ma zapewnionych elementarnych standardów życia, właściwych ogromnej większości ludzi (czyli tego rodzaju wola dobrego dla drugiego człowieka, miłość), jest to wymóg zbawienia, wymóg po prostu wygranej na Sądzie Ostatecznym (o tak, wierzymy w tę sprawę i to nie jest jakieś najgorsze zło ze strony Boga) — pierwsze z brzegu dobre przykłady: Mt 25:41-43, Jk 1:27, Mk 10:17-22 (i Łk 18:18-23), Mt 9:13, Mt 12:7, Łk 16:19-31, J 13:34, Mt 22:36-40 (i Łk 10:29-37; cała ta opowieść wygląda tak, jak gdyby Chrystus tutaj nawiązywał też do mojej sprawy, natomiast tutaj patrz zwłaszcza konkluzja), Łk 6:27-36, Mt 5:43-48. Polecam je sobie dobrze przeczytać i wziąć pod uwagę, jeżeli nie jesteśmy chrześcijaami-obłudnikami, tylko po prostu chrześcijanami. Co do papieży to tam ostatnio było od lat bardzo źle, rutynowo co najmniej przyzwalali na zabójstwa w wykonaniu państwowego gangu (oczywiście tylko takie tchórzliwą metodą, bo nie jesteśmy jakimś narodem nożowników czy choćby ludzi z pistoletami — mam tu na myśli metodę medyczną, w szpitalach…), pokazuje to cała seria artykułów mojego portalu xp.pl (chyba też cenzurowany), patrz np. https://web.archive.org/web/20241111102037/https://wiadomosci.xp.pl/kryminalne/polsko-watykanski-establishment-zamieszany-w-zabojstwa-m-in-w/o21xctc. To jest bardzo prosta sprawa: tu nie chodzi o nauczyciela od doktryny wiary i jej zmieniania, tylko o ateistę lub niemalże ateistę. I w tym temacie należy być świętszym od papieża, jeśli nawet (nie wiem, na jakiej podstawie, bo kościoły to remontowało m. st. Warszawa i inne gminy) ktoś by uważał, że on jest dobrze poinformowany — chyba każda normalna-porządna osoba to rozumie.
Jeszcze jest taki problem, czy ta strona bandycituska.com to na pewno przez tego człowieka jest prowadzona, bo może jednak nie?... Otóż zdecydowanie tak, swój blog na temat prześladowań i politycznej nagonki podsłuchowej prowadzę od 2012 r. (raptem kilka lat po rozpoczęciu podsłuchowego kryminalizowania gospodarki), można to sprawdzić na web.archive.org, tylko trzeba pamiętać, że domena się zmieniała. Najpierw była to www.sysplex.pl, potem od chyba 2013 r. (połowy) czy 2014 jeszcze domena druga: bandycituska.pl, którą teraz reaktywuję (z uwagi na to, że aktualna, czyli stosowana od 2015 r. bandycituska.com jest z archiwum wyłączona — nieopatrznie o to swego czasu poprosiłem). Stara sprawa i tradycję mając te moje skargi na kryminalizację i autorytaryzację w gospodarce. Pamiętajcie, chcą przepchnąć, że wszystko od tych politycznych hersztów na górze, a jak ktoś nieposłuszny, to go wywalają z budynku albo kontrolę skarbową wszczynają i ma proces karny o przestępstwa skarbowe.
Za pomoc Tobie — a obawiam się, że także za oglądanie Twoich stron www dłużej niż kilka sekund czy minuta albo nawet za uczestniczenie w jakichkolwiek dyskusjach, ankietach itp. — to pewnie w ogóle będzie "dożywocie" na rynku pracy…
Nie, bynajmniej. Co to w ogóle za pomysł, nie z tej bajki i obcy naszej kulturze i wartościom (jak wiadomo w Polsce są to wartości w chrześcijaństwie zakorzenione), w ogóle z nimi sprzeczny — nie wiem, kto i dlaczego miałby coś takiego wdrażać. Że jak ktoś mi pomaga, to potem na rynku pracy (jak np. skończy studia) on następnie już nie osiągnie powodzenia? Bynajmniej. To jest drobiazg. To uniwersalna ludzka rzecz przebaczać. Jak mawiał polski papież — nie lękajcie się!
Nadto: są środki anonimowości w Internecie. Piszę o nich nieco dalej. Zapewnią ci autentyczne 100% bezpieczeństwa. Poza tym — jak ogłosiłem na LinkedIn — tworzę nie tylko nowe media, ale zamierzam też utworzyć nowe ogólnopolskie stowarzyszenie związków zawodowych. Proponowana nazwa — "walka o Polskę". Jego głównym celem będzie walka o uczciwe wybory oraz przeciwko najpoważniejszym nieczystym zagraniom mafii państwowej (np. zwalnianiu aktywistów). Założyłem już w tym celu kanał IRC w sieci IRCNet (serwer — na przykład polska.irc.pl) o nazwie #zwiazki.zawodowe. Jeśli jesteś członkiem związku i masz do niego sensowne zaufanie, to zainteresuj go tą sprawą. Jeśli nie jesteś, to może się zapisz. One nadal istnieją, mają sensowną misję, ba, nawet nieraz już działają na terenie danego zakładu pracy i mają tam swych członków. Można też założyć nowy, do czego wystarczy wola 10 pracowników. Problem jest przede wszystkim z doinformowaniem ludzi w paru tematach, pokazujących, jak jest źle, oraz z wprowadzeniem ukoronowania tych związków w postaci odpowiedniego stowarzyszenia ogólnopolskiego łączącego związki zawodowe różnych profesji, w dużej ilości, w celu organizowania protestów, gdy sytuacja tego wymaga. Obecnie tego nie ma, a jest tylko coś, na co szkoda słów (czyt.: zapewne szef w rodzaju p. nomen omen Dudy — przybudówki polityków?… — na łapówkach z TV, analogicznie pewnie w OPZZ, gdzie notabene lekarze wespół z TV bodajże zabili im szefa — Jana Guza, zresztą mam też podobną sytuację bodajże z własną rodziną, też taka korupcja i jakieś tam też małe zastraszenie, bo kto lubi zadzierać z władzami, gdy idzie też np. o źródła utrzymania). Ponadto tu i ówdzie (np. u lekarzy?) przewodniczący związków tych wyspecjalizowanych też jest skorumpowany przez telewizję lub nawet po prostu jest agentem, lub jedno i drugie. Co jest bardzo ważne to to, że szefa związku zawodowego ani jego osoby delegowanej do kontaktu z pracodawcą nie można zwolnić bez zgody związku. Po prostu ustawa tak mówi. Związek zawodowy ma też prawo wytoczyć sprawę pracodawcy na rzecz pracownika, np. w związku z dyskryminacyjnym zwolnieniem, co zapewnia profesjonalną pomoc za darmo.
Jeżeli zamierzasz iść tą drogą współuczestniczenia w związkach zawodowych czy nawet ich współtworzenia (co zapewni ci, że nie zostaniesz zwolniony), do czego masz pełne prawo ustawowe, w tym konstytucyjne (art. 12), to tylko jedna sugestia, którą powtórzę: omijaj szerokim łukiem "Solidarność" i jej komisje zakładowe. Przypomina ona obecnie front wsparcia telewizji oraz agentów i innych skorumpowanych (a więc ludzi, którzy za kasę sprzedają drugiego człowieka oraz normalne chrześcijańskie zasady i odzwierciedlające je prawo państwowe, a wchodzą za to w alians z politykami-zbirami), którego jedyną misją jest spasione d**sko motłochu w dziedzinie zarobkowania i które żadnych więcej potrzeb ludu pracującego (zwłaszcza w dziedzinie jakiegoś etosu demokracji i praworządności) nie widzi. Być może w ramach wstydu, gdyby ktoś już był bardzo dociekliwy i dotarł do samego jądra problemu, usłyszałby, że główną przyczyną powstrzymującą ich jest nie to powyższe, tylko jakaś rzekomo istniejąca klauzula oraz rzekomy "interes" Kościoła, którego oni chronią ("Tuska i kolegów nie atakujemy = Kościół dalej istnieje", takie jakieś może wierzenia), ale to jest żenada i szkoda na to słów. Słyszałem od pewnego związkowca tezy, z których wynika, że tamtejszy zły stan rzeczy ma też swoje oddolne przyczyny, jako że wg jego wersji obecnie "S" to u niego (POiW) przede wszystkim ludzie głosujący na Trzaskowskiego i nie chodzący na msze — no cóż, bardzo możliwe, że jest w tym dużo prawdy (tym bardziej, że jest synergia oddolnych źródeł problemu i źródeł odgórnych, ponieważ ludzie uciekają od związku widząc, że jest zły, natomiast tym przychylniej na niego patrzy zła mniejszość.), moim zdaniem możliwe też jednak, że istotnym czynnikiem jest tutaj oprócz tego ewentualne fałszowanie wyborów do władz związku. Tak czy inaczej, szkoda na takie coś czasu i pieniędzy, i porzucania alternatywnych dużo lepszych opcji.
Jeśli komuś argumenty z 3 powyższych akapitów nie wystarczają, to służę dostawą garści kolejnych. Oto one. Kwestię tego rzekomo grożącego dyskryminowania jakiejś osoby na rynku pracy można wywodzić na 2 sposoby — oba tu zaraz omówię wraz z właściwymi mu argumentami. A zatem:
Po pierwsze: atak na Polskę — i to w najgorszy możliwy sposób, tj. sprowadzający się przede wszystkim do ślepego zajadłego mordowania cywilów — byłby agresją zupełnie idiotyczną i strzelaniem z armaty do mrówki. Znacie choć jedną osobę w historii — a przecież ludzi przez te ostatnie 1000 lat żyły miliardy — która by strzelała z armaty do mrówki? Myślę, że nie. O ileż mądrzej brzmiałby taki argument: "Jeśli go będziecie na ten temat informować i dostarczać dowody, to może nawet dojdzie do tego, że on ten problem rozwiąże i zacznie skutecznie publikować, ale wtedy oni go zabiją". O ileż mądrzej! Sprawa jak z tą Politkowską po prostu. Zupełnie idiotyczny pomysł, naprawdę. I oczywiście w razie jakiegokolwiek ujawnienia-udowodnienia źródła Rosjanie w takim układzie (czy w kogo tam wierzysz w tej roli) byliby najgorszymi barbarzyńcami w historii świata, czymś dużo gorszym niż Hunowie, którzy jak wiadomo niezbyt już po swoim jedynym głośnym wyczynie mieli swoje miejsce na kartach historii. W ogóle nie ma szacunku dla takich teorii. Kompletny nonsens. Jeszcze takie pytanie, czemu to miałoby służyć. Ochronie przed "zarazą" w mediach dosięgającą Twego kraju? Toż przecież chyba bardziej godne skandalu i mniej rokujące nadzieję co do krycia jest zlecanie jakiegoś ataku (i to pewnie nie 1 rakietą, bo to by mogło być zestrzelone i rozwalone jakąś brudną bombą atomową czy czymś takim, tylko całą serią) niż to, że był jakiś tam podsłuch w Polsce i że ten oto kraj, tj. nasz kraj (kraj lokalizacji danych mediów i danego niedemokratycznego watażki), w tym także uczestniczył. To drugie jest już teraz rutynowo kryte, nikt nie ma interesu tego zmieniać, więc to jest przykład tzw. win-win solution ("wilk syty i owca cała"). Natomiast co do ataków na państwa to sami zobaczcie, co dzieje się w sprawie Ukrainy. Cały świat o tym słyszał i prawie nikt tego nie próbuje usprawiedliwiać, niemal wszyscy z odrazą podchodzą do czegoś takiego. Jeśli zaś chodzi o jakże dziś popularyzowane w biznesie jako jakieś tam może uzasadnienie "atomówki", to tak na marginesie można dodać, że kwalifikuje się to wg dzisiejszego prawa jako "zbrodnie przeciwko ludzkości / zbrodnie wojenne" (masakra ludności cywilnej). Za to się jest obiektem nienawiści (tj. silnej niechęci) całego cywilizowanego świata (od narodu własnego począwszy) — za to, nie za chrześcijaństwo przecież.
Po drugie: jeśli rzekomo grożącą dyskryminację wywodzić z jakichś innych, pozaprawnych metod, w tym jakiegoś wykorzystywania służb specjalnych do lewizny itd., to może na wstępie odnotujmy, że to jest jakaś fantastyka próbująca nam wmówić, iż rzekomo operacyjna działalność operatorów telekomunikacyjnych typu Orange i ich pracowników obejmuje bezprawne przetwarzanie danych osobowych i w dodatku ujawnianie ich osobom trzecim, bez postępowania karnego (mogą to być nawet służby, nie ma to znaczenia, RODO obowiązuje), co jest bzdurą. Tym niemniej abstrahując od tego tematu mam tu w takim razie 4 zwycięskie kontrargumenty, które pokazują, że zemsta w rzeczywistości nie jest w interesie tego gangu. Dlaczego? Otóż (1) po pierwsze byłby to obciach, kompromitacja zarówno dla firmy, jak i państwa. Ja z chęcią będę prowadził w takim razie listę firm zamieszanych w takie zło przeciwko osobie dla mnie przyjaznej. I te firmy powinniśmy w takim razie bojkotować. Nie będą ich przecież setki tysięcy czy miliony. Jedna firma, za tydzień druga, za 2 tygodnie trzecia… bardzo powolutku się to wydłuża. Nie dzieje się to tak szybko i często, że nie nadążyłbym ich dodawać. Następnie (2) zauważ, że nie wszyscy pracodawcy są w ogóle podatkowo skorumpowani i werbują przestępców podsłuchowych, to zaś oznacza, że wcale nie jest im blisko do telewizji, tylko wręcz przeciwnie. Nie wiem, jaki to odsetek ogółu przedsiębiorców ci dobrzy, ale obawiam się, że może nawet ponad połowa (za to duże firmy, te z własnymi budynkami, pewnie nawet w 100% przypadków są skorumpowane). Oczywiście, oni też tam jakoś może pomagają telewizji poprzez zakaz miłosierdzia względem mnie i działanie przeciwko mojej obecności w Internecie, ale to tylko dlatego, że właściciel budynku na nich bardzo naciska i grozi, natomiast przecież nikomu serca nie zaprzedali. W związku z tym tutaj i tak jesteś prawdopodobnie wygrany(-a). Kolejny argument (3) to to, że takie zachowanie, mianowicie dyskryminowanie Ciebie z powodu Twej porządnej chrześcijańskiej i dobrej dla Polski podstawy, przyniosłoby prawdopodobnie efekt przeciwny do zamierzonego. Jeśli rzeczywiście nie mógłbyś całe lata znaleźć pracy, jako rozbitek życiowy, to może właśnie tym bardziej byłbyś przyjazny mnie i tej całej proponowanej przeze mnie prodemokratycznej rewolucji politycznej w Polsce, bo co tu innego robić w życiu? Nic tylko zająć się polityką w takim razie, bo czymś trzeba dni wypełniać… Z drugiej strony, ów efekt przeciwny do zamierzonego (tj. przeciwny do korzyści dla grupy przestępczej) wynikałby też stąd, że szef w ten sposób przestaje być kimś wpływowym dla Ciebie i traci nad Tobą władzę, i w efekcie już nic nie wskóra przeciwko mnie w Twoim przypadku — stajesz się tym bardziej niezależny(-a), niesterowalny, a przecież po co to komu? Wreszcie (4) po czwarte: załóżmy, że obecnie strona Ci się otwiera — może tak już jest w ogóle od jesieni 2024 r., kiedy to zacząłem ją i ten cały problem reklamować na forach i zacząłem namawiać ludzi do pomagania mi w temacie cenzury — tylko po prostu strach tam siedzieć, dłużej niż parę sekund czy minuta, bo są ww. pogróżki. Otóż w takim razie śpieszę Cię doinformować, że w ww. okresie czasu jak najbardziej zdarzały mi się wejścia i przesiadywania w miarę długie (choć były to pojedyncze przypadki), tj. np. 20 minut, dwadzieścia kilka, kilkanaście minut, a nawet raz było rzędu 12 godzin. I co, myślisz, że ci ludzie teraz mają jakiś wilczy bilet? BZDURA! Nic się im wszystkim nie stało. (Gdyby się stało i gdyby w ich przypadku nie dało się już znaleźć pracy, to przecież by mi o tym donieśli, bo czemu nie.) A wiesz, czemu nic się nie stało? Już choćby przez ochronę danych osobowych. Tu jest koniec, kropka, po prostu naruszenie tej ochrony to przestępstwo. I tyle. Zresztą po stronie można chodzić Tor Browserem (anonimową przeglądarką, która zapewnia nienamierzalność z wykorzystaniem specjalnej sieci tzw. onion routerów). W każdym razie nikomu nic nie robią za przesiadywanie mej strony www, taka jest, jak pokazuje doświadczenie, rzeczywista polityka w tym temacie.
Wiem, co sobie myślisz. "Wszystko to jest kwestia zaufania". "Są też np. środki anonimowości w Internecie, ale w sumie to nie wiem, czy one rzeczywiście są bezpieczne, bo może ABW czy kto tam inny ma tam jakieś swoje wpływy". Masz rację, nie znasz się na tym, więc zaufaj komuś, kto się zna — może być mi, bo z zawodu i wykształcenia jestem informatykiem i już od ok. 1991 r. zajmuję się programowaniem, a od ok. 1999 r. dodatkowo też technologiami internetowymi. I zawsze byłem pasjonatem tej tematyki. Wyjaśniam, że te rozwiązania w dziedzinie anonimowości, o których będzie tu mowa dalej, są jak najbardziej bezpieczne i godne zaufania, i stosując je (oczywiście z głową, tj. nie pozwalając, by były ślady co do Twej tożsamości w jakiś inny sposób, np. w adresie e-mail) — co jest bardzo łatwe i wygodne — jesteś nienamierzalny(-a). Co więcej, można to łatwo pokazać. Po prostu każdy widzi, że priorytetem rządów nie jest dokładne, skrupulatne wręcz "księgowanie" każdego pakietu internetowego, tj. tzw. pakietu TCP/IP (czy np., dajmy na to, każdej informacji o zawarciu połączenia do serwera o takim-to-a-takim adresie IP), w sposób pozwalający ustalić tożsamość osoby komunikującej się — a to może jeszcze po to, by się później mścić na moich rozmówcach, czytelnikach czy ludziach uczestniczących w ankietach itp. W ogóle na tym generalnie rządom nie zależy, nie wkłada się starań w zorganizowanie tego, a i od strony technicznej byłoby to (w przypadku dostawców technologii anonimizujących) praktycznie nie do wdrożenia z uwagi na ogromne ilości danych przechodzących przez ich łącza oraz z uwagi na wewnętrzny sposób działania oprogramowania tam stosowanego (zwykle OpenVPN, ale i inne są porządnie zrobione). Gdyby rządom zależało na namierzaniu wszystkich w Internecie i nie pozwalaniu na anonimowość, nie byłoby tak, że w każdej knajpie na mieście można za darmo skorzystać z Internetu w sposób najzupełniej anonimowy (są jak wiadomo tzw. hotspoty, czyli punkty dostępu do restauracyjnej sieci bezprzewodowej, sieci WiFi). Mnie swego czasu, jak gdyby nawiązując do produkcji psychotycznych pana (M.M.) Kolonko z USA (byłego słynnego korespondenta TVP) i jego informatorów — o totalnej sieci podsłuchu na wszelkie dane telekomunikacyjne i ich filtrowania i segregowania, czego w rzeczywistości nie ma (natomiast jest co innego, sieć radiolokacji i radarów namierzających, o czym on również wspomniał gdzieś tam w artykule) — podstawiano od czasu do czasu w metrze dziewczyny w dżinsach z wielkimi, chamskimi dziurami na kolanie, po prostu takie "obdartuski". Nawet tuż naprzeciwko mnie (co zapewne specjalnie organizowano w taki to sposób, że przy w miarę centralnych, a nie skrajnych, wejściach były one typowo naprzeciwko jednego z nielicznych miejsc wolnych). To jest właśnie coś takiego. Zupełny absurd. Że niby rządom nie wiadomo jak zależy na tym, by wszystko w Internecie ewidencjonować i każdy pojedynczy pakiet internetowej komunikacji mieć zarejestrowany, zachowany i zidentyfikowany co do osoby, której on dotyczy, a zupełnie jednocześnie z tym totalna gigantyczna dziura w zabezpieczeniach przed anonimowością i w tych zapędach w postaci wszędzie na każdym rogu dostępnych publicznych hotspotów, czemu nikt się nie sprzeciwia i czego nikt nie zamierza regulować. Kto normalny i racjonalny by tak działał, gdyby faktycznie chciał móc wszystko wyśledzić (np. "bo tak nam leży na sercu walka z przestępstwami internetowymi" — nadaje się na wymówkę)? Po prostu pomyślcie…
W dodatku tu idzie też o zasady, o sumienie. U tych dostawców usług anonimizujących i chroniących przed cenzorskimi i agresywnymi-niesprawiedliwymi rządami. Wyraźnie przecież szukając np. pod hasłem "VPN no logs" szukasz usługi, która na pewno nie zapisuje sobie żadnych danych na temat tego, co od kogo pochodzi w ramach ruchu wychodzącego z sieci wirtualnej takiego operatora VPN (mianowicie, angielski czasownik log oznacza rejestrować coś, przechowywać ślady, zapisy). Bez przesady, że owe oferty to są oszustwa.
Ponadto – jako że zbliżamy się do końca niniejszej odpowiedzi – muszę tu dodać, skoro już zahaczamy o te sprawy, że w tym temacie jawnych pogróżek (podobno bezpodstawnych, jak twierdzi telewizja, z którą mam wszak stały kontakt) czy choćby tylko obaw co do "wilczych" biletów (bo to, co dokładnie Wam mówią, choć w ogólnym zarysie jest podobne, w detalach konkretnej realizacji może się różnić między jednym zakładem pracy a drugim czy nawet jednym mówiącym a drugim) dobrze jest zachować rozsądną powściągliwość w wymyślaniu problemów, o których nikt nawet nie mówi (tj.: w wymyślaniu, że jeszcze może coś takiego wam grozi, gdy jakoś postąpicie, mimo że nawet tak nie powiedziano), jako że we wszystkich typowych przypadkach jest to niepraktyczne i nie do zrealizowania. Pamiętajmy o tym – czego się nie mówi, a szkoda – że w każdej takiej typowej sytuacji (jak np. gdy pracodawca żąda wyremontowania mieszkania po zmarłej cioci czy chce Cię gdzieś wysłać w ramach Twego życia prywatnego, byś wyświadczył jakąś kryminalną przysługę mafii, czy nawet gdy wciska Ci bycie półzamieszanym w dziedzinie pracy podsłuchowej), cokolwiek byś nie wybrał (spośród przecież nie tak licznych opcji: dwóch czy trzech, typowo), zawsze jesteś wyrazicielem i przedstawicielem jakiegoś nurtu społecznego. Razem z Tobą tak samo przecież zadecydują może nawet miliony innych osób, a na pewno setki tysięcy. A już zwłaszcza ta jedna trzecia, co to na tyle szanuje chrześcijańskie zasady i tradycję, że bywa na mszach, plus jeszcze trochę innych, co to na nie nie chodzą, ale i tak je co do zasady popierają, tutaj pewnie ma spore szanse wybrać sumiennie, więc to jest zupełny absurd teraz twierdzić, że oni wszyscy staną się jakimiś ludźmi z wilczym biletem i będą wykluczeni z rynku pracy, na zawsze w ogóle (czy choćby na lata), co oznacza skurczenie się go o miliony i niemal niemożność sensownego dostosowania się do tego, a to w związku z jakąś powszechną sytuacją, jak np. te wyżej wymienione. Oczywiste jest, choć się tego jakoś nie tłumaczy w różnych mediach czy na kazaniach, że takie zagrożenie w ogóle formalnie nadaje się do brania pod uwagę jedynie w przypadku jakichś bardzo rzadkich skrajnie nieprawdopodobnych sytuacji.
Na koniec dodam tu jeszcze jedno, odpowiedź już zupełnie awaryjną, na wypadek, gdyby wzzelki zaprezentowany tu wcześniej rozum jakoś z niezrozumiałych przyczyn zawiódł. Załóżmy nawet, że Cię wywalają i masz problem ze znalezieniem kolejnej pracy — co, to w takim razie koniec wszystkiego, już niczym się nie zajmiesz? Bzdura. Wystarczy założyć firmę. Jako człowiek działający w biznesie ja sam nie mam z tym absolutnie żadnego problemu — praktycznie nigdy i nigdzie nie spotykam się z żadną dyskryminacją. Po prostu jest "kulturka". Nie dowierzacie, może np. zarzucacie mi w myślach, że w biznesie funkcjonuję tylko pozornie, to proszę, oto przykłady. Firmy reklamowe, w tym te od bilbordów ulicznych, czyli środków reklamy z naprawdę dużym zasięgiem oddziaływania, jak również te od Internetu, w ogóle mnie nie dyskryminowały w sensie odmowy obsługi (nawet mnie! tym bardziej więc kogoś, kto jedynie postępuje jak mój przyjaciel czy stronnik): ani te małe, ani duże (co najwyżej jakieś wyjątki wynikające z zasad regulaminowych czy jakaś np. odmowa w Stroerze w 2015 r. zrobienia kampanii ostrych słów przeciwko TVP na bilbordach). To jest standard, wiem, bo współpracowałem z tą branżą nie raz, np. z różnymi firmami od bilbordów w r. 2013 i 2014, jako przedsiębiorca, oczywiście mailując jako Piotr Niżyński. Dalej: firma państwowa Poczta Polska S.A. również nie dyskryminowała mojej spółki xp.pl sp. z o. o., tylko normalnie prowadziła jej skrytkę pocztową, którą jak najbardziej udało się założyć i zawrzeć w tym temacie umowę. Banki mnie nie dyskryminowały, zawsze udawało się gdzieś mieć konto. Polkomtel mojej spółki Dochodzenie Skarbowe sp. z o. o. vel Niżyński Management sp. z o. o. (to nazwa późniejsza) też oczywiście nie dyskryminował. Co więcej, gdy natrafiłem na jakieś problemy sprawiające wrażenie podsłuchowych (bo już raczej coś takiego się zdarzyć może, czyli ukradkowe, nacechowane wstydem i ukrywaniem tematu, wykręcanie się od poprawnego wykonywania umowy), a mianowicie zablokowane telefonowanie do Panamy w czasie, gdy ono mi było potrzebne, to mi to na moją skargę koniec końców naprawili(!). Mnie, bo jako Piotr Niżyński skarżyłem, czyli samemu jądru ciemności i obaw, i prześladowań. Centra danych i firmy hostingowe też mi nigdy nie odmawiają obsługi, a wypróbowałem ich mnóstwo. Bez takiego chamstwa; tu idzie raczej o oszustwo komputerowe, ale to to jest kwestia, której się przecież na plakatach nie umieszcza, lecz którą się stara robić ukradkowo. Oferty specjalnych profesjonalnych drogich łączy internetowych dla firm działających w branży internetowej przedstawiali na moją prośbę także czołowi operatorzy polscy, w tym bodajże Orange, UPC, Vectra, Netia (z tą ostatnią była już nawet podpisana i przymierzałem się do realizacji, problem był tylko po stronie administracji bloku, co do położenia okablowania, oraz w sumie to i trochę w pieniądzach). Mam zresztą przecieki, że tego typu łączy nie będą przechwytywać, bo tego się po prostu nie robi z uwagi na zakaz wyłudzania pieniędzy i zgodnie też po prostu z polityką podsłuchową, jaka jest globalnie ustalana w realizacji tradycyjnego planu, aczkolwiek pewności nie mam, że tak postąpią. Przykłady można mnożyć. Firma oferująca biuro wirtualne (tj. obsługę korespondencji firmowych wielu przedsiębiorcom) w samym centrum Warszawy obsługiwała mnie jak dotąd bez problemu i nie zanosi się na zmiany, przez lata obsłużyła mi dużo korespondencji. Znana firma oferująca przetwarzanie płatności DotPay.pl obsługiwała moje przedsiębiorstwo indywidualne osoby fizycznej, dopóki istniało (tj. do 2010 r.), bez żadnego problemu, a teraz ostatnio na jesieni 2023 r. skontaktowałem się z, zastępującym ich obecnie, wiodącym operatorem płatności internetowych Platnosci24.pl i on również mojej firmy xp.pl sp. z o. o. (ma to być jak wiadomo antysystemowy portal internetowy) nie zamierzał dyskryminować, tylko skwapliwie przedstawił warunki współpracy. Giełdy kryptowalut, mianowicie Binance.com i Zondacrypto (dawniej znany jako BitBay), też moich spółek nie dyskryminują, a robili przecież indywidualne rozpoznanie KYC (Know-Your-Customer), jak również świadczyli dla nich (korespondując ze mną) wsparcie techniczne/arbitrażowe w sposób poprawny. Na prośbę ofertę przedstawiła mi też Panorama Firm, choć z tego to akurat nie korzystałem. Na Allegro.pl konto firmowe mam, na ile ono działa, nie wiem, bo może są jakieś ukradkowe przekręty (spróbujcie wyszukać towar po haśle Piotr Niżyński), ale oficjalnie obsługują tę moją spółkę i nawet mnie osobiście, bo ja piszę, i odpowiadają na zgłoszenia. Kolejnym przykładem, jak komuś jeszcze tego mało i taki jest trochę zalękniony w tym temacie, mogą być firmy zagraniczne, amerykańskie czy chińskie: nie mam żadnego problemu w zamawianiu tam produktów ściśle nakierowanych, jak niewątpliwie łatwo się domyślić (czy nawet podpatrzeć, bo i to się pewnie zdarza), na walkę elektroniczną, tj. z falami elektromagnetycznymi i dźwiękiem. Krótko: jest taka sytuacja, że dla mnie to kompletnie nie do wiary, że ktoś miałby Wam odmawiać normalnej oferty tylko z uwagi na jakieś szczegóły z Waszego życia prywatnego, a to mianowicie to, że kiedyś tam jakoś mi pomogliście czy coś takiego, przecież to zupełnie niepoważne insynuacje. Jak ktoś ma na koncie przestępstwa, to raczej się z tym kryje niż obnosi wobec obcych. Jeśli by Tobie nie chcieli np. wynająć biura czy zamieścić reklamy, to może wystarczy mnie poprosić o pomoc — ja mogę wynająć za Ciebie. Co za problem? Ale naprawdę, wierz mi — nawet mnie, czyli w ogóle samo centrum tego całego problemu i najbardziej zwalczaną przez ten gang osobę, nijak nie dyskryminują na rynku w dziedzinie możliwości działania w biznesie, w sensie: tak na zasadzie oficjalnego odmawiania obsługi.
Toteż mam nadzieję, że teraz już summa summarum po tych wszystkich rozsądnych argumentach Twoje obawy powinny się rozpierzchnąć i schować, i ustąpić miejsca postawie z podniesioną głową.
No tak, tak, oczywiście, mam ci pomagać, bo zasady. Ale jest art. 266 k.k. o tajemnicy pracodawcy!
To tak nie jest, że ten przepis musi być sprzeczny z Konstytucją i zapewnianiem wolności Internetu przez państwo (co jest zapisane w art. 14 Konstytucji). Przepis mówi o przyjętym na siebie "zobowiązaniu". Zobowiązania reguluje Kodeks cywilny — Księga Trzecia, pochodzą one z umów, w tym ustnych (chyba, że ktoś woli jakieś ściśle jednostronne, w ogóle nie wobec drugiej osoby, to wtedy Prawo wekslowe, a są jeszcze nadto zobowiązania wywodzące się z orzeczeń sądów, ze sporym polem do uznaniowości w decyzji sądu, jak również mogą one być w stosunkach między osobami narzucane przez ustawę; ponadto istnieje jeszcze pojęcie zobowiązań publicznoprawnych, np. podatkowych, ale nie o nie tu chodzi). Art. 353(1) k.c. — niemalże jako wstęp do ww. księgi: "Strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się (...) ustawie ani zasadom współżycia społecznego". Konstytucja też jest ustawą. Takie "zobowiązanie" jest bezskuteczne prawnie!
Niezgodność ww. tajemnicy z zasadą wolności innych środków społecznego przekazu i prasy polega na tym, że nie może przecież być tak, że państwo za pomaganie w tej dziedzinie, niewinne działanie na rzecz likwidowania nieprawidłowości, wsadza do więzień czy nawet choćby tylko kara, skazuje za przestępstwo, nakłada grzywny. Bo to byłoby właśnie sprzeczne z ww. zasadą, że państwo "zapewnia" wolność prasy i środków społecznego przekazu (art. 14 Konstytucji). "Zapewnić" oznacza "zagwarantować". Wymaga to powstrzymania się przez państwo od działań, które w tę wolność prasy uderzają. A zatem w tym zakresie rzekome "zobowiązanie" umowne (tj. dobrowolnie w drodze umowy z drugą osobą na siebie przyjęte) jest jak to się mówi pozbawione ochrony prawnej (por. też art. 5 k.c.; kompletu dopełnia art. 58 k.c. o nieważności czynności prawnej).
Ja nie wiem, czy ten przepis karny tak zinterpretują.
Zinterpretują. Abstrahując już od środków anonimowości, jest orzecznictwo Sądu Najwyższego (np. z 24.11.2015, II CSK 517/14; s. 9). "aprobowana w orzecznictwie dyrektywa wykładni w zgodzie z Konstytucją, sprzeciwiająca się przyjmowaniu takich możliwości interpretacji przepisu ustawy, które prowadziłyby do jego niezgodności z Konstytucją, jeżeli możliwe jest również (...), że jest on z nią zgodny. Dyrektywa ta MA ZASTOSOWANIE (...)", dalej o niej jako sposobie rozstrzygania pomiędzy sprzecznymi wykładniami prawa (tu: językową i systemową).
Ale czy ty aby na pewno wszystko dobrze rozumiesz? Ty to raczej nie znasz się na pracy w dzisiejszych czasach… Oni wstawiają w umowie, że mam obowiązek zachować w tajemnicy poufne informacje pracodawcy także po wygaśnięciu umowy. Czy to samo w sobie — ściśle taki obowiązek nieujawniania tajemnic biznesowych także po wygaśnięciu umowy — jest jakieś postanowienie niezgodne z Konstytucją albo ustawami?
No cóż, ciągniemy tu wątek prawny, a i tak bezsporne jest, że sędziowie są skorumpowani i zdolni do zła (inną jeszcze sprawą jest to, czy politycy, a nawet pracodawcy, chcą w ogóle aż takiego zła i takiego mszczenia się, myślę, że w tym temacie nawet Tuska da się pomówić**), w związku z czym istotniejszy temat jest raczej o środkach technicznych zachowania anonimowości, a nie o prawnych aspektach takich tajemnic umownych, ale wyjaśnię, jak ja to widzę. Sama klauzula umowna jest, załóżmy, w miarę zgodna z Konstytucją, już się tu tego nie czepiam, choć może jacyś sędziowie by kręcili nosem na takie dożywotnie zobowiązywanie się w rzeczywistości jedynie wymuszone przez pracodawcę. Że to przesada i pozbawia Cię czegoś, co Ci w rzeczywistości musi przysługiwać (zwłaszcza, że jest coś takiego, jak istota praw konstytucyjnych — można tu uznać, i pewnie w tym kierunku to by poszło, że obejmuje to też rozpowszechnianie i pozyskiwanie informacji o takich rzeczach, które w sumie to każdy może swobodnie zobaczyć, czyli swego rodzaju "reporterskie" szerzenie i pozyskiwanie informacji: por. art. 54 ust. 1 i art. 31 ust. 3 Konstytucji; "istoty" praw konstytucyjnych — można się teraz spierać, co to jest w danym przypadku — nigdy nie można ograniczyć, jak podaje drugi z przywołanych tu przepisów, chyba że w stanie wyjątkowym ogłoszonym zgodnie z Konstytucją i wtedy na podstawie odpowiednich rozporządzeń, natomiast można ograniczyć taką niekonieczną "otoczkę" prawa, jak np. rozpowszechnianie informacji, do których to właściwie nie ma się prawa, jak np. gdy jakaś sprzątaczka zobaczyła jakieś pismo na biurku, nawet np. informację klauzulową, albo gdy ktoś tylko dlatego zna jakąś informację, bo włamał się na serwer lub do budynku — to to oczywiście nie jest coś, co mu przysługuje, to nie jest istota prawa, że aż takie rzeczy, np. nielegalnie zdobyte, zawsze można rozpowszechniać; natomiast to, co każdy może zawsze swobodnie zobaczyć, to chyba nie może podlegać zakazowi rozpowszechniania). No więc w każdym razie to postanowienie umowne o tajemnicach, jeśli jest źle rozumiane, że absolutnie wszystko można ukrywać, to jest niezgodne z prawem i nie ma mocy. Ale oczywiście można też je dobrze rozumieć. Przejdźmy więc teraz do rzeczy.
Należycie pojęte postanowienie umowne o zakazie ujawniania tajemnic implikuje, że pracodawca ma prawo żądać, by określonych informacji — są to wtedy informacje poufne (czy jak zwał, tak zwał, ale coś takiego jest) — stanowiących jego sekrety nie rozpowszechniać. Jednakże zgodnie z art. 5 Kodeksu cywilnego (i należy zawsze brać na to poprawkę, tak wymagają zasady poprawnej interpretacji umów i każdy prawnik wam to powie) nikt nie może czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa albo z zasadami współżycia społecznego. Przechodząc teraz do dosyć oczywistej interpretacji tych pojęć i zastosowania ich na kanwie niniejszej sprawy, przeznaczeniem prawa do tajemnicy biznesowej jest ochrona różnych innowacyjnych osiągnieć technicznych (czy nawet naukowych) dotyczących przedmiotu działalności danej firmy. Nie jest natomiast zamysłem tego prawa jakieś przepychanie wręcz jakiejś inżynierii społecznej, lansowanie tajemnic narodowych w kwestii tego, co każdy (czy prawie każdy) może sobie samodzielnie zobaczyć, zwalczanie zasady konstytucyjnej ustrojowej odnośnie tego, że państwo ma realizować zasady sprawiedliwości społecznej (art. 2 Konstytucji) itd. Już więc to choćby wypada poza burtę ochrony prawnej, a tutaj właśnie zakwalifikować można tę sprawę niedziałającej telekomunikacji (podobnie jak pewne inne bardzo na bakier z prawem będące ewentualne "sekrety" Waszych firm, Waszych pracodawców). Po drugie, co do zasad współżycia społecznego, to należy pod tym pojęciem rozumieć zwłaszcza zasady utwierdzone aż w Konstytucji, a także pewne ogólne zasady cywilizacyjne, w tym nawet dotyczące grzeczności (np. "za złe wypada przeprosić"). Również i tutaj taka "tajemnica narodowa" przegrywa, bo właśnie godzi we wspomnianą zasadę konstytucyjną z art. 14.
**) Wg mego bogatego doświadczenia z sądami sędziowie jedynie od wielkiego dzwonu skłonni są do popełniania jakichś istotnych błędów prawnych, np. złego stosowania przepisów, złej interpretacji, pomijania czegoś tam istotnego itd. To dotyczy stricte procesów politycznych (nawet cywilnych, np. ten mój spór o nakaz zapłaty ws. pana Piotra K., notabene chyba od dziesięcioleci co najmniej lekko licząc planowanego), co do zasady oni jedynie są tendencyjni w sprawie ustalania stanu faktycznego sprawy, np. pewnie by niechętnie uwierzyli w jakieś nielegalne podsłuchy w firmie (tak to nawet i w możliwość przekrętów politycznych wierzą i biorą pod uwagę, jest to przecież wyraźnie do poczytania np. w orzecznictwie SN). Myślę, że to pokłosie wykształcenia, dobrych relacji między jak to się mówi doktryną a orzecznictwem (do typowej metodyki sędziów i prokuratorów należy powoływanie się na podręczniki), a także jeszcze dodatkowo długiej drogi do uzyskania statusu sędziego — to by trochę nie wypadało pleść zupełne głupoty, choć i to widywałem (zwłaszcza jakoś tak pomiędzy kwestiami dowodowymi a prawnym, tj. przy stosowaniu prawa). To samo pewnie dotyczy prokuratorów, z wyjątkiem spraw specjalnie odgórnie zleconych. Toteż pewnie nikt tu nawet nie oskarży, chyba że jakoś Tusk i jego telewizja maczają w tym palce czy coś takiego.
Coś jeszcze? Może jakaś tajemnica państwowa? Może jakieś pomocnictwo?
Nic mi o tym nie wiadomo (Twój szef raczej też jest wstrzemięźliwy i też głównie nie na to stawia, skoro jest tyle innych argumentów; Ty również nie masz tu w sposób udowodniony, jeśli pozwolisz sobie mówić na taki temat, należycie rozumianego zamiaru, choćby nawet tylko ewentualnego — mianowicie z uwzględnieniem zasady in dubio pro reo wystąpi tutaj brak wymaganego składnika wolitywnego w Twoim zamiarze, tj. sytuacji, że Twoja wola jest tak nastawiona, iż nawet gdybyś wiedział(a) na pewno, że taka informacja niejawna istnieje w dokumencie z klauzulą Tajne, tj. że jest taki dokument i że to spełnia kryteria informacji niejawnej z punktu widzenia obiektywnych faktów, co wiesz w sposób pewny, bo np. dokument taki widziałeś, i tak byś to ujawniał(a) — zawsze możesz przyjąć postawę, masz tutaj wolną wolę i państwo musi to respektować, że gdybyś dostał porządny dowód istnienia klauzuli Tajne na dokumencie i tego, że zawarta tam informacja rzeczywiście z punktu widzenia obiektywnych faktów jest informacją niejawną zgodnie z definicją, to byś sprawy nie ujawniał, ale po prostu takiego dowodu brakuje: taka postawa skutkuje właśnie sytuacją, że nie masz żadnego zamiaru popełnienia przestępstwa, jest to mianowicie dobrze wyjaśnione na Wikipedii, hasło "Zamiar ewentualny", bo — dodajmy — jest jeszcze opcja "zamiar bezpośredni", którego na pewno nikt Ci nie może udowodnić z uwagi na brak udowodnionej pewności po Twojej stronie, że w ogóle jest taka tajemnica państwowa — nie widziałeś/aś przecież dokumentu klauzulowego ani też nie jest to jakaś nie budząca wątpliwości prawnych sprawa, którą by relacjonował jakiś funkcjonariusz zwłaszcza służby specjalnej, jak np. kwestia tego, że ten-a-ten jest szpiegiem polskim, co niewątpliwie podpada pod kryteria informacji niejawnej o klauzuli "ściśle tajne"; co do zaś tego, że Wikipedia wyróżnia jako trzecią opcję zamiar quasi-ewentualny, to podpowiem, że w praktyce wyróżnia się go jako jeden z możliwych przypadków zamiaru ewentualnego — ogólnie to to, jak to wygląda w Kodeksie, pokazuje art. 9 § 1 k.k.). Po pierwsze więc i przede wszystkim nie rzuci się nikt na Ciebie dlatego, że głosząc taki czy owaki fakt nie masz odpowiedniego stanu umysłu, czyli zamiaru przestępczego (bezpośredniego lub ewentualnego, z czego w praktyce można próbować przypisać tylko ten drugi z uwagi na plotkowy charakter teorii o tajności i niejasność co do tego, czy sprawę np. konkretnej domeny czy też strony internetowej oklauzulowano). Prawnicy rutynowo w ramach swej metodologii — jest to też metodyka pracy sędziów i prokuratorów — opierają się na orzecznictwie Sądu Najwyższego. To jest codzienność, chleb powszedni, że trzeba wiedzieć, jak należy rozumieć zamiar ewentualny. Choć wywodzono tu różne koncepcje, koniec końców trzeba stosować tę, którą tradycyjnie od dziesięcioleci się aprobuje w Sądzie Najwyższym. I wszyscy to wiedzą. Gdyby przyjąć inną koncepcję, to ślusarze nie mogliby dokonywać usługi awaryjnego otwierania mieszkań przez usunięcie zamka (a już na pewno nie osobom, które są najemcami, ale nie są w stanie pokazać umowy najmu), "bo przecież świadom jestem, że zawsze taka możliwość jest, iż dana akcja ma w ramach wyjątku charakter kryminalny". Otóż sama świadomość możliwości nie wystarcza, potrzebny jest jeszcze składnik wolitywny, czyli przyzwolenie na taką sytuację ("mimo pewności, że tak jest, i tak by nie zrezygnował z wykonania tego"). Również i orzecznictwo TK oraz ustawa o Sądzie Najwyższym wyraźnie prowadzą do wniosku, że należy stosować i wdrażać orzecznictwo SN.
Dlaczego głoszę, że musi być zamiar, by było przestępstwo? Nie chodzi tu tylko o znaną paremię prawniczą actus reus non facit reum nisi mens sit rea. Jest na to przepis — art. 8 k.k. Wynika z niego, że ustawa musi wspominać explicite o możliwości nieumyślnego popełnienia przestępstwa, w paragrafie definiującym dany typ przestępstwa, inaczej — na zasadzie standardu ("domyślnie") — wymagana jest umyślność (a więc jakiś zamiar).
Mój blog, spod adresu bandycituska.com, nie zawiera żadnych informacji niejawnych (por. art. 265 k.k.). Mam na to oświadczenia z prokuratury (są na blogu — wpis z 05/04/2015, w tym wypowiedź 2:51 "… Możesz sobie artykuł z tego napisać"), prawo europejskie (np. ochrona sygnalistów czy wchodzący wkrótce akt o wolności mediów), a także samą treść polskiej title="Obowiązująca wersja nazywa się "Tekst ujednolicony".">ustawy o ochronie informacji niejawnych. Informacją taką jest — jak podano tam już na wstępie — taka, której nieuprawnione ujawnienie mogłoby spowodować szkody dla Rzeczypospolitej Polskiej lub być niekorzystne z punktu widzenia jej interesów. Z tym, że Rzeczpospolita Polska wg prawa to Rzeczpospolita ta z Konstytucji, z art. 2 Konstytucji RP, czyli państwo po chrześcijańsku przyzwoite — "demokratyczne państwo prawne, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej". Pamiętajmy, że wyroki sądowe są jawne (vide prawo międzynarodowe, a także jego odblask w art. 45 ust. 2 zd. 2 Konstytucji RP i w art. 6 ust. 1 pkt 4 lit. a tiret 3 ustawy o dostępie do informacji publicznej). Jeśli by przyjąć, że informacja o jakimś przestępstwie jest informacją niejawną, bo jej ujawnienie jest szkodliwe lub niekorzystne, to zaraz wychodzi na to, że wyrok karny w takiej sprawie jest niekorzystny czy wręcz szkodliwy. To zaś jest absurd w państwie prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Po prostu wychodziłoby na to, że państwo dąży do czego innego niż w rzeczywistości wg prawa dąży (głośny finał afery w TVP). Dodatkowo wskazuję na końcówkę art. 13 Konstytucji o tym, że zakazane jest istnienie organizacji, których działalność przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Tym bardziej więc (a minori ad maius) ogólne utajnienie ich istnienia. Żadna organizacja nie ma prawa do tajności nie tylko swego istnienia, ale też członkostwa i struktur, a sankcją za złamanie tego zakazu byłaby wg zamysłu tego przepisu utrata bytu prawnego. Wykładnia prokonstytucyjna prowadzi więc do nielegalności takich rzekomo tylko istniejących klauzul na temat istnienia mafii. To w każdym razie w tajnym dokumencie nie może być informacją niejawną; co najwyżej jakieś różne detale, np. o działalności służb specjalnych (ale chyba nie uważacie, że ten temat rozszalałej korupcji to jest jakaś wewnętrzna sprawa tej czy innej służby specjalnej czy wręcz polityków… no nie, broń Boże, to jest nasza wspólna sprawa, ma być przecież demokratyzm państwa). Mój blog opisuje jedynie przestępczość i korupcję, co nieco też przytacza dane naukowe czy encyklopedyczne, i z tego powodu siłą rzeczy jest najzupełniej legalny. Korzystam tu więc z wolności środków społecznego przekazu w postaci Internetu czy raczej powinienem mieć tę wolność. Po to wymyślono prasę, by ścigała skandale.
Kolejny przykład w prawie: art. 5 Konstytucji ("Rzeczpospolita Polska … zapewnia … wolności i prawa człowieka") wyklucza państwowe pomocnictwo w naruszaniu praw człowieka. (Zapewnić = zagwarantować.) Jako, że to jest zasada ustrojowa, to nie może od niej być wyjątków w ustawach. A jest przecież temat naruszania moich praw człowieka. Toteż ww. zasada musi być zawsze uważana za wiążącą.
Zresztą nawet i bez tego, z uwagi na to, że pomocnictwo jest stypizowane w Kodeksie karnym jako czyn zabroniony (tak się te paragrafy karne nazywa w nauce), patrz art. 18 § 2 k.k. (jak kto woli można to też nazywać formą popełnienia przestępstwa, ale tak czy inaczej jest to zawsze czyn zabroniony — nie mylić z przestępstwem, bo jedno nie zawsze jest drugim), zaś wg świata nauki (i ogólnie dla prawników) czyn zabroniony jest jednym z rodzajów czynu bezprawnego, czyli bezprawia, to z uwagi na art. 31 ust. 3 Konstytucji RP niedopuszczalne jest nadanie na czymś takim klauzuli. Gdyż wg art. 31 ust. 3 Konstytucji RP ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela można stosować (gwoli pewnym wartościom) jedynie wtedy, gdy jest taka konieczność prawna ("tylko wtedy, gdy są konieczne", głosi ten przepis). Zważ, że skoro coś jest bezwarunkowo nielegalne, to nie może być konieczną implikacją prawną z czegoś tam, tj., że jest tak, że "musimy tak zrobić", bo wręcz przeciwnie, w takim razie wg prawa nie wolno tego zrobić. Summa summarum więc wychodzi na to, że pomocnictwo do przestępstwa jest zawsze nielegalne i karalne i klauzula, która by się wpisywała w znamiona pomocnictwa lub poplecznictwa, jest co za tym idzie nielegalna i bezskuteczna prawnie, stosownie do art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.
Finalnie, jest dostępna i taka argumentacja na rzecz tego, że Twój (lub Twego rodzica) szef plecie głupoty. Gdyby nawet któraś moja strona internetowa w jakimś swym punkcie prezentowała informacje tajne — i w związku z tym Twoją pomoc trzeba by zakwalifikować jako pomocnictwo — to tak czy inaczej zachodzi wręcz modelowy przypadek stanu wyższej konieczności (art. 26 k.k.). Wolność bowiem prasy i środków społecznego przekazu — a to implikuje na pewno m. in. możliwość prowadzenia działalności w tej dziedzinie, czyli w przypadku Internetu: widoczność strony www w Internecie — jest na tyle istotną gwarancją konstytucyjną, że zapisano ją aż nawet w rozdz. 1 Konstytucji (zasady ustrojowe) — art. 14, co oznacza, że nie może być od niej żadnych wyjątków, w tym także w stanie wyjątkowym czy stanie wojennym. Jest to wyrazem szczególnego szacunku ustawodawcy konstytucyjnego dla tej zasady i jej fundamentalnego znaczenia. Dla porównania, większość gwarancji praw zamieszczono w rozdz. 2 Konstytucji ("wolności i prawa człowieka i obywatela"), którego cechą jest to, że zawsze jeszcze mogą być od tych wolności wyjątki ustawowe (jeśli są spełnione warunki z art. 31 ust. 3, w tym taka czy inna konieczność zmuszająca do wprowadzenia wyjątku/ograniczenia). Tutaj też bardzo wyraziście uwidacznia się różnica między zaledwie wolnością pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (z rozdz. 2 — art. 54 ust. 1) a wolnością prasy i innych środków społecznego przekazu (z rozdz. 1 — art. 14), jako że ta pierwsza ma zastosowanie w odniesieniu do każdej pojedynczej rozpowszechnianej informacji z osobna i każda tutaj z osobna może być różnie traktowana (zależnie od jej treści), i w odniesieniu do pojedynczych informacji czy poglądów mogą być ograniczenia wolności słowa wynikające z ustaw, podczas gdy ogólna wolność mediów z art. 14 implikuje (w odniesieniu do Internetu), że musi być zagwarantowana co najmniej sama ta możliwość prowadzenia strony www (tego to odbierać absolutnie nie można), tj., że musi zachodzić sytuacja, iż dana publikowana na serwerze strona w ogóle w Internecie jest widoczna (bo inaczej to już nawet nie można prowadzić działalności w tej dziedzinie środków społecznego przekazu, popularnie mówiąc "mediów"). Jeśli nie dowierzacie, że dobrze interpretuję art. 14, to proszę, oto gotowe orzecznictwo TK, iż wolność z art. 14 obejmuje przede wszystkim wolność (brak przeszkód) samego prowadzenia działalności w dziedzinie środków społecznego przekazu, czyli skutecznego zajęcia swego miejsca w palecie mediów: wyrok TK z 13.12.2016 r., K 13/16 dotyczący telewizji (OTK-A 2016, poz. 101):
"Wynikająca z art. 14 Konstytucji RP wolność prasy i innych środków społecznego przekazu ma charakter zasady ustrojowej i gwarancji instytucjonalnej. Wyraża nakaz respektowania przez państwo autonomicznego charakteru tej sfery życia społecznego. Nakaz ten ma ścisły związek z obowiązywaniem zasady państwa demokratycznego, które może funkcjonować i rozwijać się wyłącznie z zachowaniem pluralizmu poglądów oraz realnej możliwości ich prezentowania w przestrzeni publicznej. Służyć ma temu zapewnienie odpowiednich warunków swobodnej wymiany poglądów i rozpowszechniania informacji dotyczących m. in. polityki, działalności władz publicznych czy wielu innych sfer istotnych dla obywateli (zob. wyrok z 30.10.2006 r., P 10/06, OTK ZU 2006, Nr 9/A, poz. 128, cz. III, pkt 3.1). Trybunał wyjaśniał, że treść art. 14 Konstytucji RP obejmuje swobodę organizowania działalności środków społecznego przekazu, swobodę prowadzenia działalności przez środki społecznego przekazu oraz swobodę kreowania struktury własnościowej środków społecznego przekazu (por. wyr. TK z 9.11.2010 r., K 13/07, OTK-A 2010, Nr 9, poz. 98, cz. III, pkt 2). Obowiązek zagwarantowania tak wyznaczonej sfery wolności spoczywa na organach władzy publicznej, w tym na ustawodawcy. Ma on również charakter negatywny [tzn. ujemny, bierny, wyrażający się brakiem czegoś — przyp. red.], związany z koniecznością powstrzymania się organów władzy publicznej od podejmowania działań ograniczających wolności wyrażane w art. 14 Konstytucji RP"