• Podstawy
  • Regulamin Forum / Rules of the Forum

Regulamin Forum i Przydatne Informacje są następujące:

(Regulamin "Forum" to znaczy tutaj: każdego mego forum / reddita / Facebooka / innego kanału społecznościowego na temat cenzury Inteenetu, zważywszy, że te powyższe może chwilowo szwankują i za Waszą radą mogę to gdzieś przenieść. Nawet sam poszukam, gdzie, tylko bądźcie łaskawi przyjść i powiedzieć. Poniższe opracowanie jest to też moje podstawowe przesłanie w związku z całą tą sytuacją gospodarczo-polityczną — w tym torturą dźwiękową przeciwko mnie — i w związku z tym, że jak się okazuje aby ziściły się postępy w dziedzinie dobra politycznego i społeczno-strukturalnego w naszym kraju i poza nim, trzeba temu dopomagać...)

  1. Jak się zachować

    Raporty piszemy wyłącznie na temat tego, że któraś strona nie działa (lub o tym, że jest cenzura tego tematu na konkretnych mediach społecznościowych i na czym polega). Wliczają się tu także przypadki działania kulejącego, np. "mija 5-10 sekund, zanim w ogóle cokolwiek się pojawi w przeglądarce" (nawet w Torze tak nie powinno być! a co dopiero normalnie bezpośrednio z typowego łącza internetowego). Jeśli strona Twoim zdaniem działa, nie dostrzegasz problemu w ogóle jakiegokolwiek, to nie pisz nic. Tzn. na upartego to nawet możesz pisać, ale nie w dziale (tj. z tagiem) Raporty, tylko w Dyskusjach. Bądźcie zarejestrowani na forum / w serwisie społecznościowym,. w którym piszecie, i pozostańcie tam na przyszłość, żeby regularnie informować o stanie rzeczy, np. raz na 2 tyg. czy nawet raz na miesiąc-dwa. Jeśli się wstydzicie sprawdzać z domowego łącza, to na mieście praktycznie każda restauracja ma swój hotspot — polecam zwłaszcza te zlokalizowane w częściach komercyjnych bloków mieszkalnych, bo zwykle mają tam jedynie tanie łącza dla ludności.

  2. Sposób pisania raportów o niedziałaniu strony

    Jeśli znacie ten język, byłbym wdzięczny za pisanie po polsku i potem, np. pod kreską (----------), to samo po angielsku. W tytule też (na zasadzie "pol. / ang."), np. "bandycituska.com niedostępna / bandycituska.com inaccessible" (albo np. "offline" czy tytuły w rodzaju "xp.pl nie otwiera się / xp.pl doesn't open", "bandycituska.com, xp.pl nie działają / bandycituska.com, xp.pl don't work" itp.).

    Jeśli nie działa strona www.bandycituska.com, to sprawdźcie też jej inny adres (po IP): http://62.75.216.106 i zaraportujcie/sfilmujcie także i to. Z kolei w przypadku portalu (prasy internetowej i usługodawcy) xp.pl ten inny adres to http://138.201.122.168. Jest taka możliwość, że przez nazwę domenową się nie otwiera, a po IP tak, więc warto sprawdzić i to. Z kolei jeśli bandycituska.com działa, to sprawdźcie też, czy poprawnie odnotowano Waszą wizytę (najlepiej nie mniej niż 10-minutową) — tj. czas wejścia, długość oglądania strony (tzn. sytuacji, że przeglądarka i ta jej konkretna karta ze stroną są wtedy na pierwszym planie na ekranie) w minutach i sekundach, adres IP (bez końcówki), otwierane przez Ciebie dalsze linki tam się znajdujące — na wykazie pod adresem www.bandycituska.com/stat.php. Powinno być tę wizytę tam widać, bez żadnego opóźnienia (sprawdźcie co najmniej zaraz po jej zakończeniu). Jeśli nie lub coś się nie zgadza, to też bijcie na alarm.

    Proszę co najmniej w przybliżeniu określić, kiedy nie działało, z jakich rodzajów łączy (np. Orange Światłowód / Internet UPC; w sprawdzeniu nazwy łącza pomaga np. strona www.whatismyipaddress.com), jakie usługi (https? http? może też jakieś inne, jeśli znacie się na tym: ssh/ftp/... — dotyczy serwerów host5.xp.pl i host6.xp.pl), czy przez Tor Browser również (jeśli macie Państwo ten program), czy za każdym razem — ponadto jeśli problem jest przewlekły albo w przypadku, gdy sprawdzaliście też, jak jest u znajomych, też proszę o tym wspomnieć.

    Rzadka sprawa, ale wspomnę jeszcze to:

    Znasz się na Linuksie? To możesz załączyć jeszcze dodatkowy raport, taki, który już wyraźnie pokazuje, po stronie którego operatora internetowego jest problem (najprawdopodobniej: ściśle w serwerowni przy moim serwerze). Odpowiednie polecenie to sudo ./CP_traceroute --tcpinsession nazwa.serwera. Szczegóły co do tego, o co chodzi i jak ten wspaniały program zainstalować, są omówione na następujących stronach internetowych: pierwsza (pod nagłówkiem "Navigating complexity…"), druga (instrukcja instalacji). Dla porównania, żeby udowodnić, że coś mataczą przy połączeniach TCP, możesz też wkleić wynik polecenia mtr lub traceroute, czyli zwykłego traceroutowania.

  3. Nie bójmy się mówić prawdy.

    Zapewniam, że to nie jest nielegalne. Wręcz przeciwnie, za takie rzeczy aż nawet powinien być order państwowy. Sprawa dotyczy też być może portalu xp.pl, a przecież wolność prasy (i innych środków społ. przekazu) jest wartością konstytucyjną — art. 14 Konstytucji RP — i jako zasada ustrojowa nie może podlegać ograniczeniom w ustawach. Prasa, strony www itd. muszą mieć prawo funkcjonować, choćby komuś się jakieś szczegóły z jej działalności nie podobały. Wolności i prawa mogące podlegać ograniczeniom są w rozdz. II Konstytucji (vide art. 31 ust. 3), a nie I. Jak tłumaczył TK — to to już pokazuję w innym wątku na tym forum — zasada wolności prasy i innych środków społecznego przekazu ma 3 aspekty, z których jeden to swoboda w ogóle prowadzenia działalności w tej dziedzinie. Tego nie ma w odniesieniu do Internetu, jeśli w ogóle strony www nie da się prowadzić lub w każdym razie jest niekonstytucyjnie, jeśli państwo zamiast zapewniać wolność to jej przeciwdziała. Nie bójmy się mówić także dlatego, że jest w tym obowiązek religijny, co udowodnię dalej. Pobożny czy nie, w coś trzeba wierzyć i temu bądźmy wierni i tym zwłaszcza się kierujmy, ja zaś poniżej zadbałem o resztę.

  4. W miarę możliwości proszę załączać wideo.

    Wideo można wykonać telefonem komórkowym. Oczywiście możecie Państwo to pominąć, ale to by bardzo mi pomogło w rozeznaniu sytuacji i podniosło wartość dowodową Państwa raportu — bardzo o to proszę. Na nagraniu przydałoby się nie tylko pokazanie, że dana(-e) strona(-y) się nie otwiera(ją), ale też, że jakieś popularne inne (np. wp.pl, google.com) się otwierają.
    Jeśli nie umiecie załączyć wideo (lub nie nagrywało się, gdy sprawdzaliście, a zjawisko znikło i teraz to już jest OK), to chociaż napiszcie opisowo, co się stało, tj. np. czy w przeglądarce już po sekundzie od zatwierdzenia adresu strony www wyskoczył błąd, czy np. trzeba było czekać rzędu 15 s (lub może 30 s), oraz jaki konkretnie był ten błąd/niewłaściwy efekt.

  5. A możesz wyjaśnić, jak załadować wideo ze smartfona?

    Pierwsza opcja to wrzucić film na swój kanał YouTube (aplikacją mobilną YouTube Studio). Wtedy można dać link do filmu. Tyle, że może niekoniecznie macie w smartfonie skonfigurowane dane konto YouTube oraz narzędzie maskujące Wasz adres IP (jeśli chcecie takiego dodatkowego zabezpieczenia, obok prawa, w tym ochrony danych osobowych). Druga opcja to pobranie pliku do komputera — Dyskiem Google, przez Bluetooth lub (opcja najwygodniejsza) przez złącze USB. Do tego ostatniego potrzeba przejściówki z USB (zwykłe duże złącze) na, zależnie od telefonu, najczęściej USB-C lub ewentualnie microUSB. Są w każdym MediaMarkcie itp.; zwykle też w sklepach z telefonami komórkowymi. Po podłączeniu komputera może paść pytanie o tryb pracy, właściwa odpowiedź brzmi "transfer plików". W typowym przypadku (smartfon z Androidem) plik wideo z kamery (możliwy do znalezienia w Eksploratorze plików) jest w \DCIM\Camera.

    Co do tego, co zrobić dalej po załadowaniu pliku na komputer (np. przez sekwencję Kopiuj, potem Wklej z menu pod prawym przyciskiem myszy), to opcji jest kilka, ale najlepsze to albo załączyć go na forum/Reddicie, jeśli jest taka opcja przy zamieszczaniu posta, albo wrzucić na swój (najlepiej anonimowy) kanał YouTube (który specjalnie w tym celu można stworzyć — przy tworzeniu kanału serwisy YouTube i Google poprowadzą za rękę przez proces zakładania konta Google i adresu e-mail; co do adresu zapasowego to można wpisać jakikolwiek losowy lub nawet założyć jakiś ad hoc na stronach do zakładania tymczasowego adresu). Plik z filmem (ma on format MP4) można też wrzucić na Dysk Google i wybrać tam (zob. menu pod prawym przyciskiem myszy) opcję udostępnienia: "Każdemu, kto ma link". Kolejne opcje przechowania i udostępnienia pliku wideo to SendGB.com (do 90 dni, można wrzucić od ręki bez rejestracji), a także serwisy w rodzaju Dropbox, Microsoft OneDrive, bublup.com/send-large-files (wieczyście, wymagają zarejestrowania się z użyciem adresu e-mail).

    Uwaga: Jeśli zdarzy się, że dany plik MP4 (tj. Wasz film) nie wyświetla się Wam na komputerze, to nie martwcie się, bo nie stoi to na przeszkodzie jego owocnemu dystrybuowaniu czy odtwarzaniu za pośrednictwem np. YouTube (czy nawet za pomocą odpowiedniego programu, jak np. VLC Media Player). W razie czego zaś ewentualne doinstalowanie programu w rodzaju K-Lite Codec Pack praktycznie zawsze rozwiązuje ten problem (przydatne zwłaszcza, jeśli macie stary system operacyjny, a chcecie, by zawsze filmy takie działały, w tym także w domyślnym odtwarzaczu).

  6. Usługi (porty), które powinny działać na serwerze

    ICMP (np. zwykły ping), FTP (port 21), IRC (porty 6667 i TLS 6697), SMTP i submission (25 i 587), DNS (port 53), IMAPS (993), SSH (22), HTTP (80), HTTPS (443). Działanie portów można sprawdzić np. programem PuTTY wybierając Other: Telnet. Jeśli dany port jest zablokowany, to wyskoczy błąd połączenia w ciągu najwyżej 30 sekund od próby połączenia. To oczywiście tylko taka ciekawostka, w sumie to nie trzeba aż tak dokładnie nad tym się pochylać, bo najważniejsze niewątpliwie jest www (tj. HTTP i HTTPS, które sprawdza się przeglądarką).

  7. Naprawdę założycielowi tej grupy te strony normalnie działają (chociaż innym prawdopodobnie nie!).

    Mogę pokazać film, jeśli ktoś potrzebuje (z czasem w narożniku), pokazujący wejście na stronę przeglądarką w dowolnie wybranym przez Państwa momencie oraz podgląd tego, co przechodzi przez łącze, na programie Wireshark, że rzeczywiście ta komunikacja mi działa, oraz listę reguł firewalla iptables na serwerze (chcecie sprawdzić jakiś inny firewall linuksowy? też mogę, tylko podajcie nazwę). Nie powinno być żadnych blokad i jak ja patrzę, to ich nie ma. Mogę zrobić Wam później na ten temat jakąś transmisję na żywo na YouTube'ie. Strona (ani ten blog bandycituska.com, ani portal xp.pl) nie jest też pusta, a nawet z perspektywy mojego serwera nie ma technicznej możliwości, by wysyłał pustą-białą (kod strony na to nie pozwala) i ja nigdy nic takiego nie ustawiam ani też nie widzę, gdy sam sprawdzam. Na pewno powinno być bardzo dużo tekstu (co konkretnie, to pokazuje web.archive.org, przy czym nie stosujmy tam podając adres strony końcówki .com, tylko .pl).

    Czy to ja jestem ofiarą telewizji, tą główną i najbardziej prześladowaną (obok polskiej demokracji i normalnych swobód obywatelskich)? Jak najbardziej. Dowody przytaczam na www.pastelink.net/contacts.

  8. Pamiętajmy o podaniu, która strona nie działa

    Obie? Jedna z nich? Jeśli xp.pl, to czy nie działa też serwer host5.xp.pl (np. po adresie https://host5.xp.pl/mail/)? Domena xp.pl raz ma adres IP serwera host5.xp.pl, a raz serwera host6.xp.pl (tego, który jest też od bloga bandycituska.com), zależnie od tego, który akurat (losowo) nameserver był odpytany — pierwszy czy drugi. Różnie bywa: raz jeden z moich 2 serwerów obsługuje, raz drugi. W związku z tym samo podanie, że padło xp.pl, nie wyjaśnia, czy jest problem z serwerem host5, czy host6, a może w danej chwili z oboma.

  9. A nie uważasz, że to jest sprawa tylko 1 osoby? Ty masz problem. Mnie to nie dotyczy. Czemu miał(a)bym Tobie pomagać?

    No cóż, jak normalny człowiek styka się z przypadkiem, że człowieka katują całodobowo od ponad 12 lat, nie dają mu spać po nocach, non stop do tego (jakby tego było mało) przeprowadzają ataki wandalizmu na jego komputer (rozkazy falowe czy inne takie włamania nieudokumentowanymi publicznie nieomawianymi metodami), po prostu niszczą mu życie, to współczuje, stara się pomóc, chociaż minimalnie mu ulżyć, a już zwłaszcza (jeśli to aż świata polityki sięga) widzi w tym słuszny bodziec do realizowania się jakiejś naprawy polityki, no ale cóż, jeśli ktoś jest zdegenerowaną kreaturą, to oczywiście to już może spotkać się ze wzruszeniem ramionami. Mam nadzieję, że z Tobą to jednak nie tak źle. W każdym razie czas nagli i trzeba przejść do meritum odpowiedzi:

    Nie, to nie jest sprawa 1 człowieka, że mafia przejęła wszystkie nieruchomości publiczne i w efekcie całą gospodarkę (a już na pewno sektory nowoczesnego obiegu informacji jak informatyka, telekomunikacja, elektronika) tak, że wszystko zależy od 1 herszta i że wszystkie budynki komercyjne przejęto, wyremontowano i narzucono im program określonego kryminalnego wysługiwania się (tak, iż w efekcie każdy ma szefa, który mu dyryguje życiem prywatnym i wprowadza zakazy dotyczące tego życia, w tym normalnych wolności gospodarczych i praw obywatelskich). To nie jest problem tylko mój. To jest problem nas wszystkich.

    To tak jest nie tylko w Polsce, bo podobnie zrobiono na skalę globalną, a Polacy są od tego, by nieść wolność i się temu przeciwstawić — tutaj, u poniekąd źródła problemu. Za wolność naszą i waszą!
    Podsłuch przeciwko 1 osobie i związana z nim agentura są moim zdaniem po to, żeby było skąd czerpać komisarzy wyborczych w komisjach obwodowych (z nadania poszczególnych partii), co to później podają (fałszywie), jak głosowano — w ich rekrutowaniu pewnie też uczestniczą tu i ówdzie pracodawcy. "I niech władza absolutna zapewnia nam dobry byt", po to "Obserwują pod progami" i po to zapewne ten cały urągający prawom człowieka supernudny serial facebookowy (ww. cytaty pochodzą z bardzo nagłaśnianej swego czasu piosenki o telewizji, jej roli i koneksjach politycznych i o tym, co robi z ludzi).

    Niektórzy ludzie nie potrafią nawet w elementarnym zakresie zastosować zasad moralnych, które podobno wyznają, jeśli im media nie dudnią i nie wrzeszczą uniesionym tonem o skandalach i nie grzmią, jak to strasznie się dzieje i że to jest skandal. Bardzo przykro patrzeć na coś takiego — sam(a) pomyśl, czy to od zgiełku w mediach i tamtejszych biadoleń powinno zależeć, czy się robi coś dobrego dla drugiego człowieka i dla kraju. Ja broniąc siebie dążę do naprawy kraju i triumfu demokracji, sprawiedliwości, praw człowieka. Tu nie idzie o jakieś duperele.

    Zauważmy, nakaz pewnej elementarnej miłości drugiego człowieka (bliźnich,, a nawet nieprzyjaciół) głosi samo chrześcijaństwo. Nowy Testament w niejednym miejscu podaje, że poświęcenie na rzecz człowieka, z którym się stykamy, a który nie ma zapewnionych elementarnych standardów życia, właściwych ogromnej większości ludzi (czyli tego rodzaju wola dobrego dla drugiego człowieka, miłość), jest to wymóg zbawienia, wymóg po prostu wygranej na Sądzie Ostatecznym (o tak, wierzymy w tę sprawę i to nie jest jakieś najgorsze zło ze strony Boga) — pierwsze z brzegu dobre przykłady: Mt 25:41-43, Jk 1:27, Mk 10:17-22 (i Łk 18:18-23), Mt 9:13, Mt 12:7, Łk 16:19-31, J 13:34, Mt 22:36-40 (i Łk 10:29-37; cała ta opowieść wygląda tak, jak gdyby Chrystus tutaj nawiązywał też do mojej sprawy, natomiast tutaj patrz zwłaszcza konkluzja), Łk 6:27-36, Mt 5:43-48. Polecam je sobie dobrze przeczytać i wziąć pod uwagę, jeżeli nie jesteśmy chrześcijaami-obłudnikami, tylko po prostu chrześcijanami. Co do papieży to tam ostatnio było od lat bardzo źle, rutynowo co najmniej przyzwalali na zabójstwa w wykonaniu państwowego gangu (oczywiście tylko takie tchórzliwą metodą, bo nie jesteśmy jakimś narodem nożowników czy choćby ludzi z pistoletami — mam tu na myśli metodę medyczną, w szpitalach…), pokazuje to cała seria artykułów mojego portalu xp.pl (chyba też cenzurowany), patrz np. https://web.archive.org/web/20241111102037/https://wiadomosci.xp.pl/kryminalne/polsko-watykanski-establishment-zamieszany-w-zabojstwa-m-in-w/o21xctc. To jest bardzo prosta sprawa: tu nie chodzi o nauczyciela od doktryny wiary i jej zmieniania, tylko o ateistę lub niemalże ateistę. I w tym temacie należy być świętszym od papieża, jeśli nawet (nie wiem, na jakiej podstawie, bo kościoły to remontowało m. st. Warszawa i inne gminy) ktoś by uważał, że on jest dobrze poinformowany — chyba każda normalna-porządna osoba to rozumie.

    Jeszcze jest taki problem, czy ta strona bandycituska.com to na pewno przez tego człowieka jest prowadzona, bo może jednak nie?... Otóż zdecydowanie tak, swój blog na temat prześladowań i politycznej nagonki podsłuchowej prowadzę od 2012 r. (raptem kilka lat po rozpoczęciu podsłuchowego kryminalizowania gospodarki), można to sprawdzić na web.archive.org, tylko trzeba pamiętać, że domena się zmieniała. Najpierw była to www.sysplex.pl, potem od chyba 2013 r. (połowy) czy 2014 jeszcze domena druga: bandycituska.pl, którą teraz reaktywuję (z uwagi na to, że aktualna, czyli stosowana od 2015 r. bandycituska.com jest z archiwum wyłączona — nieopatrznie o to swego czasu poprosiłem). Stara sprawa i tradycję mając te moje skargi na kryminalizację i autorytaryzację w gospodarce. Pamiętajcie, chcą przepchnąć, że wszystko od tych politycznych hersztów na górze, a jak ktoś nieposłuszny, to go wywalają z budynku albo kontrolę skarbową wszczynają i ma proces karny o przestępstwa skarbowe.

  10. Za pomoc Tobie — a obawiam się, że także za oglądanie Twoich stron www dłużej niż kilka sekund czy minuta albo nawet za uczestniczenie w jakichkolwiek dyskusjach, ankietach itp. — to pewnie w ogóle będzie "dożywocie" na rynku pracy…

    Nie, bynajmniej. Co to w ogóle za pomysł, nie z tej bajki i obcy naszej kulturze i wartościom (jak wiadomo w Polsce są to wartości w chrześcijaństwie zakorzenione), w ogóle z nimi sprzeczny — nie wiem, kto i dlaczego miałby coś takiego wdrażać. Że jak ktoś mi pomaga, to potem na rynku pracy (jak np. skończy studia) on następnie już nie osiągnie powodzenia? Bynajmniej. To jest drobiazg. To uniwersalna ludzka rzecz przebaczać. Jak mawiał polski papież — nie lękajcie się!

    Nadto: są środki anonimowości w Internecie. Piszę o nich nieco dalej. Zapewnią ci autentyczne 100% bezpieczeństwa. Poza tym — jak ogłosiłem na LinkedIn — tworzę nie tylko nowe media, ale zamierzam też utworzyć nowe ogólnopolskie stowarzyszenie związków zawodowych. Proponowana nazwa — "walka o Polskę". Jego głównym celem będzie walka o uczciwe wybory oraz przeciwko najpoważniejszym nieczystym zagraniom mafii państwowej (np. zwalnianiu aktywistów). Założyłem już w tym celu kanał IRC w sieci IRCNet (serwer — na przykład polska.irc.pl) o nazwie #zwiazki.zawodowe. Jeśli jesteś członkiem związku i masz do niego sensowne zaufanie, to zainteresuj go tą sprawą. Jeśli nie jesteś, to może się zapisz. One nadal istnieją, mają sensowną misję, ba, nawet nieraz już działają na terenie danego zakładu pracy i mają tam swych członków. Można też założyć nowy, do czego wystarczy wola 10 pracowników. Problem jest przede wszystkim z doinformowaniem ludzi w paru tematach, pokazujących, jak jest źle, oraz z wprowadzeniem ukoronowania tych związków w postaci odpowiedniego stowarzyszenia ogólnopolskiego łączącego związki zawodowe różnych profesji, w dużej ilości, w celu organizowania protestów, gdy sytuacja tego wymaga. Obecnie tego nie ma, a jest tylko coś, na co szkoda słów (czyt.: zapewne szef w rodzaju p. nomen omen Dudy — przybudówki polityków?… — na łapówkach z TV, analogicznie pewnie w OPZZ, gdzie notabene lekarze wespół z TV bodajże zabili im szefa — Jana Guza, zresztą mam też podobną sytuację bodajże z własną rodziną, też taka korupcja i jakieś tam też małe zastraszenie, bo kto lubi zadzierać z władzami, gdy idzie też np. o źródła utrzymania). Ponadto tu i ówdzie (np. u lekarzy?) przewodniczący związków tych wyspecjalizowanych też jest skorumpowany przez telewizję lub nawet po prostu jest agentem, lub jedno i drugie. Co jest bardzo ważne to to, że szefa związku zawodowego ani jego osoby delegowanej do kontaktu z pracodawcą nie można zwolnić bez zgody związku. Po prostu ustawa tak mówi. Związek zawodowy ma też prawo wytoczyć sprawę pracodawcy na rzecz pracownika, np. w związku z dyskryminacyjnym zwolnieniem, co zapewnia profesjonalną pomoc za darmo.

    Jeżeli zamierzasz iść tą drogą współuczestniczenia w związkach zawodowych czy nawet ich współtworzenia (co zapewni ci, że nie zostaniesz zwolniony), do czego masz pełne prawo ustawowe, w tym konstytucyjne (art. 12), to tylko jedna sugestia, którą powtórzę: omijaj szerokim łukiem "Solidarność" i jej komisje zakładowe. Przypomina ona obecnie front wsparcia telewizji oraz agentów i innych skorumpowanych (a więc ludzi, którzy za kasę sprzedają drugiego człowieka oraz normalne chrześcijańskie zasady i odzwierciedlające je prawo państwowe, a wchodzą za to w alians z politykami-zbirami), którego jedyną misją jest spasione d**sko motłochu w dziedzinie zarobkowania i które żadnych więcej potrzeb ludu pracującego (zwłaszcza w dziedzinie jakiegoś etosu demokracji i praworządności) nie widzi. Być może w ramach wstydu, gdyby ktoś już był bardzo dociekliwy i dotarł do samego jądra problemu, usłyszałby, że główną przyczyną powstrzymującą ich jest nie to powyższe, tylko jakaś rzekomo istniejąca klauzula oraz rzekomy "interes" Kościoła, którego oni chronią ("Tuska i kolegów nie atakujemy = Kościół dalej istnieje", takie jakieś może wierzenia), ale to jest żenada i szkoda na to słów. Słyszałem od pewnego związkowca tezy, z których wynika, że tamtejszy zły stan rzeczy ma też swoje oddolne przyczyny, jako że wg jego wersji obecnie "S" to u niego (POiW) przede wszystkim ludzie głosujący na Trzaskowskiego i nie chodzący na msze — no cóż, bardzo możliwe, że jest w tym dużo prawdy (tym bardziej, że jest synergia oddolnych źródeł problemu i źródeł odgórnych, ponieważ ludzie uciekają od związku widząc, że jest zły, natomiast tym przychylniej na niego patrzy zła mniejszość.), moim zdaniem możliwe też jednak, że istotnym czynnikiem jest tutaj oprócz tego ewentualne fałszowanie wyborów do władz związku. Tak czy inaczej, szkoda na takie coś czasu i pieniędzy, i porzucania alternatywnych dużo lepszych opcji.

    Jeśli komuś argumenty z 3 powyższych akapitów nie wystarczają, to służę dostawą garści kolejnych. Oto one. Kwestię tego rzekomo grożącego dyskryminowania jakiejś osoby na rynku pracy można wywodzić na 2 sposoby — oba tu zaraz omówię wraz z właściwymi mu argumentami. A zatem:

    Po pierwsze: atak na Polskę — i to w najgorszy możliwy sposób, tj. sprowadzający się przede wszystkim do ślepego zajadłego mordowania cywilów — byłby agresją zupełnie idiotyczną i strzelaniem z armaty do mrówki. Znacie choć jedną osobę w historii — a przecież ludzi przez te ostatnie 1000 lat żyły miliardy — która by strzelała z armaty do mrówki? Myślę, że nie. O ileż mądrzej brzmiałby taki argument: "Jeśli go będziecie na ten temat informować i dostarczać dowody, to może nawet dojdzie do tego, że on ten problem rozwiąże i zacznie skutecznie publikować, ale wtedy oni go zabiją". O ileż mądrzej! Sprawa jak z tą Politkowską po prostu. Zupełnie idiotyczny pomysł, naprawdę. I oczywiście w razie jakiegokolwiek ujawnienia-udowodnienia źródła Rosjanie w takim układzie (czy w kogo tam wierzysz w tej roli) byliby najgorszymi barbarzyńcami w historii świata, czymś dużo gorszym niż Hunowie, którzy jak wiadomo niezbyt już po swoim jedynym głośnym wyczynie mieli swoje miejsce na kartach historii. W ogóle nie ma szacunku dla takich teorii. Kompletny nonsens. Jeszcze takie pytanie, czemu to miałoby służyć. Ochronie przed "zarazą" w mediach dosięgającą Twego kraju? Toż przecież chyba bardziej godne skandalu i mniej rokujące nadzieję co do krycia jest zlecanie jakiegoś ataku (i to pewnie nie 1 rakietą, bo to by mogło być zestrzelone i rozwalone jakąś brudną bombą atomową czy czymś takim, tylko całą serią) niż to, że był jakiś tam podsłuch w Polsce i że ten oto kraj, tj. nasz kraj (kraj lokalizacji danych mediów i danego niedemokratycznego watażki), w tym także uczestniczył. To drugie jest już teraz rutynowo kryte, nikt nie ma interesu tego zmieniać, więc to jest przykład tzw. win-win solution ("wilk syty i owca cała"). Natomiast co do ataków na państwa to sami zobaczcie, co dzieje się w sprawie Ukrainy. Cały świat o tym słyszał i prawie nikt tego nie próbuje usprawiedliwiać, niemal wszyscy z odrazą podchodzą do czegoś takiego. Jeśli zaś chodzi o jakże dziś popularyzowane w biznesie jako jakieś tam może uzasadnienie "atomówki", to tak na marginesie można dodać, że kwalifikuje się to wg dzisiejszego prawa jako "zbrodnie przeciwko ludzkości / zbrodnie wojenne" (masakra ludności cywilnej). Za to się jest obiektem nienawiści (tj. silnej niechęci) całego cywilizowanego świata (od narodu własnego począwszy) — za to, nie za chrześcijaństwo przecież.

    Po drugie: jeśli rzekomo grożącą dyskryminację wywodzić z jakichś innych, pozaprawnych metod, w tym jakiegoś wykorzystywania służb specjalnych do lewizny itd., to może na wstępie odnotujmy, że to jest jakaś fantastyka próbująca nam wmówić, iż rzekomo operacyjna działalność operatorów telekomunikacyjnych typu Orange i ich pracowników obejmuje bezprawne przetwarzanie danych osobowych i w dodatku ujawnianie ich osobom trzecim, bez postępowania karnego (mogą to być nawet służby, nie ma to znaczenia, RODO obowiązuje), co jest bzdurą. Tym niemniej abstrahując od tego tematu mam tu w takim razie 4 zwycięskie kontrargumenty, które pokazują, że zemsta w rzeczywistości nie jest w interesie tego gangu. Dlaczego? Otóż (1) po pierwsze byłby to obciach, kompromitacja zarówno dla firmy, jak i państwa. Ja z chęcią będę prowadził w takim razie listę firm zamieszanych w takie zło przeciwko osobie dla mnie przyjaznej. I te firmy powinniśmy w takim razie bojkotować. Nie będą ich przecież setki tysięcy czy miliony. Jedna firma, za tydzień druga, za 2 tygodnie trzecia… bardzo powolutku się to wydłuża. Nie dzieje się to tak szybko i często, że nie nadążyłbym ich dodawać. Następnie (2) zauważ, że nie wszyscy pracodawcy są w ogóle podatkowo skorumpowani i werbują przestępców podsłuchowych, to zaś oznacza, że wcale nie jest im blisko do telewizji, tylko wręcz przeciwnie. Nie wiem, jaki to odsetek ogółu przedsiębiorców ci dobrzy, ale obawiam się, że może nawet ponad połowa (za to duże firmy, te z własnymi budynkami, pewnie nawet w 100% przypadków są skorumpowane). Oczywiście, oni też tam jakoś może pomagają telewizji poprzez zakaz miłosierdzia względem mnie i działanie przeciwko mojej obecności w Internecie, ale to tylko dlatego, że właściciel budynku na nich bardzo naciska i grozi, natomiast przecież nikomu serca nie zaprzedali. W związku z tym tutaj i tak jesteś prawdopodobnie wygrany(-a). Kolejny argument (3) to to, że takie zachowanie, mianowicie dyskryminowanie Ciebie z powodu Twej porządnej chrześcijańskiej i dobrej dla Polski podstawy, przyniosłoby prawdopodobnie efekt przeciwny do zamierzonego. Jeśli rzeczywiście nie mógłbyś całe lata znaleźć pracy, jako rozbitek życiowy, to może właśnie tym bardziej byłbyś przyjazny mnie i tej całej proponowanej przeze mnie prodemokratycznej rewolucji politycznej w Polsce, bo co tu innego robić w życiu? Nic tylko zająć się polityką w takim razie, bo czymś trzeba dni wypełniać… Z drugiej strony, ów efekt przeciwny do zamierzonego (tj. przeciwny do korzyści dla grupy przestępczej) wynikałby też stąd, że szef w ten sposób przestaje być kimś wpływowym dla Ciebie i traci nad Tobą władzę, i w efekcie już nic nie wskóra przeciwko mnie w Twoim przypadku — stajesz się tym bardziej niezależny(-a), niesterowalny, a przecież po co to komu? Wreszcie (4) po czwarte: załóżmy, że obecnie strona Ci się otwiera — może tak już jest w ogóle od jesieni 2024 r., kiedy to zacząłem ją i ten cały problem reklamować na forach i zacząłem namawiać ludzi do pomagania mi w temacie cenzury — tylko po prostu strach tam siedzieć, dłużej niż parę sekund czy minuta, bo są ww. pogróżki. Otóż w takim razie śpieszę Cię doinformować, że w ww. okresie czasu jak najbardziej zdarzały mi się wejścia i przesiadywania w miarę długie (choć były to pojedyncze przypadki), tj. np. 20 minut, dwadzieścia kilka, kilkanaście minut, a nawet raz było rzędu 12 godzin. I co, myślisz, że ci ludzie teraz mają jakiś wilczy bilet? BZDURA! Nic się im wszystkim nie stało. (Gdyby się stało i gdyby w ich przypadku nie dało się już znaleźć pracy, to przecież by mi o tym donieśli, bo czemu nie.) A wiesz, czemu nic się nie stało? Już choćby przez ochronę danych osobowych. Tu jest koniec, kropka, po prostu naruszenie tej ochrony to przestępstwo. I tyle. Zresztą po stronie można chodzić Tor Browserem (anonimową przeglądarką, która zapewnia nienamierzalność z wykorzystaniem specjalnej sieci tzw. onion routerów). W każdym razie nikomu nic nie robią za przesiadywanie mej strony www, taka jest, jak pokazuje doświadczenie, rzeczywista polityka w tym temacie.

    Wiem, co sobie myślisz. "Wszystko to jest kwestia zaufania". "Są też np. środki anonimowości w Internecie, ale w sumie to nie wiem, czy one rzeczywiście są bezpieczne, bo może ABW czy kto tam inny ma tam jakieś swoje wpływy". Masz rację, nie znasz się na tym, więc zaufaj komuś, kto się zna — może być mi, bo z zawodu i wykształcenia jestem informatykiem i już od ok. 1991 r. zajmuję się programowaniem, a od ok. 1999 r. dodatkowo też technologiami internetowymi. I zawsze byłem pasjonatem tej tematyki. Wyjaśniam, że te rozwiązania w dziedzinie anonimowości, o których będzie tu mowa dalej, są jak najbardziej bezpieczne i godne zaufania, i stosując je (oczywiście z głową, tj. nie pozwalając, by były ślady co do Twej tożsamości w jakiś inny sposób, np. w adresie e-mail) — co jest bardzo łatwe i wygodne — jesteś nienamierzalny(-a). Co więcej, można to łatwo pokazać. Po prostu każdy widzi, że priorytetem rządów nie jest dokładne, skrupulatne wręcz "księgowanie" każdego pakietu internetowego, tj. tzw. pakietu TCP/IP (czy np., dajmy na to, każdej informacji o zawarciu połączenia do serwera o takim-to-a-takim adresie IP), w sposób pozwalający ustalić tożsamość osoby komunikującej się — a to może jeszcze po to, by się później mścić na moich rozmówcach, czytelnikach czy ludziach uczestniczących w ankietach itp. W ogóle na tym generalnie rządom nie zależy, nie wkłada się starań w zorganizowanie tego, a i od strony technicznej byłoby to (w przypadku dostawców technologii anonimizujących) praktycznie nie do wdrożenia z uwagi na ogromne ilości danych przechodzących przez ich łącza oraz z uwagi na wewnętrzny sposób działania oprogramowania tam stosowanego (zwykle OpenVPN, ale i inne są porządnie zrobione). Gdyby rządom zależało na namierzaniu wszystkich w Internecie i nie pozwalaniu na anonimowość, nie byłoby tak, że w każdej knajpie na mieście można za darmo skorzystać z Internetu w sposób najzupełniej anonimowy (są jak wiadomo tzw. hotspoty, czyli punkty dostępu do restauracyjnej sieci bezprzewodowej, sieci WiFi). Mnie swego czasu, jak gdyby nawiązując do produkcji psychotycznych pana (M.M.) Kolonko z USA (byłego słynnego korespondenta TVP) i jego informatorów — o totalnej sieci podsłuchu na wszelkie dane telekomunikacyjne i ich filtrowania i segregowania, czego w rzeczywistości nie ma (natomiast jest co innego, sieć radiolokacji i radarów namierzających, o czym on również wspomniał gdzieś tam w artykule) — podstawiano od czasu do czasu w metrze dziewczyny w dżinsach z wielkimi, chamskimi dziurami na kolanie, po prostu takie "obdartuski". Nawet tuż naprzeciwko mnie (co zapewne specjalnie organizowano w taki to sposób, że przy w miarę centralnych, a nie skrajnych, wejściach były one typowo naprzeciwko jednego z nielicznych miejsc wolnych). To jest właśnie coś takiego. Zupełny absurd. Że niby rządom nie wiadomo jak zależy na tym, by wszystko w Internecie ewidencjonować i każdy pojedynczy pakiet internetowej komunikacji mieć zarejestrowany, zachowany i zidentyfikowany co do osoby, której on dotyczy, a zupełnie jednocześnie z tym totalna gigantyczna dziura w zabezpieczeniach przed anonimowością i w tych zapędach w postaci wszędzie na każdym rogu dostępnych publicznych hotspotów, czemu nikt się nie sprzeciwia i czego nikt nie zamierza regulować. Kto normalny i racjonalny by tak działał, gdyby faktycznie chciał móc wszystko wyśledzić (np. "bo tak nam leży na sercu walka z przestępstwami internetowymi" — nadaje się na wymówkę)? Po prostu pomyślcie…

    W dodatku tu idzie też o zasady, o sumienie. U tych dostawców usług anonimizujących i chroniących przed cenzorskimi i agresywnymi-niesprawiedliwymi rządami. Wyraźnie przecież szukając np. pod hasłem "VPN no logs" szukasz usługi, która na pewno nie zapisuje sobie żadnych danych na temat tego, co od kogo pochodzi w ramach ruchu wychodzącego z sieci wirtualnej takiego operatora VPN (mianowicie, angielski czasownik log oznacza rejestrować coś, przechowywać ślady, zapisy). Bez przesady, że owe oferty to są oszustwa.

    Ponadto – jako że zbliżamy się do końca niniejszej odpowiedzi – muszę tu dodać, skoro już zahaczamy o te sprawy, że w tym temacie jawnych pogróżek (podobno bezpodstawnych, jak twierdzi telewizja, z którą mam wszak stały kontakt) czy choćby tylko obaw co do "wilczych" biletów (bo to, co dokładnie Wam mówią, choć w ogólnym zarysie jest podobne, w detalach konkretnej realizacji może się różnić między jednym zakładem pracy a drugim czy nawet jednym mówiącym a drugim) dobrze jest zachować rozsądną powściągliwość w wymyślaniu problemów, o których nikt nawet nie mówi (tj.: w wymyślaniu, że jeszcze może coś takiego wam grozi, gdy jakoś postąpicie, mimo że nawet tak nie powiedziano), jako że we wszystkich typowych przypadkach jest to niepraktyczne i nie do zrealizowania. Pamiętajmy o tym – czego się nie mówi, a szkoda – że w każdej takiej typowej sytuacji (jak np. gdy pracodawca żąda wyremontowania mieszkania po zmarłej cioci czy chce Cię gdzieś wysłać w ramach Twego życia prywatnego, byś wyświadczył jakąś kryminalną przysługę mafii, czy nawet gdy wciska Ci bycie półzamieszanym w dziedzinie pracy podsłuchowej), cokolwiek byś nie wybrał (spośród przecież nie tak licznych opcji: dwóch czy trzech, typowo), zawsze jesteś wyrazicielem i przedstawicielem jakiegoś nurtu społecznego. Razem z Tobą tak samo przecież zadecydują może nawet miliony innych osób, a na pewno setki tysięcy. A już zwłaszcza ta jedna trzecia, co to na tyle szanuje chrześcijańskie zasady i tradycję, że bywa na mszach, plus jeszcze trochę innych, co to na nie nie chodzą, ale i tak je co do zasady popierają, tutaj pewnie ma spore szanse wybrać sumiennie, więc to jest zupełny absurd teraz twierdzić, że oni wszyscy staną się jakimiś ludźmi z wilczym biletem i będą wykluczeni z rynku pracy, na zawsze w ogóle (czy choćby na lata), co oznacza skurczenie się go o miliony i niemal niemożność sensownego dostosowania się do tego, a to w związku z jakąś powszechną sytuacją, jak np. te wyżej wymienione. Oczywiste jest, choć się tego jakoś nie tłumaczy w różnych mediach czy na kazaniach, że takie zagrożenie w ogóle formalnie nadaje się do brania pod uwagę jedynie w przypadku jakichś bardzo rzadkich skrajnie nieprawdopodobnych sytuacji.

    Na koniec dodam tu jeszcze jedno, odpowiedź już zupełnie awaryjną, na wypadek, gdyby wzzelki zaprezentowany tu wcześniej rozum jakoś z niezrozumiałych przyczyn zawiódł. Załóżmy nawet, że Cię wywalają i masz problem ze znalezieniem kolejnej pracy — co, to w takim razie koniec wszystkiego, już niczym się nie zajmiesz? Bzdura. Wystarczy założyć firmę. Jako człowiek działający w biznesie ja sam nie mam z tym absolutnie żadnego problemu — praktycznie nigdy i nigdzie nie spotykam się z żadną dyskryminacją. Po prostu jest "kulturka". Nie dowierzacie, może np. zarzucacie mi w myślach, że w biznesie funkcjonuję tylko pozornie, to proszę, oto przykłady. Firmy reklamowe, w tym te od bilbordów ulicznych, czyli środków reklamy z naprawdę dużym zasięgiem oddziaływania, jak również te od Internetu, w ogóle mnie nie dyskryminowały w sensie odmowy obsługi (nawet mnie! tym bardziej więc kogoś, kto jedynie postępuje jak mój przyjaciel czy stronnik): ani te małe, ani duże (co najwyżej jakieś wyjątki wynikające z zasad regulaminowych czy jakaś np. odmowa w Stroerze w 2015 r. zrobienia kampanii ostrych słów przeciwko TVP na bilbordach). To jest standard, wiem, bo współpracowałem z tą branżą nie raz, np. z różnymi firmami od bilbordów w r. 2013 i 2014, jako przedsiębiorca, oczywiście mailując jako Piotr Niżyński. Dalej: firma państwowa Poczta Polska S.A. również nie dyskryminowała mojej spółki xp.pl sp. z o. o., tylko normalnie prowadziła jej skrytkę pocztową, którą jak najbardziej udało się założyć i zawrzeć w tym temacie umowę. Banki mnie nie dyskryminowały, zawsze udawało się gdzieś mieć konto. Polkomtel mojej spółki Dochodzenie Skarbowe sp. z o. o. vel Niżyński Management sp. z o. o. (to nazwa późniejsza) też oczywiście nie dyskryminował. Co więcej, gdy natrafiłem na jakieś problemy sprawiające wrażenie podsłuchowych (bo już raczej coś takiego się zdarzyć może, czyli ukradkowe, nacechowane wstydem i ukrywaniem tematu, wykręcanie się od poprawnego wykonywania umowy), a mianowicie zablokowane telefonowanie do Panamy w czasie, gdy ono mi było potrzebne, to mi to na moją skargę koniec końców naprawili(!). Mnie, bo jako Piotr Niżyński skarżyłem, czyli samemu jądru ciemności i obaw, i prześladowań. Centra danych i firmy hostingowe też mi nigdy nie odmawiają obsługi, a wypróbowałem ich mnóstwo. Bez takiego chamstwa; tu idzie raczej o oszustwo komputerowe, ale to to jest kwestia, której się przecież na plakatach nie umieszcza, lecz którą się stara robić ukradkowo. Oferty specjalnych profesjonalnych drogich łączy internetowych dla firm działających w branży internetowej przedstawiali na moją prośbę także czołowi operatorzy polscy, w tym bodajże Orange, UPC, Vectra, Netia (z tą ostatnią była już nawet podpisana i przymierzałem się do realizacji, problem był tylko po stronie administracji bloku, co do położenia okablowania, oraz w sumie to i trochę w pieniądzach). Mam zresztą przecieki, że tego typu łączy nie będą przechwytywać, bo tego się po prostu nie robi z uwagi na zakaz wyłudzania pieniędzy i zgodnie też po prostu z polityką podsłuchową, jaka jest globalnie ustalana w realizacji tradycyjnego planu, aczkolwiek pewności nie mam, że tak postąpią. Przykłady można mnożyć. Firma oferująca biuro wirtualne (tj. obsługę korespondencji firmowych wielu przedsiębiorcom) w samym centrum Warszawy obsługiwała mnie jak dotąd bez problemu i nie zanosi się na zmiany, przez lata obsłużyła mi dużo korespondencji. Znana firma oferująca przetwarzanie płatności DotPay.pl obsługiwała moje przedsiębiorstwo indywidualne osoby fizycznej, dopóki istniało (tj. do 2010 r.), bez żadnego problemu, a teraz ostatnio na jesieni 2023 r. skontaktowałem się z, zastępującym ich obecnie, wiodącym operatorem płatności internetowych Platnosci24.pl i on również mojej firmy xp.pl sp. z o. o. (ma to być jak wiadomo antysystemowy portal internetowy) nie zamierzał dyskryminować, tylko skwapliwie przedstawił warunki współpracy. Giełdy kryptowalut, mianowicie Binance.com i Zondacrypto (dawniej znany jako BitBay), też moich spółek nie dyskryminują, a robili przecież indywidualne rozpoznanie KYC (Know-Your-Customer), jak również świadczyli dla nich (korespondując ze mną) wsparcie techniczne/arbitrażowe w sposób poprawny. Na prośbę ofertę przedstawiła mi też Panorama Firm, choć z tego to akurat nie korzystałem. Na Allegro.pl konto firmowe mam, na ile ono działa, nie wiem, bo może są jakieś ukradkowe przekręty (spróbujcie wyszukać towar po haśle Piotr Niżyński), ale oficjalnie obsługują tę moją spółkę i nawet mnie osobiście, bo ja piszę, i odpowiadają na zgłoszenia. Kolejnym przykładem, jak komuś jeszcze tego mało i taki jest trochę zalękniony w tym temacie, mogą być firmy zagraniczne, amerykańskie czy chińskie: nie mam żadnego problemu w zamawianiu tam produktów ściśle nakierowanych, jak niewątpliwie łatwo się domyślić (czy nawet podpatrzeć, bo i to się pewnie zdarza), na walkę elektroniczną, tj. z falami elektromagnetycznymi i dźwiękiem. Krótko: jest taka sytuacja, że dla mnie to kompletnie nie do wiary, że ktoś miałby Wam odmawiać normalnej oferty tylko z uwagi na jakieś szczegóły z Waszego życia prywatnego, a to mianowicie to, że kiedyś tam jakoś mi pomogliście czy coś takiego, przecież to zupełnie niepoważne insynuacje. Jak ktoś ma na koncie przestępstwa, to raczej się z tym kryje niż obnosi wobec obcych. Jeśli by Tobie nie chcieli np. wynająć biura czy zamieścić reklamy, to może wystarczy mnie poprosić o pomoc — ja mogę wynająć za Ciebie. Co za problem? Ale naprawdę, wierz mi — nawet mnie, czyli w ogóle samo centrum tego całego problemu i najbardziej zwalczaną przez ten gang osobę, nijak nie dyskryminują na rynku w dziedzinie możliwości działania w biznesie, w sensie: tak na zasadzie oficjalnego odmawiania obsługi.

    Toteż mam nadzieję, że teraz już summa summarum po tych wszystkich rozsądnych argumentach Twoje obawy powinny się rozpierzchnąć i schować, i ustąpić miejsca postawie z podniesioną głową.

  11. No tak, tak, oczywiście, mam ci pomagać, bo zasady. Ale jest art. 266 k.k. o tajemnicy pracodawcy!

    To tak nie jest, że ten przepis musi być sprzeczny z Konstytucją i zapewnianiem wolności Internetu przez państwo (co jest zapisane w art. 14 Konstytucji). Przepis mówi o przyjętym na siebie "zobowiązaniu". Zobowiązania reguluje Kodeks cywilny — Księga Trzecia, pochodzą one z umów, w tym ustnych (chyba, że ktoś woli jakieś ściśle jednostronne, w ogóle nie wobec drugiej osoby, to wtedy Prawo wekslowe, a są jeszcze nadto zobowiązania wywodzące się z orzeczeń sądów, ze sporym polem do uznaniowości w decyzji sądu, jak również mogą one być w stosunkach między osobami narzucane przez ustawę; ponadto istnieje jeszcze pojęcie zobowiązań publicznoprawnych, np. podatkowych, ale nie o nie tu chodzi). Art. 353(1) k.c. — niemalże jako wstęp do ww. księgi: "Strony zawierające umowę mogą ułożyć stosunek prawny według swego uznania, byleby jego treść lub cel nie sprzeciwiały się (...) ustawie ani zasadom współżycia społecznego". Konstytucja też jest ustawą. Takie "zobowiązanie" jest bezskuteczne prawnie!

    Niezgodność ww. tajemnicy z zasadą wolności innych środków społecznego przekazu i prasy polega na tym, że nie może przecież być tak, że państwo za pomaganie w tej dziedzinie, niewinne działanie na rzecz likwidowania nieprawidłowości, wsadza do więzień czy nawet choćby tylko kara, skazuje za przestępstwo, nakłada grzywny. Bo to byłoby właśnie sprzeczne z ww. zasadą, że państwo "zapewnia" wolność prasy i środków społecznego przekazu (art. 14 Konstytucji). "Zapewnić" oznacza "zagwarantować". Wymaga to powstrzymania się przez państwo od działań, które w tę wolność prasy uderzają. A zatem w tym zakresie rzekome "zobowiązanie" umowne (tj. dobrowolnie w drodze umowy z drugą osobą na siebie przyjęte) jest jak to się mówi pozbawione ochrony prawnej (por. też art. 5 k.c.; kompletu dopełnia art. 58 k.c. o nieważności czynności prawnej).

  12. Ja nie wiem, czy ten przepis karny tak zinterpretują.

    Zinterpretują. Abstrahując już od środków anonimowości, jest orzecznictwo Sądu Najwyższego (np. z 24.11.2015, II CSK 517/14; s. 9). "aprobowana w orzecznictwie dyrektywa wykładni w zgodzie z Konstytucją, sprzeciwiająca się przyjmowaniu takich możliwości interpretacji przepisu ustawy, które prowadziłyby do jego niezgodności z Konstytucją, jeżeli możliwe jest również (...), że jest on z nią zgodny. Dyrektywa ta MA ZASTOSOWANIE (...)", dalej o niej jako sposobie rozstrzygania pomiędzy sprzecznymi wykładniami prawa (tu: językową i systemową).

  13. Ale czy ty aby na pewno wszystko dobrze rozumiesz? Ty to raczej nie znasz się na pracy w dzisiejszych czasach… Oni wstawiają w umowie, że mam obowiązek zachować w tajemnicy poufne informacje pracodawcy także po wygaśnięciu umowy. Czy to samo w sobie — ściśle taki obowiązek nieujawniania tajemnic biznesowych także po wygaśnięciu umowy — jest jakieś postanowienie niezgodne z Konstytucją albo ustawami?

    No cóż, ciągniemy tu wątek prawny, a i tak bezsporne jest, że sędziowie są skorumpowani i zdolni do zła (inną jeszcze sprawą jest to, czy politycy, a nawet pracodawcy, chcą w ogóle aż takiego zła i takiego mszczenia się, myślę, że w tym temacie nawet Tuska da się pomówić**), w związku z czym istotniejszy temat jest raczej o środkach technicznych zachowania anonimowości, a nie o prawnych aspektach takich tajemnic umownych, ale wyjaśnię, jak ja to widzę. Sama klauzula umowna jest, załóżmy, w miarę zgodna z Konstytucją, już się tu tego nie czepiam, choć może jacyś sędziowie by kręcili nosem na takie dożywotnie zobowiązywanie się w rzeczywistości jedynie wymuszone przez pracodawcę. Że to przesada i pozbawia Cię czegoś, co Ci w rzeczywistości musi przysługiwać (zwłaszcza, że jest coś takiego, jak istota praw konstytucyjnych — można tu uznać, i pewnie w tym kierunku to by poszło, że obejmuje to też rozpowszechnianie i pozyskiwanie informacji o takich rzeczach, które w sumie to każdy może swobodnie zobaczyć, czyli swego rodzaju "reporterskie" szerzenie i pozyskiwanie informacji: por. art. 54 ust. 1 i art. 31 ust. 3 Konstytucji; "istoty" praw konstytucyjnych — można się teraz spierać, co to jest w danym przypadku — nigdy nie można ograniczyć, jak podaje drugi z przywołanych tu przepisów, chyba że w stanie wyjątkowym ogłoszonym zgodnie z Konstytucją i wtedy na podstawie odpowiednich rozporządzeń, natomiast można ograniczyć taką niekonieczną "otoczkę" prawa, jak np. rozpowszechnianie informacji, do których to właściwie nie ma się prawa, jak np. gdy jakaś sprzątaczka zobaczyła jakieś pismo na biurku, nawet np. informację klauzulową, albo gdy ktoś tylko dlatego zna jakąś informację, bo włamał się na serwer lub do budynku — to to oczywiście nie jest coś, co mu przysługuje, to nie jest istota prawa, że aż takie rzeczy, np. nielegalnie zdobyte, zawsze można rozpowszechniać; natomiast to, co każdy może zawsze swobodnie zobaczyć, to chyba nie może podlegać zakazowi rozpowszechniania). No więc w każdym razie to postanowienie umowne o tajemnicach, jeśli jest źle rozumiane, że absolutnie wszystko można ukrywać, to jest niezgodne z prawem i nie ma mocy. Ale oczywiście można też je dobrze rozumieć. Przejdźmy więc teraz do rzeczy.

    Należycie pojęte postanowienie umowne o zakazie ujawniania tajemnic implikuje, że pracodawca ma prawo żądać, by określonych informacji — są to wtedy informacje poufne (czy jak zwał, tak zwał, ale coś takiego jest) — stanowiących jego sekrety nie rozpowszechniać. Jednakże zgodnie z art. 5 Kodeksu cywilnego (i należy zawsze brać na to poprawkę, tak wymagają zasady poprawnej interpretacji umów i każdy prawnik wam to powie) nikt nie może czynić ze swego prawa użytku, który by był sprzeczny ze społeczno-gospodarczym przeznaczeniem tego prawa albo z zasadami współżycia społecznego. Przechodząc teraz do dosyć oczywistej interpretacji tych pojęć i zastosowania ich na kanwie niniejszej sprawy, przeznaczeniem prawa do tajemnicy biznesowej jest ochrona różnych innowacyjnych osiągnieć technicznych (czy nawet naukowych) dotyczących przedmiotu działalności danej firmy. Nie jest natomiast zamysłem tego prawa jakieś przepychanie wręcz jakiejś inżynierii społecznej, lansowanie tajemnic narodowych w kwestii tego, co każdy (czy prawie każdy) może sobie samodzielnie zobaczyć, zwalczanie zasady konstytucyjnej ustrojowej odnośnie tego, że państwo ma realizować zasady sprawiedliwości społecznej (art. 2 Konstytucji) itd. Już więc to choćby wypada poza burtę ochrony prawnej, a tutaj właśnie zakwalifikować można tę sprawę niedziałającej telekomunikacji (podobnie jak pewne inne bardzo na bakier z prawem będące ewentualne "sekrety" Waszych firm, Waszych pracodawców). Po drugie, co do zasad współżycia społecznego, to należy pod tym pojęciem rozumieć zwłaszcza zasady utwierdzone aż w Konstytucji, a także pewne ogólne zasady cywilizacyjne, w tym nawet dotyczące grzeczności (np. "za złe wypada przeprosić"). Również i tutaj taka "tajemnica narodowa" przegrywa, bo właśnie godzi we wspomnianą zasadę konstytucyjną z art. 14.

    **) Wg mego bogatego doświadczenia z sądami sędziowie jedynie od wielkiego dzwonu skłonni są do popełniania jakichś istotnych błędów prawnych, np. złego stosowania przepisów, złej interpretacji, pomijania czegoś tam istotnego itd. To dotyczy stricte procesów politycznych (nawet cywilnych, np. ten mój spór o nakaz zapłaty ws. pana Piotra K., notabene chyba od dziesięcioleci co najmniej lekko licząc planowanego), co do zasady oni jedynie są tendencyjni w sprawie ustalania stanu faktycznego sprawy, np. pewnie by niechętnie uwierzyli w jakieś nielegalne podsłuchy w firmie (tak to nawet i w możliwość przekrętów politycznych wierzą i biorą pod uwagę, jest to przecież wyraźnie do poczytania np. w orzecznictwie SN). Myślę, że to pokłosie wykształcenia, dobrych relacji między jak to się mówi doktryną a orzecznictwem (do typowej metodyki sędziów i prokuratorów należy powoływanie się na podręczniki), a także jeszcze dodatkowo długiej drogi do uzyskania statusu sędziego — to by trochę nie wypadało pleść zupełne głupoty, choć i to widywałem (zwłaszcza jakoś tak pomiędzy kwestiami dowodowymi a prawnym, tj. przy stosowaniu prawa). To samo pewnie dotyczy prokuratorów, z wyjątkiem spraw specjalnie odgórnie zleconych. Toteż pewnie nikt tu nawet nie oskarży, chyba że jakoś Tusk i jego telewizja maczają w tym palce czy coś takiego.

  14. Coś jeszcze? Może jakaś tajemnica państwowa? Może jakieś pomocnictwo?

    Nic mi o tym nie wiadomo (Twój szef raczej też jest wstrzemięźliwy i też głównie nie na to stawia, skoro jest tyle innych argumentów; Ty również nie masz tu w sposób udowodniony, jeśli pozwolisz sobie mówić na taki temat, należycie rozumianego zamiaru, choćby nawet tylko ewentualnego — mianowicie z uwzględnieniem zasady in dubio pro reo wystąpi tutaj brak wymaganego składnika wolitywnego w Twoim zamiarze, tj. sytuacji, że Twoja wola jest tak nastawiona, iż nawet gdybyś wiedział(a) na pewno, że taka informacja niejawna istnieje w dokumencie z klauzulą Tajne, tj. że jest taki dokument i że to spełnia kryteria informacji niejawnej z punktu widzenia obiektywnych faktów, co wiesz w sposób pewny, bo np. dokument taki widziałeś, i tak byś to ujawniał(a) — zawsze możesz przyjąć postawę, masz tutaj wolną wolę i państwo musi to respektować, że gdybyś dostał porządny dowód istnienia klauzuli Tajne na dokumencie i tego, że zawarta tam informacja rzeczywiście z punktu widzenia obiektywnych faktów jest informacją niejawną zgodnie z definicją, to byś sprawy nie ujawniał, ale po prostu takiego dowodu brakuje: taka postawa skutkuje właśnie sytuacją, że nie masz żadnego zamiaru popełnienia przestępstwa, jest to mianowicie dobrze wyjaśnione na Wikipedii, hasło "Zamiar ewentualny", bo — dodajmy — jest jeszcze opcja "zamiar bezpośredni", którego na pewno nikt Ci nie może udowodnić z uwagi na brak udowodnionej pewności po Twojej stronie, że w ogóle jest taka tajemnica państwowa — nie widziałeś/aś przecież dokumentu klauzulowego ani też nie jest to jakaś nie budząca wątpliwości prawnych sprawa, którą by relacjonował jakiś funkcjonariusz zwłaszcza służby specjalnej, jak np. kwestia tego, że ten-a-ten jest szpiegiem polskim, co niewątpliwie podpada pod kryteria informacji niejawnej o klauzuli "ściśle tajne"; co do zaś tego, że Wikipedia wyróżnia jako trzecią opcję zamiar quasi-ewentualny, to podpowiem, że w praktyce wyróżnia się go jako jeden z możliwych przypadków zamiaru ewentualnego — ogólnie to to, jak to wygląda w Kodeksie, pokazuje art. 9 § 1 k.k.). Po pierwsze więc i przede wszystkim nie rzuci się nikt na Ciebie dlatego, że głosząc taki czy owaki fakt nie masz odpowiedniego stanu umysłu, czyli zamiaru przestępczego (bezpośredniego lub ewentualnego, z czego w praktyce można próbować przypisać tylko ten drugi z uwagi na plotkowy charakter teorii o tajności i niejasność co do tego, czy sprawę np. konkretnej domeny czy też strony internetowej oklauzulowano). Prawnicy rutynowo w ramach swej metodologii — jest to też metodyka pracy sędziów i prokuratorów — opierają się na orzecznictwie Sądu Najwyższego. To jest codzienność, chleb powszedni, że trzeba wiedzieć, jak należy rozumieć zamiar ewentualny. Choć wywodzono tu różne koncepcje, koniec końców trzeba stosować tę, którą tradycyjnie od dziesięcioleci się aprobuje w Sądzie Najwyższym. I wszyscy to wiedzą. Gdyby przyjąć inną koncepcję, to ślusarze nie mogliby dokonywać usługi awaryjnego otwierania mieszkań przez usunięcie zamka (a już na pewno nie osobom, które są najemcami, ale nie są w stanie pokazać umowy najmu), "bo przecież świadom jestem, że zawsze taka możliwość jest, iż dana akcja ma w ramach wyjątku charakter kryminalny". Otóż sama świadomość możliwości nie wystarcza, potrzebny jest jeszcze składnik wolitywny, czyli przyzwolenie na taką sytuację ("mimo pewności, że tak jest, i tak by nie zrezygnował z wykonania tego"). Również i orzecznictwo TK oraz ustawa o Sądzie Najwyższym wyraźnie prowadzą do wniosku, że należy stosować i wdrażać orzecznictwo SN.

    Dlaczego głoszę, że musi być zamiar, by było przestępstwo? Nie chodzi tu tylko o znaną paremię prawniczą actus reus non facit reum nisi mens sit rea. Jest na to przepis — art. 8 k.k. Wynika z niego, że ustawa musi wspominać explicite o możliwości nieumyślnego popełnienia przestępstwa, w paragrafie definiującym dany typ przestępstwa, inaczej — na zasadzie standardu ("domyślnie") — wymagana jest umyślność (a więc jakiś zamiar).

    Mój blog, spod adresu bandycituska.com, nie zawiera żadnych informacji niejawnych (por. art. 265 k.k.). Mam na to oświadczenia z prokuratury (są na blogu — wpis z 05/04/2015, w tym wypowiedź 2:51 "… Możesz sobie artykuł z tego napisać"), prawo europejskie (np. ochrona sygnalistów czy wchodzący wkrótce akt o wolności mediów), a także samą treść polskiej title="Obowiązująca wersja nazywa się "Tekst ujednolicony".">ustawy o ochronie informacji niejawnych. Informacją taką jest — jak podano tam już na wstępie — taka, której nieuprawnione ujawnienie mogłoby spowodować szkody dla Rzeczypospolitej Polskiej lub być niekorzystne z punktu widzenia jej interesów. Z tym, że Rzeczpospolita Polska wg prawa to Rzeczpospolita ta z Konstytucji, z art. 2 Konstytucji RP, czyli państwo po chrześcijańsku przyzwoite — "demokratyczne państwo prawne, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej". Pamiętajmy, że wyroki sądowe są jawne (vide prawo międzynarodowe, a także jego odblask w art. 45 ust. 2 zd. 2 Konstytucji RP i w art. 6 ust. 1 pkt 4 lit. a tiret 3 ustawy o dostępie do informacji publicznej). Jeśli by przyjąć, że informacja o jakimś przestępstwie jest informacją niejawną, bo jej ujawnienie jest szkodliwe lub niekorzystne, to zaraz wychodzi na to, że wyrok karny w takiej sprawie jest niekorzystny czy wręcz szkodliwy. To zaś jest absurd w państwie prawa urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej. Po prostu wychodziłoby na to, że państwo dąży do czego innego niż w rzeczywistości wg prawa dąży (głośny finał afery w TVP). Dodatkowo wskazuję na końcówkę art. 13 Konstytucji o tym, że zakazane jest istnienie organizacji, których działalność przewiduje utajnienie struktur lub członkostwa. Tym bardziej więc (a minori ad maius) ogólne utajnienie ich istnienia. Żadna organizacja nie ma prawa do tajności nie tylko swego istnienia, ale też członkostwa i struktur, a sankcją za złamanie tego zakazu byłaby wg zamysłu tego przepisu utrata bytu prawnego. Wykładnia prokonstytucyjna prowadzi więc do nielegalności takich rzekomo tylko istniejących klauzul na temat istnienia mafii. To w każdym razie w tajnym dokumencie nie może być informacją niejawną; co najwyżej jakieś różne detale, np. o działalności służb specjalnych (ale chyba nie uważacie, że ten temat rozszalałej korupcji to jest jakaś wewnętrzna sprawa tej czy innej służby specjalnej czy wręcz polityków… no nie, broń Boże, to jest nasza wspólna sprawa, ma być przecież demokratyzm państwa). Mój blog opisuje jedynie przestępczość i korupcję, co nieco też przytacza dane naukowe czy encyklopedyczne, i z tego powodu siłą rzeczy jest najzupełniej legalny. Korzystam tu więc z wolności środków społecznego przekazu w postaci Internetu czy raczej powinienem mieć tę wolność. Po to wymyślono prasę, by ścigała skandale.

    Kolejny przykład w prawie: art. 5 Konstytucji ("Rzeczpospolita Polska … zapewnia … wolności i prawa człowieka") wyklucza państwowe pomocnictwo w naruszaniu praw człowieka. (Zapewnić = zagwarantować.) Jako, że to jest zasada ustrojowa, to nie może od niej być wyjątków w ustawach. A jest przecież temat naruszania moich praw człowieka. Toteż ww. zasada musi być zawsze uważana za wiążącą.

    Zresztą nawet i bez tego, z uwagi na to, że pomocnictwo jest stypizowane w Kodeksie karnym jako czyn zabroniony (tak się te paragrafy karne nazywa w nauce), patrz art. 18 § 2 k.k. (jak kto woli można to też nazywać formą popełnienia przestępstwa, ale tak czy inaczej jest to zawsze czyn zabroniony — nie mylić z przestępstwem, bo jedno nie zawsze jest drugim), zaś wg świata nauki (i ogólnie dla prawników) czyn zabroniony jest jednym z rodzajów czynu bezprawnego, czyli bezprawia, to z uwagi na art. 31 ust. 3 Konstytucji RP niedopuszczalne jest nadanie na czymś takim klauzuli. Gdyż wg art. 31 ust. 3 Konstytucji RP ograniczenia wolności i praw człowieka i obywatela można stosować (gwoli pewnym wartościom) jedynie wtedy, gdy jest taka konieczność prawna ("tylko wtedy, gdy są konieczne", głosi ten przepis). Zważ, że skoro coś jest bezwarunkowo nielegalne, to nie może być konieczną implikacją prawną z czegoś tam, tj., że jest tak, że "musimy tak zrobić", bo wręcz przeciwnie, w takim razie wg prawa nie wolno tego zrobić. Summa summarum więc wychodzi na to, że pomocnictwo do przestępstwa jest zawsze nielegalne i karalne i klauzula, która by się wpisywała w znamiona pomocnictwa lub poplecznictwa, jest co za tym idzie nielegalna i bezskuteczna prawnie, stosownie do art. 31 ust. 3 Konstytucji RP.

    Finalnie, jest dostępna i taka argumentacja na rzecz tego, że Twój (lub Twego rodzica) szef plecie głupoty. Gdyby nawet któraś moja strona internetowa w jakimś swym punkcie prezentowała informacje tajne — i w związku z tym Twoją pomoc trzeba by zakwalifikować jako pomocnictwo — to tak czy inaczej zachodzi wręcz modelowy przypadek stanu wyższej konieczności (art. 26 k.k.). Wolność bowiem prasy i środków społecznego przekazu — a to implikuje na pewno m. in. możliwość prowadzenia działalności w tej dziedzinie, czyli w przypadku Internetu: widoczność strony www w Internecie — jest na tyle istotną gwarancją konstytucyjną, że zapisano ją aż nawet w rozdz. 1 Konstytucji (zasady ustrojowe) — art. 14, co oznacza, że nie może być od niej żadnych wyjątków, w tym także w stanie wyjątkowym czy stanie wojennym. Jest to wyrazem szczególnego szacunku ustawodawcy konstytucyjnego dla tej zasady i jej fundamentalnego znaczenia. Dla porównania, większość gwarancji praw zamieszczono w rozdz. 2 Konstytucji ("wolności i prawa człowieka i obywatela"), którego cechą jest to, że zawsze jeszcze mogą być od tych wolności wyjątki ustawowe (jeśli są spełnione warunki z art. 31 ust. 3, w tym taka czy inna konieczność zmuszająca do wprowadzenia wyjątku/ograniczenia). Tutaj też bardzo wyraziście uwidacznia się różnica między zaledwie wolnością pozyskiwania i rozpowszechniania informacji (z rozdz. 2 — art. 54 ust. 1) a wolnością prasy i innych środków społecznego przekazu (z rozdz. 1 — art. 14), jako że ta pierwsza ma zastosowanie w odniesieniu do każdej pojedynczej rozpowszechnianej informacji z osobna i każda tutaj z osobna może być różnie traktowana (zależnie od jej treści), i w odniesieniu do pojedynczych informacji czy poglądów mogą być ograniczenia wolności słowa wynikające z ustaw, podczas gdy ogólna wolność mediów z art. 14 implikuje (w odniesieniu do Internetu), że musi być zagwarantowana co najmniej sama ta możliwość prowadzenia strony www (tego to odbierać absolutnie nie można), tj., że musi zachodzić sytuacja, iż dana publikowana na serwerze strona w ogóle w Internecie jest widoczna (bo inaczej to już nawet nie można prowadzić działalności w tej dziedzinie środków społecznego przekazu, popularnie mówiąc "mediów"). Jeśli nie dowierzacie, że dobrze interpretuję art. 14, to proszę, oto gotowe orzecznictwo TK, iż wolność z art. 14 obejmuje przede wszystkim wolność (brak przeszkód) samego prowadzenia działalności w dziedzinie środków społecznego przekazu, czyli skutecznego zajęcia swego miejsca w palecie mediów: wyrok TK z 13.12.2016 r., K 13/16 dotyczący telewizji (OTK-A 2016, poz. 101):

    "Wynikająca z art. 14 Konstytucji RP wolność prasy i innych środków społecznego przekazu ma charakter zasady ustrojowej i gwarancji instytucjonalnej. Wyraża nakaz respektowania przez państwo autonomicznego charakteru tej sfery życia społecznego. Nakaz ten ma ścisły związek z obowiązywaniem zasady państwa demokratycznego, które może funkcjonować i rozwijać się wyłącznie z zachowaniem pluralizmu poglądów oraz realnej możliwości ich prezentowania w przestrzeni publicznej. Służyć ma temu zapewnienie odpowiednich warunków swobodnej wymiany poglądów i rozpowszechniania informacji dotyczących m. in. polityki, działalności władz publicznych czy wielu innych sfer istotnych dla obywateli (zob. wyrok z 30.10.2006 r., P 10/06, OTK ZU 2006, Nr 9/A, poz. 128, cz. III, pkt 3.1). Trybunał wyjaśniał, że treść art. 14 Konstytucji RP obejmuje swobodę organizowania działalności środków społecznego przekazu, swobodę prowadzenia działalności przez środki społecznego przekazu oraz swobodę kreowania struktury własnościowej środków społecznego przekazu (por. wyr. TK z 9.11.2010 r., K 13/07, OTK-A 2010, Nr 9, poz. 98, cz. III, pkt 2). Obowiązek zagwarantowania tak wyznaczonej sfery wolności spoczywa na organach władzy publicznej, w tym na ustawodawcy. Ma on również charakter negatywny [tzn. ujemny, bierny, wyrażający się brakiem czegoś — przyp. red.], związany z koniecznością powstrzymania się organów władzy publicznej od podejmowania działań ograniczających wolności wyrażane w art. 14 Konstytucji RP"

miesiąc później

(kontynuacja poprzedniego tematu)

  1. (kontynuacja odpowiedzi)

    (akapity z nrami 65-66 po prawej; zauważmy, że 66 tutaj to symbolicznie jak gdyby "ten argument, co pada przed 266", czyli przed jakimś tam drugim 66 w postaci art. 266 k.k. chroniącego tajemnicę służbową — ten numerek 66 ma też konotacje "jakaś zbiorowa masakra", "odpowiedzialność zbiorowa w związku z pojedynczym incydentem", co sugeruje skazanie paragrafu — to więc wyraźnie nawiązuje do tego, że wyrok ma też zastosowanie w mojej sprawie, tj. w tym tutaj poruszanym temacie polityki zarządzania personelem i "szkolenia" ludzi odnośnie wdrażania złej postawy). Jego data 13.12.2016 r. to data równo co do dnia przypadająca 2 lata po tym, jak — w związku z powtarzającymi się problemami — policjant na dyżurce zapytany mnie poinformował, że premier jest zamieszany w psucie mi najmu, zrywanie umowy najmu w trybie natychmiastowym wbrew (konstytucyjnie zakotwiczonej) ochronie praw lokatorów oraz eksmitowanie na bruk bez wyroku sądu i niepozwalanie na wywiercenie zamka (bo Policja z sąsiadem mi w takim razie stawali na drodze). Cóż za znamienny akcent personalny, trafny w odniesieniu do mojej osoby (przecież mój blog bandycituska.pl czy tak samo .com stwierdza to samo w nagłówku, też tam jest cytat, że podobno jest problem właśnie z premierem). Jeśli nie dowierzacie, że taki był wtedy incydent (ale ja się zarzekam na swój honor i pisałem już to dawno w pismach do sądu, mam też nagranie wideo z tym policjantem), to można to pokazać jeszcze tak, że dzień 13.12.2016 był to 348. dzień roku, co można rozczytać jako "trzy-cztery, samobójstwo" (ósemka może miewać takie konotacje — np. Jan Paweł II zmarł w 8-mą rocznicę uchwalenia obecnej Konstytucji, nadto ludzie generalnie to żyją dłużej niż jedynie 8x lat, stąd zawsze można mieć jakieś podejrzenia przy takiej długości życia, tj. zaczynającej się od ósemki).

    Kolejny przykład tego słusznego i najzupełniej zrozumiałego ukierunkowania prawnego, swoistego "Trybunału rezydującego w Piotrkowie", jest w wyroku tego Trybunału o sygnaturze K 9/11 (jak gdyby z myślą o mnie i USA nadanej, bo tam 11. września kojarzący się z Bushem amerykańskim zapisują jako 9/11 i jest to symbol ataku na World Trade Center i Pentagon, czyli symbolicznie rzecz biorąc — na tajemnicę handlową/biznesową i tajemnicę państwową, po czym następującej w ślad za tym wojny z terrorem, czyli zastraszaniem), który to wyrok datuje się na 20.7.2011 r. (OTK-A 2011, nr 6, poz. 61), a więc (znowuż trafnie) 201. dzień roku (znów ta konotacja "zamachy z 2001 r." pasuje…):

    "Fundamentalne znaczenie ma natomiast wolność słowa w życiu publicznym. Powiązana z art. 14 Konstytucji RP (…) przestaje być tylko wolnością jednostki (czy podmiotu zbiorowego), a nabiera również waloru zasady ustrojowej (...). Nie sposób wyobrazić sobie sprawnego funkcjonowania współczesnych demokracji bez korzystania zróżnego rodzaju środków przekazu, w tym elektronicznych"

    (akapit z numerkiem 298 po prawej). Porównując teraz te 2 skonfliktowane dobra, mianowicie zasadę ustrojową z art. 14 i ochronę informacji niejawnych wynikającą zaledwie z istnienia ustawy, bo w Konstytucji RP o tajemnicach państwowych nie ma kompletnie nic (można w dodatku sobie wyobrazić wątpliwości, czy aż taka — w dodatku rzekomo już na samych plotkach, a nie dokumentach, mająca działać — ochrona w ogóle jest potrzebna i konieczna, i czy nie wprowadza nieproporcjonalnego może do potrzeb zagrożenia, że ziści się grobowiec demokracji, co właśnie widzimy "na załączonym obrazku" Polski: bo przecież mogłoby być i tak, że to jedynie po prostu sami pracownicy służb specjalnych itp. podlegają tajemnicy służbowej lub niejawnej chronionej przez art. 266 k.k. — a nie ten art. 265 k.k. obejmujący wszystkich, w tym zwykłego Kowalskiego — i że to jedynie oni nie mogą nic wygadać, wynieść ze swej pracy na jaw, natomiast zwykłych ludzi się nie zastrasza i nie knebluje — można by to tak przecież, alternatywnie, załatwić w ustawach, i też byłby to jakiś system funkcjonowania państwa i zorganizowania się w tych tematach), oczywiste jest, że dobrem wyższego rzędu jest ta ogólna fundamentalna mająca ustrojowe znaczenie wolność z art. 14. W związku z tym, na mocy art. 26 k.k., choćbyś nawet popełniał pomocnictwo, i tak nie potraktują Ci tego jak przestępstwa i nie będzie żadnej sprawy karnej ani tym bardziej skazania. Proste i logiczne. Ot po prostu wystarczy rozum chociaż trochę włożyć w temat i tak wychodzi.

    A zatem tak zaopatrzeni — w te orzeczenia TK, które Wam pokazałem — możecie być pewni, że choćby nawet ziścił się skrajnie nieprawdopodobny scenariusz i sprawa przeciwko Wam stanęła w sądzie, to i tak wygracie na mocy stanu wyższej konieczności, a jeśli by nawet sędzia miał problemy z rozumem i nie zechciał go dostrzec, to na podstawie usprawiedliwionego błędu co do zachodzenia tego stanu (art. 29 k.k.); jeśli by zaś — co niemal nierealne — wbrew dyrektywom z SN nawet i tego by nie chcieli Wam uwzględnić, w jakimś szale złej woli, to przysługuje Wam skarga konstytucyjna do Trybunału Konstytucyjnego (znam prawnika, który z pewnością Wam ją wniesie — zawsze mi pomaga), uchylenie (częściowe) przepisu o pomocnictwie w starciu z wolnością rozpowszechniania informacji z art. 54 i wznowienie postępowania karnego, po czym w następstwie powyższego — zmiana wyroku na uniewinniający w wykonaniu decyzji TK. Tam bowiem niewątpliwie jest "Piotrków Trybunalski", jak już pokazałem, i się z tym nie kryją, i ma to sens, bo przecież z naszych podatków są ci sowicie opłacani sędziowie utrzymywani i tu idzie o demokrację. Niech Was przy tym nie deprymuje, że obecnie rząd notorycznie nie publikuje wyroków TK w swojej urzędowej gazetce. Zgodnie z uchwałą zgromadzenia wszystkich sędziów SN z dn. 26.4.2016 r. nieopublikowany wyrok TK jest tak samo wiążący i wywołuje skutki prawne. Ewentualnie wątpliwości może budzić jedynie potencjalny udział sędziów-dublerów w przydzielonym składzie TK, co czasami się zdarza (jest ich 3, podczas gdy normalni sędziowie to pozostałych 15). Z biegiem czasu będą oni eliminowani z Trybunału (to kwestia najbliższych lat), ponieważ Sejm opanowany przez KO nie zamierza powoływać nowych na ich miejsce, tylko uznaje uprzednio wybranych "właściwych" sędziów (których dublerzy zastąpili) — efekt tego będzie taki, że sędziów TK zrobi się mniej niż powinno być, ale nie będzie to przeszkodą dla wydawania orzeczeń, w tych bowiem zawsze podpisuje się tylko jakiś ułamek wszystkich sędziów — niezależnie zaś od tego i tak powyższe orzecznictwo jest z czasów, gdy tego problemu jeszcze nie było, jest dosyć oczywiste i po prostu nawet sam Sąd Najwyższy takie poglądy praktycznie na pewno będzie prezentował (tzw. "rozproszona kontrola konstytucyjności", przez samo sądownictwo powszechne i SN, wskutek braku odpowiedniej pomocy z TK).

    Powyższe pokazuje przy tym coś jeszcze. Wbrew popularnemu mniemaniu nie jestem koniec końców przegrany, tylko — wręcz przeciwnie — mam chody, i to (jak widać) w najwyższej instytucji polskiego sądownictwa. Było tak i za rządów PO, i za PiS-u. Jedynie naiwniak będzie w takiej sytuacji twierdzić, że oni tam sami na to wszystko wpadli. Że sami wymyślili np. (tj. zduplikowali) stosowany masowo w sądach powszechnych przy sprawach politycznych proceder dobierania sygnatur (numerów) spraw mających ukryte znaczenie (manipulowanie przydzielaniem sygnatur) czy że dotarł do nich, zgoła bez żadnej kolaboracji z politykami i telewizją, przeciek o moich przejściach z 13.12.2014 r. To by było naiwne założenie. Po prostu widocznie rząd też widzi potrzebę koniec końców dotarcia przez Polskę "do portu zbawienia" politycznego i mnie tutaj poparł (choć się bardzo tego wstydzi i dalsza droga nie jest usłana różami). Ja tu mogę dodać od siebie, że zgodnie z moją najlepszą wiedzą i rozeznaniem jasno pozostawionych poszlak wyraźnie jest mi pisane kiedyś jeszcze zostać ważną postacią w polityce i co więcej doczekać się rozliczenia przestępstw podsłuchowych (nawet nie tylko w telewizji). Jest na to multum poszlak, co jednakże nie mieści się w ramach tego krótkiego tekstu polemicznego. Trafne zatem podsumowanie tej sytuacji jest takie, że kierownicy gospodarczy notabene roztaczają przed pracownikami zgoła fałszywe i kłamliwe wyobrażenie, jakoby stała za nimi jakaś gigantyczna potęga, miażdżąca wszystko stające im na drodze (patrz np. też końcowy punkt całego niniejszego tekstu), jakoby wygranie z nimi było niemożliwe, jakoby rząd robił wszystko, by byli bezkonkurencyjni i wygrani itd. Przykładem praktycznego zastosowania tej teorii jest bajka o ABW czy kim tam jeszcze (może np. samej telewizji? bzdura, sami mi powiedzieli, że nie ma u nich takiej procedury) wyławiającym, w ramach rzecz jasna "rutynowego" przestępstwa urzędniczego, bo to jest przestępstwo przekroczenia uprawnień, z mojego ruchu internetowego dane o tożsamości osób go generujących i po tych stronach chodzących, i następnie donoszącym to do ich pracodawców celem zwolnienia z pracy. Kompletnie nie ma nic takiego i nikt mi nigdy nie doniósł o takiej sytuacji. To jest znowu przykład rozumowania bajkowego, o gigantycznej potędze stojącej za tym skorumpowanym prorządowo i podsłuchowo biznesem (czy nawet instytucjami państwowymi) i że to jest już ostateczny kres rozwoju naszej państwowości taka symbioza państwa i mafii i że to będzie pod ochroną i wygrane, podczas gdy w rzeczywistości jest to tylko garstka skorumpowanych nędzników i chciwców (zwykli bandyci), będąca jedynie jakimś tam drobnym dodatkiem do całego dotychczasowego już wcześniej istniejącego systemu gospodarczego, który nie powinien wysuwać się na pierwszy plan, i to przy tym dodatkiem mającym z góry w zamyśle jedynie ograniczony czas trwania (powinien koniec końców przegrać — tak to jest w projekcie, który wszyscy ci czołowi politycy mają realizować, co sami na siebie przyjęli), i który to przykry dodatek mimo wszystko wcale nie zmienia naszych najwyższych pragnień co do tego, jaki w gruncie rzeczy chcemy mieć system polityczny. Pragnień i konkretów orzeczniczych.

    Last but not least, można tu przytoczyć jeszcze jeden, ostatni argument. Gdyby chciano wyciągać argument klauzuli tajności jako wiarygodnej (że coś autentycznie jest informacją niejawną), prokuratura (która jest ponad Policją w postępowaniach karnych i składa się z państwowych prawników, z wykształceniem, po aplikacji, po służbie asesorskiej) — jako wręcz państwowe sanktuarium praworządności — musiałaby założyć teczkę do ścigania sprawy odnośnej przestępczości. Powodzenia na tej drodze, na pewno tego nie chcą zrobić, ich zadaniem obecnie jest obrona polityków, bo dzięki nim mają premie, a nawet muszą ich słuchać jako swych zwierzchników (minister-kolega PO). Stąd też Polska jest ostatnim krajem, po którym można się spodziewać, że wyciągnie przeciwko mnie i Państwa skromnym osobom argument naruszania tajemnicy państwowej. Tu to raczej wiecznie sytuacja "brak dostatecznie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa", tj. "nie wierzę w to". Jakby co to niech ich tam kierownik koordynuje, czyli tzw. prokurator rejonowy, on czuwa nad poprawnością pracy jego jednostki.

    *** edit 2024-12-13: Odniosę się tu jeszcze do kwestii, która może napawa wątpliwościami zupełnych laików w tej dziedzinie (tj. w dziedzinie prawa karnego), nie mających szczegółowego rozeznania, a mianowicie: "czy to aby nie jest tak, że to, co jest informacją niejawną, to domena decyzji funkcjonariusza nadającego klauzulę? Że skoro ustawa w paragrafie karnym mówi o informacji niejawnej o jakiejś tam klauzuli, to chodzi tu po prostu o ujawnienie dokumentu klauzulowego — co już w domyśle oznacza, że to dokument dot. informacji niejawnej, to jakoś tak »wynika« i przepis prowadzi do tego, że się tak domniemywa — i tyle, i już leży poza jakąkolwiek weryfikacją, czy on rzeczywiście nadawał się do utajnienia?". Otóż odpowiedź brzmi: zdecydowanie NIE (co więcej — gdyby było inaczej, to przepis byłby niekonstytucyjny w sposób zgoła oczywisty; "premier i jego aparat władzy ponad wszystkim", "premier Bóg" — cóż za kompromitacja systemu demokratycznego!). Prawo karne kładzie nacisk przede wszystkim na samodzielne rozeznanie przez każdego odnośnie różnych spraw, np. tutaj odnośnie tego, czy dany temat w ogóle kwalifikuje się jako informacja niejawna. To samo dotyczy wszystkich innych paragrafów karnych. Jak jest jakieś pojęcie w przepisie karnym, a można je rozumieć na różne sposoby i możliwość zastosowania go w odniesieniu do jakiejś sytuacji ktoś stawia pod znakiem zapytania, to decyzja odnośnie właściwego sposobu jego rozumienia i tego, czy mamy z czymś takim do czynienia, czy też nie, należy do sądu (zasada samodzielności jurysdykcyjnej sądu — art. 8 § 1 k.p.k.), sąd to ocenia poprzez dokonanie tzw. subsumpcji (podciągnięcia ustalonego stanu faktycznego pod określony stan prawny, po prostu pod przepisy, tj. interpretacji tego stanu faktycznego w aspekcie przepisów koniec końców samodzielnie interpretowanych, pojmowanych i stosowanych), zaś od strony praktycznej po prostu przyjąć trzeba, że właściwe rozeznanie w każdym temacie istotnym z punktu widzenia prawa karnego, decydującym o tym, czy jest przestępstwo (jak np. wiek ofiary pedofilii), co do zasady powinien mieć każdy, każdy na własną rękę (błędna świadomość tylko wyjątkowo może być usprawiedliwiona — art. 28 § 1, 29-30 k.k. jako wyjątki od ogólnej zasady ignorantia iuris nocet; jeśli sprawa jest dosyć niejasna i przepisy są skomplikowane, wieloaspektowe, to oczywiście jak najbardziej można się wymigać od odpowiedzialności ustawowym kontratypem "usprawiedliwiony błąd co do prawa" — art. 30 k.k.; por. też usprawiedliwiony błąd co do istnienia kontratypu, np. stanu wyższej konieczności — art. 29 k.k.; co do pojęcia "usprawiedliwiony" to możecie zapytać gemini.google.com czy nawet wyszukiwarkę, jak ono się kształtuje w orzecznictwie SN, ale z góry podpowiem, że w orzecznictwie przyjmuje się, że dla ustalenia tego, czy błąd jest usprawiedliwiony, należy ocenić, jakie możliwości są zwykłemu obywatelowi dostępne dla poprawnego ustalenia kwestii prawnych, a więc czy ma on realną szansę na poprawne rozeznanie, w tym, jak mniemam, bo to bardzo ważne, także z uwzględnieniem treści przepisów, a więc samej litery prawa, konkretnych paragrafów — bo jeśli jest tak, że nawet prawnicy się spierają między sobą co do interpretacji prawa, a nawet wręcz w orzecznictwie wszystko prowadzi do jakiejś wersji, przyjętej przez czyniącego coś, to choćby obiektywnie rzecz biorąc ta wersja, np. o istnieniu stanu wyższej konieczności, była niepoprawna, i tak przyjmuje się, że jest to błąd co do prawa usprawiedliwiony i co za tym idzie bezkarny na podstawie ww. przepisu). W każdym więc razie po pierwsze i przede wszystkim dany temat musi w ogóle być informacją niejawną, obiektywnie rzecz biorąc (koniec końców o sprawie rozstrzyga sąd, ale jak rozumiem dla Państwa też może mieć znaczenie, czy postępujecie legalnie, czy też nie — ja tutaj bronię, że jak najbardziej legalnie i że te wszystkie głośne powtarzane na lewo i prawo wszystkim "tajemnice" to lipa), co koniec końców bada sąd — decyzje różnych organów typu służby specjalne nie mają tu żadnego znaczenia, lecz wręcz przeciwnie w sposób oczywisty i konieczny stosownie do art. 8 k.p.k. podlegają niezbędnej weryfikacji sądowej (a nawet prokuratorskiej — prokurator też prawnik) na etapie ewentualnego postępowania karnego. Przede wszystkim więc w kwestii tego, czy aby nie popełnia się przestępstwa ujawnienia tajemnicy państwowej, pomocą jest każdemu zdrowy rozsądek (wymagający oceny sprawy z konstytucyjnego punktu widzenia, bo to Konstytucja definiuje ogólne kierunki dążeń państwa, w tym zwłaszcza zupełnie wiodący prym w tym temacie art. 2 Konstytucji RP), a dopiero potem wchodzi jeszcze kwestia tego, czy te zadatki na tajemnicę w ogóle dopełniono klauzulą, co zresztą w przypadku różnych przestępstw (gdzie wszyscy wolą brak dowodów) jest dalece nieoczywiste i wręcz wątpliwe.

    Dodatkowo, co godne odnotowania w tym temacie, do zupełnej rutyny i standardów metodyki pracy organów procesowych (sąd, prokuratura, Policja) należy w dziedzinie prawa karnego "dzielenie włosa na czworo", tj. rozpatrywanie danego paragrafu karnego (w odniesieniu do konkretnej sytuacji) przez pryzmat poszczególnych "znamion" czynu zabronionego (inaczej: "cechy" przestępstwa) — chodzi tu o poszczególne sformułowania padające w przepisie karnym, z których każde z osobna i wszystkie razem muszą być spełnione w danej zaistniałej sytuacji (a więc też, zupełnie z osobna biorąc, w przypadku tego konkretnego paragrafu z art. 265 k.k. musi być "informacja niejawna", co podlega badaniu), a także (z wyjątkiem przepisów penalizujących czyny nieumyślne) musi być zamiar (tj. uprzednia świadomość i określony stosunek woli, czyli co najmniej zgoda) w odniesieniu do każdego z tych znamion. Ponieważ jest osobne znamię czynu zabronionego "informacja niejawna" w tym przepisie, to już wpierw samo to jest przedmiotem sprawdzenia. Klauzula to tam jest osobny temat.

  2. Nie, no na pewno jest jakaś tajemnica państwowa na temat tego, że ci strona nie działa…

    Nie ma na pewno. (I proszę bez "klaustrofobii"!) Nie kwalifikuje się to w ogóle do takich rzeczy (mówiąc bardziej elegancko — egzekwowanie takich wynalazków polityków i zaprowadzanie tajności takiej de facto nie mieści się w ramach ustrojowych funkcjonowania naszego państwa, wytyczonych Konstytucją RP, np. artykułem 14 o obowiązku zagwarantowania wolności środków społecznego przekazu, czyli inaczej mówiąc jest wbrew aż samym fundamentom naszego systemu prawnego). Osłanianie przestępstwa, sprzyjanie mu i tyle, wbrew art. 2 Konstytucji RP, który podaje w ogóle same zupełne atrybuty państwa (polecam np. filozofię klasycznego tomizmu — atrybut / przypadłość), tj. takie rzeczy, od których wyjątków nigdy być nie może, bo inaczej to nie jest Rzeczpospolita Polska i musiałby chyba być jakiś wyrok bez orzełka, jak to można by sobie w takim razie żartować (art. 174: "Sądy wydają wyroki w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej"). Nie można też pomagać w naruszaniu praw człowieka, bo to niezgodne z art. 5 Konstytucji RP, który wprowadza zasady, jakich nawet ustawy uchylać nie mogą (skoro się ma zapewniać prawa człowieka, to z perspektywy konstytucyjnej pomocnictwo w ich naruszaniu jest niedopuszczalne). Poza tym informacje niejawne można w ogóle przetwarzać, w tym wytwarzać dokumenty klauzulowe, jedynie na podstawie tego, że ustawa przewiduje takie uprawnienie. Dotyczy to przede wszystkim służb specjalnych, w mniejszym stopniu stosowne wzmianki zawierają też ustawy regulujące wojsko i Policję (tu to już w ogóle tylko ochrona tego, co jest niejawne, natomiast nic nie wskazuje na to, że ona sama może być źródłem jakichś takich rzeczy, kreować to — "tworzyć światy" w tym temacie). To nie jest tak, że wystarczy podpis byle notariusza, urzędnika miejskiego czy tym bardziej podpis podrobiony i już jest informacja niejawna. Rzeczywisty sygnatariusz musi być uprawniony, to znaczy uprawniony podmiotowo i przedmiotowo. Ustawa może bowiem nadawać wprawdzie funkcjonariuszom jakiejś służby prawo do przetwarzania, ale to ściśle im i nie tak zupełnie w każdym temacie i do woli. W służbach specjalnych — czyli głównym i najczęstszym źródle powstawania informacji niejawnych — ustawy przewidują przetwarzanie informacji niejawnych jedynie w jakimś zakresie. Musi tu więc chodzić o np. ochronę praworządności czy zwłaszcza porządku konstytucyjnego (o zgrozo, bo w ramach lansowanych idiotyzmów próbuje się iść w dokładnie przeciwnym kierunku). Bada się więc uprawnienie podmiotowe i przedmiotowe, w tym także z uwzględnieniem przepisów Konstytucji, w tym tych najbardziej fundamentalnych, co dopiero rozstrzyga, czy dana klauzula to rzecz legalna, czy też jej nadanie był to akt zgoła nielegalny i przestępstwo pomocnictwa.

    Zauważmy też, że legalne, czyli autentyczne, informacje niejawne mają to do siebie, że broń Boże nie ma sytuacji, jaka jest tutaj, że wszystkim na lewo i prawo, bez różnicy, przekazuje się daną informację. Zgodnie z art. 265 § 1 k.k. oraz zasadą kontratypów pozaustawowych (wyjaśnię gdzieś tam dalej), ujawnienie czy też wykorzystanie informacji niejawnej może nastąpić bez przestępstwa tylko wtedy, gdy odbywa się zgodnie z przepisami ustawy. Otóż art. 21 ustawy o ochronie informacji niejawnych (zob. też przywołany tam art. 34) głosi, że tylko osoba z poświadczeniem bezpieczeństwa (wydanym bezpośrednio przez ABW lub SKW lub przez ich człowieka w firmie mającego od nich urzędowe poświadczenie na piśmie, vide art. 29 ust. 1 pkt 10 w zw. z art. 14 ust. 3 pkt 4) — nadto dopiero po przebytym specjalistycznym szkoleniu z dziedziny tego, jak chroni się informacje niejawne — ma prawo zapoznawać się z informacjami niejawnymi w związku z sytuacją zawodową. Oczywiście nic takiego się tutaj nie stosuje. Podejście jest więc z samej swej istoty kryminalne. To nie dziwi. Gdyby to była prawdziwa, legalna tajemnica, inaczej by do tego kazano podchodzić. Jeśli wszyscy coś mówią praktyczne każdemu pierwszemu lepszemu, nie mają oporów, to to nie jest prawdziwa informacja niejawna (a więc prawnie chroniona), tylko tutaj jedynym, co komuś tam przeszkadza, jest debata publiczna. Oznacza to, że komuś wadzi demokratyczne państwo prawa, urzeczywistniające zasady sprawiedliwości społecznej (art. 2 Konstytucji RP), co w ramach argumentów prawnych jest absurdem i co nie ma żadnej ochrony prawnej. Jako atrybut Rzeczypospolitej Polskiej ten ww. demokratyzm musi być zawsze nienaruszony, więc w oczywisty sposób odpadają takie klauzule tajności, w których chodzi o to, że jedyne, co komuś wadzi, to debata publiczna, tj. np. mówienie w mediach, walanie się jakichś informacji po Internecie. Absurd twierdzić, że wobec tego za mówienie danej rzeczy są kary. Jest nawet paragraf karny w Prawie prasowym — "Kto utrudnia lub tłumi krytykę prasową, podlega grzywnie albo karze ograniczenia wolności" (art. 44).

    Krótko mówiąc, co najwyżej jest jedynie żałosna "tajemnica narodowa" (cały naród jest w sprawie, ani jednego normalnego człowieka na tysiące czy setki tysięcy czytających -- takie mogę nieraz odnieść wrażenie odczytując pewne wiadomości, gdzie ktoś rzuca mi najgorszego sortu zaledwie aluzje, czy oglądając, jak zachowują się na forach i innych, Discordach itp., gdzie koniecznie muszę być traktowany jak powietrze z wyjątkiem pojedynczych nawet potwierdzających, że rzekomo strona się otwiera, nawet wstawiających jakieś screenshoty). Jedynie zmowa milczenia w celu obrony grupy przestępczej, cały naród po stronie grupy przestępczej i robienia mnie w konia. W sprawie stawiania jakiejś rzekomej klauzuli mogłoby być co najwyżej pomocnictwo do oszustwa komputerowego (przestępstwo z art. 18 § 3 w zw. z art. 287 § 1 k.k. w zw. z art. 3 ust. 3 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) 2015/2120; w Niemczech bodajże też jest analogiczny paragraf, wywodzący się ogólnie z Konwencji o cyberprzestępczości), żadnej zaś podstawy. Czyli nieuprawnieni są do tego.

    Tak nawiasem mówiąc, wcale nie gwarantuję, że art. 265 § 1 k.k. o ujawnieniu jakiejś tajnej informacji w zakresie, w jakim dotyczy osób nie będących funkcjonariuszami publicznymi, jest w ogóle zgodny z Konstytucją. Nie o to chodzi, że w ogóle nie ma takich sytuacji, gdy lepiej milczeć i prawnie uzasadniona jest taka postawa, i ma ona prawo po swojej stronie (tj. dajmy na to art. 82 Konstytucji — bywają takie tematy, to taki nie jest), tylko o to, że taki paragraf tworzy nieproporcjonalne do potrzeb zagrożenie dla fundamentów ustrojowych państwa, więc biorąc pod uwagę wymóg efektywnego wdrażania zasad sprawiedliwości społecznej i prawa może powinno go nie być. Aż nawet cały przepis w odniesieniu do zwykłych ludzi mógłby przez takie sprawy upaść (i to nie są żarty ani kompletne oderwanie od rzeczywistości; niewykluczone, że tak to się skończy, zwłaszcza, jeśli będzie rządził PiS, choć w mojej opinii praktycznie na pewno nie ma tych klauzul, w które wierzy motłoch, a w każdym razie nie na tej ściśle informacji — mam też prawo tak wierzyć; w szczególności, po co przekraczać uprawnienia, skoro identyczny efekt społeczny — bo też czy słyszeliście, żeby ktoś za to poszedł lub dostał wyrok, lub został wyrzucony? czy usłyszycie? — daje samo tylko rozpuszczanie plotki o tym, bez żadnych więcej działań ze strony państwa). Przecież może poprzestańmy na tym, że funkcjonariusze niech trzymają dane sprawy tajne w ukryciu i nie dopuszczają do ich wycieku, a od zwykłych ludzi się odczepmy. Potencjalne tajemnice mogłyby być albo w sprawach drobnych, które nie są interesujące dla ogółu (np. jakieś szczegóły personalne dot. jakiegoś szpiega) — to tutaj wystarczy płacenie mediom, jakieś umowy na ten temat — albo w sprawach dużej wagi, dotyczących np. wolności i praw człowieka i obywatela w naszym kraju (to tutaj są nielegalne), albo w sprawach średniej wagi, np. całe jakieś tematy dotyczące takiego czy innego systemu technicznego czy kompleksu jakichś obiektów w kraju itd., celem np. zapewniania bezpieczeństwa VIP-ów, realizowania polityki obronnej czy rozpracowywania czegoś tam w ramach dobrze znanych działań i możliwości państwa, gdzie trudno byłoby zerwać z czymś, gdyby to wyszło, i przechodzić na jakiś system inny o podobnej funkcjonalności, czyli taki duży i alternatywny, ale z drugiej strony nie jest to mimo wszystko "nasza wspólna sprawa", taka, o której powinniśmy wiedzieć (to tutaj również porównanie możliwości w postaci korumpowania mediów nawet legalnego — np. umowy z SKW czy MON-em — oraz ewentualnych szkód [no trudno, coś tam zmieniamy w takim razie, w ostateczności dużo wydamy na nowe systemy] i przede wszystkim prawdopodobieństwa szeroko zakrojonego wycieku z państwa takiego, że dociera to aż do wrogów, bo informacje walają się publicznie, prowadzi do wniosku, że może niekoniecznie aż paragraf karny przeciwko zwykłym ludziom jest konieczny, skoro z drugiej strony wystarczyłoby, gdyby państwo trzymało gębę na kłódkę), albo idzie o drobiazgi, np. personalia dajmy na to jakichś pojedynczych tajnych współpracowników, to już w ogóle nie wiem, po co strzelać z armaty do mrówki (też wystarczyłaby umowa z mediami i stosowne zabezpieczenie przed wyciekiem po stronie państwa). Przecież może wystarczy art. 266 k.k. o tajemnicach pracodawcy itp.?… To tak tylko podsuwam pod rozwagę. Aż sama koncepcja powszechnego zakazu powtarzania czy "ujawniania" informacji tajnej staje się podejrzana i wątpliwa prawnie, w świetle fundamentów konstytucyjnych (demokratyzm państwa z art. 2 oraz wolność pozyskiwania i rozpowszechniania informacji z art. 54 ust. 1 wraz z zakazem takich jej ograniczeń, które naruszałyby istotę tego prawa, zapisanym w art. 31 ust. 3 zd. 2; co tu jest istotą tej wolności i prawa? czyż nie prawo do mówienia, w zgodzie też z potrzebami demokratycznego państwa prawnego urzeczywistniającego zasady sprawiedliwości społecznej, o tym, co każdy widzi i co jest powszechnie dostępne każdemu do sprawdzenia, bez żadnych zabezpieczeń takiej informacji?…). Naprawdę śmieszne to są teorie (jeśli takie są w obiegu), te, że ilekroć zmieniam domenę swojej strony www, to w jakiejś służbie specjalnej powstaje dokument z klauzulą na ten temat. Niech sobie jadą do Tajlandii z takimi pomysłami, my mamy dobrą Konstytucję i bądźmy z niej dumni, i nie tylko z niej, ale i z tego, że nikt na nią sensownie i z realną perspektywą realnego wdrożenia zmian ręki nie podnosi.

    Rozumiem, że wielu mogli na**ać do głowy co nieco o jakichś stosunkach międzynarodowych i że to jest duża i ważna sprawa, i że bla bla bla (koniec końców musi wychodzić, że właściwa postawa to ta antychrześcijańska) — dalsza część, czyli 90% tego na**ania, to już własna twórczość tak potraktowanej osoby — ale ja naprawdę polecam chrześcijaństwo, do którego nawet po dziś dzień przyznaje się podobno (może rząd to sfałszował, ale nawet jeśli, to też to o czymś świadczy!) ponad 60% Rosjan i też w innych znanych krajach większość, a nie jakieś bawienie się we wdrażanie polityki spod znaku ponurej ateistycznej wizji świata i jakichś tam anachronicznych obaw dziadka i babci o grożącym nam włączeniu w inne kraje i germanizowaniu czy rusyfikowaniu, i czekającym nas udawaniu przez "świat" (którą spółkę??), że naród polski nie istnieje, i co to tam jeszcze. Po prostu dno. Na co dowodem jest, jak reagują na konflikt ukraiński — chciałoby się tak to skomentować. — A myślałoby się patrząc w sondaże, że to raczej o tym pokoleniu dziadków i tylko tak w związku z tą wojną (czy "wojną") na Ukrainie. Normalni ludzie w pełni sił intelektualnych, dobrze zorientowani i na czasie nie mają takich obaw. No, ale też coś mi się obiło o uszy i oczy, że "Polaczków" bardzo trenują zwłaszcza tymi "stosunkami międzynarodowymi" — i ciągłym stosunkowaniem się we wszystkim, i dalej w koło Macieju ad nauseam stosunkowaniem jednego z drugim (bo po prostu polityk jak przestępstwa popełnia, to koniecznie się z tym obnosi na forum międzynarodowym, codziennie prawie wręcz na pewno o tym rozmawia z politykami zagranicznymi, a tak poza tym to przecież jak strona www jest w Polsce oglądana czy nawet popularna, to za granicą dany polityk-herszt nie miałby już innej opcji, jak tylko zamknąć się w więzieniu rękami innych osób, tragedia tak na nich to, jakże na pewno skutecznie, wymuszać: my to przecież zmuszamy…) - więc zawrę tu tę wzmiankę, niech i tutaj będzie to odnotowane. Ważniejsze od chrześcijaństwa i ogólnoludzkich wartości jakieś tam bawienie się w ateistycznego działacza politycznego narodowościowego! Jak Wam nie wstyd.

    Ponieważ oczywiście dla Czytelnika jestem zerem, tylko zwykłym biednym Jasiem Kowalskim i jakoby skąd miałbym znać się na rzeczy, to Wam tutaj przedstawię lepszy autorytet — niewątpliwie dobrze zorientowany w faktach, w obiektywnej rzeczywistości: https://x.com/piotrniz1/status/1898463896500867204?t=Yba0DlPlN_ZLO1ZZvxhuHw&s=19 (+ jeszcze w komentarzach) (notabene autorka cytowanego tekstu to nie jest osoba tak całkiem przypadkowa i szara, bo oprócz uznania ze strony Kościoła jest też naznaczona przez, nazwijmy to, życie i historię — urodziła się bowiem równo co do dnia 5 lat po śmierci słynnego filozofa antychrześcijańskiego Fryderyka Nietzschego).

    Sugeruję więc tym bardziej "ufać" temu oszustowi, co to pewnie od lat chce robić w konia wszystkich: mnie, państwo i własnych pracowników.

    Cała ta sprawa rzekomych "tajemnic państwowych" to plejada nadużyć państwowych i odstawianie szopki pt. "strachy na lachy" (nie przypadek zapewne, że akurat w naszym języku jest taki związek frazeologiczny... memy zapowiadające tę całą sprawę mnie i złej polityki wokół mnie zwłaszcza, ale też ogólnie, organizowanej są stare i ich ślady zakorzeniono w kulturze właśnie m. in. na takiej zasadzie, jak lansowanie pojęć czy związków frazeologicznych), gdyż przywołuje się wartości wprawdzie mające jakieś tam znaczenie w polityce, np. stosunki międzynarodowe, ale jednak nie najwyższe z konstytucyjnego punktu widzenia, nie te najbardziej godne obrony. Czyli jeśli by ktoś wczytywał się w ustawy, to przed oczyma miałby pozór tego, że to właśnie ściśle o takich rzeczach są informacje niejawne, bo widzi różne ważne sprawy i w sumie może dopatrzyłby się jakichś odniesień, jeśli chciałby polityków koniecznie uznawać za jakichś odpowiedzialnych mężów stanu — tyle, że po prostu z punktu widzenia jeszcze wyższych, bardziej fundamentalnych i nieodłącznych interesów państwa dane tematy się po prostu nie nadają na coś takiego.

  3. To fajnie, że nie naruszam prawa, fajnie to wiedzieć i rozumieć, dlaczego, ale, wiesz, jakoś i tak nie dowierzam, że nigdzie nic mi nie zrobią za pomaganie tobie.

    To ściągnij i zainstaluj sobie program typu VPN, np. TunnelBear (bo akurat Tor jest blokowany przez operatora hostującego niniejsze forum — choć takie decyzje to rzadkość, to tu i ówdzie się zdarzają). Albo, mówiąc inaczej, kup dowolną usługę typu VPN (nie musi to być darmowy TunnelBear). Twoje IP (adres internetowy) i tym samym pochodzenie ruchu internetowego będzie w takim razie ukryte i nie do namierzenia, i żadne ślady po tym, co robisz jako użytkownik VPN, nie będą zapisywane (bo tak to działa). Jest to popularne rozwiązanie, z którego korzystają dziesiątki milionów użytkowników, jeśli nie ponad 100 mln., i naprawdę nie ma z tego powodu sytuacji, że oni są bez pracy i z wilczym biletem, i na wieki wykluczeni. Nie ma się czego obawiać.
    Po zainstalowaniu trzeba mieć program do obsługi danej sieci uruchomiony i przy jego pomocy połączyć się z VPN (będzie to widać wizualnie na ekranie, że udało się połączenie), polecam wtedy np. włączenie w przeglądarce Chrome trybu incognito (Ctrl-Shift-N), przez co zapomniane w nim są wszystkie Twoje zalogowania na Google, sieciach społecznościowych itd., zostaje "czyste konto". Warto założyć nową osobną skrzynkę mailową, np. na protonmail.com (jako e-mail zapasowy można bezpiecznie podać skrzynkę dotychczas używaną, tylko oczywiście jej ostrożniej byłoby nie sprawdzać przy włączonym VPN-ie, choć to w sumie bez znaczenia — wiele ludzi danego serwera VPN używa naraz, nawet i z Polski, nie sądzę, że ktoś tu jakieś dokładne inspekcje u dostawców poczty elektronicznej polskich czy w Gmailu będzie robił).

    Oczywiste, że można się bać w sytuacji, gdy przeciwnik taki potężny, że przejął w kraju wszystkie prokuratury i sądy i w razie czego może nimi dyrygować pod swoje potrzeby. Toteż ja tutaj argumenty i wyjaśnienia prawne wytaczam tylko dla Twego spokoju sumienia, byś mógł zachować godność i chodzić z podniesioną głową, że żadnego przestępstwa tutaj nie popełniasz.

  4. Jak może obiło ci się o uszy, jest taki argument na rzecz tego, że w ogóle jest jakaś klauzula tajności w temacie, iż danego tematu (chociaż ogólnie to jest) nie ma we wszystkich mediach. Co na to odpowiesz?

    Oczywiście, już odpowiadam, jako że zapewne potrafi to nieraz narobić trochę zamieszania i ludzie nie potrafią rozumem przeważyć takiej argumentacji (ale oczywiście też nie przeceniałbym jakoś radykalnie mocy, wpływów takiej argumentów w społeczeństwie, że to niby w efekcie 100% ludzi przyjmuje teorię o klauzuli na wiarę).

    To, co istnieje, to przede wszystkim korupcja w mediach. To jest baza; trudno zaprzeczać, że taka korupcja istnieje, w sytuacji, gdy w całym kraju w sposób urągający Konstytucji i najbardziej podstawowym odczuciom estetycznym i moralnym każdego demokraty "reformowano" zakulisowo i bez ustawy praktycznie całą gospodarkę (raz, że remontując nieruchomości, by było możliwe wpływanie na myśli i generowanie innych dźwięków, dwa, że wpływając poprzez to przejmowanie nieruchomości na zakłady pracy i politykę pracodawców). Choćby nawet nie wiem jakie klauzule wymyślano, zawsze przecież można zacząć wrzeszczeć coś w rodzaju "<tu powinno być miejsce na jego reklamę>" ["ale rząd straszy nas klauzulami"]. Inaczej mówiąc, jest taki sposób, że mówi się, iż jest bardzo ważny skandal masowo wdrażany w gospodarce, skandal o charakterze podsłuchowym, chętnie byśmy go tutaj w detalach omawiali, "ale rząd nas straszy klauzulami tajności". Oczywiście trudno zaprzeczyć prawu mediów do dekonspirowania skandali kryminalnych, bo to się zawiera w wolności prasy (patrz orzecznictwo TK przyjmujące jej ważną też polityczną rolę, co zresztą ewidentnie wynika też z decyzji samego ustawodawcy konstytucyjnego, czyli ustrojodawcy), która jest nienaruszalną zasadą ustrojową z art. 14 Konstytucji RP. Ponownie chciałbym tu też podkreślić, że prokuratura, tj. jej sekretarka, informując mnie, że jestem tam masowo podsłuchiwany, że dużo tam prokuratorów też jest w to zamieszanych, dodała też "możesz sobie artykuł z tego napisać". Wiceszefową była tam wtedy (2015 r., PR Warszawa-Ochota) niejaka pani M. Prasek. Nazwisko jak się domyślam pewnie lipne, zgodnie bodajże z nawet jakimiś tam standardami rządowymi dla kierownictwa prokuratur (dodali dane do bazy PESEL, lipny akt urodzenia + może małżeństwa i parę innych przydatnych rzeczy?).

    Ww. chryi nie ma, nikt nie wrzeszczał nigdy, że niszczą ustrój, co niewątpliwie leży w polu zainteresowania przydzielonym prasie, więc nie powinno być wątpliwości, że sprawa jest korupcją podszyta. Mogę to jeszcze pokazać poprzez wskazanie na pewną aluzję. Myślę, że Amerykanie nie bez powodu, lecz właśnie po to, by zwrócić na to Polakom uwagę, uczynili w swym kraju nomen omen sekretarzem stanu starą pannę o imieniu Condoleeza (czasy Busha i początków Facebooka oraz odnośnej mafii). "O, proszę, głosi się jakieś dziwne praktyki — robienie lachy, ale przez kondom"…

    W mediach też jest coś takiego, że rutynowo kryją one zabijanie, w które zamieszani są politycy (jak również fałszowanie wyborów; zresztą sondaże przecież są na zamówienie mediów, te drobne firemki sondażowe to są w praktyce przybudówki mediów i z ich pieniędzy zwłaszcza utrzymywane). Bywały czasy, że bodajże raz na 2-3 dni jakieś zabójstwo najwyraźniej szło, jak podpowiada arytmetyka rachunku prawdopodobieństwa — można znaleźć artykuły na xp.pl, które pozwalają w tym temacie nabrać bardzo poważnych wątpliwości co do poprawnego działania systemu.

    I teraz, na tym fundamencie bazując, oczywiście może jeszcze dodatkowo być klauzula w jakimś tam temacie jakichś detali mało istotnych w sprawie, a może tej klauzuli nie być, jak również może być tak, że się mówi, iż ona jest, ale w rzeczywistości jej nie ma — przy czym efekt tego jest tak czy inaczej identyczny. Słyszeliście, żeby kogoś skazali z art. 265 k.k. (paragraf o ujawnieniu tajemnicy państwowej) za mówienie o korupcji czy przestępstwach podsłuchowych? Nie ma takich przypadków. Nawet na Białorusi tak by najprawdopodobniej nie zrobili. Są inne metody represji politycznych, mniej obciachowe, a zarazem większą trwogę powodujące.

    Chciałbym tu przy tym zauważyć, że media wywodzą się z epoki monarchii absolutnych (tj. zwłaszcza od 181x r. — bodajże wynalezienie prasy drukującej), kiedy to panowali królowie i cesarze, których władza była zupełnie niepodważalna i którą niezbyt się dzielili (najczęściej wcale nie), i od tamtych czasów trwa nieprzerwanie bodajże bez żadnych zmian system, w którym media są skorumpowane (zwłaszcza pod hasłem, że "czasem może być potrzeba kryć coś związanego z religią lub Kościołem") na zasadzie przekrętów podatkowych, niepłacenia podatku dochodowego — tego typu przypadki. W czasach bardziej współczesnych pokazuje to sprawa początków TVN-u (jak wiadomo, jego założycieli Waltera i Wejcherta zwerbowała bezpieka już w latach 80-tych) czy Polsatu (Zygmunt Solorz jako dawny współpracownik SB) — nie wiem, czemu akurat organy bezpieczeństwa państwa miałyby interesować się mediami lub skąd takie "dziwne trafy", jeśli nie właśnie w celu kontrolowania obiegu informacji. To jest oczywiste, oczywiste też, że musi temu towarzyszyć korupcja.

    Na swym blogu pokazałem gdzieś artykuły z pierwszych lat — ba, nawet miesięcy — istnienia Gazety Wyborczej (gdy była jeszcze organem prasowym Solidarności) pokazując, że już wówczas była ona skorumpowana (można wyszukać w kodzie źródłowym strony www, oglądanej przez web.archive.org jako bandycituska.pl, a ściślej to jej ramki głównej, co wymaga kliknięcia jej prawym przyciskiem myszy, hasło "Moskiewskie AA" — był tam w okolicy przykład ich artykułu z bodajże aluzją do nadchodzącej zbrodni, można w każdym razie mieć takie podejrzenia, jest to jakże prawdopodobne z punktu widzenia po prostu rachunku prawdopodobieństwa, samej arytmetyki prawdopodobieństwa). W związku z powyższym można przypuszczać, że był w tym jakiś udział Lecha Wałęsy jako tego, który jak wiadomo wytypował niekatolika Michnika (Żyda po zmianie nazwiska, pierwotne nazwisko Szechter) na szefa tego medium (charakterystyczne to ww. nazwisko, kojarzy się z szachowaniem kogoś i byciem szachowanym; przecież kary za przestępstwa były zawsze, przed Kodeksem karnym skarbowym z 1999 r. była Ustawa Karna Skarbowa z 26 kwietnia 1971 r.; nadto jest taki archetyp, że Żydów w Europie tradycyjnie kojarzono z chciwością i gromadzeniem majątków, zresztą niekoniecznie miało to charakter pejoratywny, ale niewątpliwie było dużo tych konotacji w obiegu). Ot po prostu taki system, komu innemu komuniści by władzy nie oddali.

    Na koniec chciałbym tylko delikatnie wskazać, że teoria o rzekomej (zgoła bezczelnej i stanowiącej w takim razie samokompromitację piszącego i jego zleceniodawcy) klauzuli nie jest jedynym potencjalnym straszakiem prawnym ("batem" na media). Kiedyś na spotkaniu z panią adwokat O. Boruc pracującą też ówcześnie w zarządzie Rzeczpospolitej (gazeta ta jak wiadomo od lat z trudem tylko wyciąga kilkadziesiąt tys. sprzedanych egzemplarzy w skali całej Polski, nie jest to więc żaden lider popularności, gdy chodzi o media) ta, uzasadniając, że "nie może mi pomóc w tym temacie", podniosła, że (oprócz tego, że nie ona jest w nim decyzyjna), "można się narazić na zarzut pomówienia" (czyt.: nie zgłaszają się świadkowie). Wspomniałem o tym na blogu w r. chyba 2013. Do jakiegoś stopnia to pewnie prawda w takiej sytuacji, zwłaszcza w małych mediach (choć oczywiście mnie to wtedy przede wszystkim przeszkadzały dźwięki tortury w mieszkaniu, w czym nie ma żadnego pomówienia). W obecnym stanie prawnym zarzut taki ma charakter również karny, czyli można założyć w sądzie sprawę o przestępstwo — ewentualne media głoszące różne rewelacje ryzykują, że prezes zostanie skazany, co z mocy prawa oznacza utratę posady (członkiem zarządu nie może być osoba skazana). Zaś gdy idzie o dobre imię innych przedsiębiorców, sprawa jest nawet ścigana z urzędu (art. 26 ustawy o zwalczaniu nieuczciwej konkurencji).

    Notabene to, co wyżej, czyli słowo usprawiedliwienia, można też jakoś tam odnieść do strasznie ciężkich zarzutów (wręcz "bycia za sprawą milczenia przyczyną całej tej sprawy deprawacji w polityce") podnoszonych przeciwko temu czy tamtemu papieżowi (traktowanemu w nich jako nomen omen PAP-ież), tj. zwłaszcza Benedyktowi XVI czy Franciszkowi.

    Dodatkowe jeszcze potencjalne i pewnie stosowane w praktyce baty na media to po pierwsze (jak w przypadku wszystkich przedsiębiorców) to, że można było wytoczyć sprawę przeciwko zarządowi (o "działanie na szkodę spółki", nawet na drobne kwoty, rzędu 10 tys. zł — potem zlikwidowano ten paragraf Kodeksu spółek handlowych, została niegospodarność na znaczne sumy wpisana w Kodeksie karnym), co przy skorumpowanych od zawsze, od czasów chyba już II RP, organach ochrony prawnej (prokuratura, sąd) mogło powodować obawy, oraz po drugie to, że te małe praktycznie na pewno nie mają własnych budynków (Rzeczpospolita akurat ma, ale większość jakichś gazet i czasopism nie), tylko wynajmują u kogoś (nawet TV Republika bodajże wynajmuje), a zatem właściciel budynku może swoim zwyczajem, jak to w całej Polsce wszędzie obecnie bywa, narzucać wymagania kryminalne dotyczące wspierania czy to personelem, czy chociaż polityką informacyjną i w dziedzinie braku miłosierdzia, państwowej grupy kryminalnej, której jest częścią. I w praktyce niewątpliwie jest to stosowane, narzuca się np. właśnie m. in. tę politykę "front wsparcia cenzury Internetu".

    Nie wiem, co Wam tam mówią, że jest "tajemnicą państwową". Może np. mówią, że to, że teren kraju jest radarowany w sposób umożliwiający podsłuch i obserwowanie obiektów. Nie mówię, że to temu poświęcona jest moja strona www lub chociaż że ja o tym tam wspominam, ale tak czy inaczej ww. problem w rzeczywistości nie jest to żadna tajemnica, zgodnie z zasadami demokratycznego państwa prawnego. Mamy prawo wiedzieć, że i w jakim stopniu, na jaką skalę, z jakimi możliwościami technicznymi jesteśmy inwigilowani — ba, tak istotne tematy, jak wolności i prawa człowieka i obywatela (w tym prawo do prywatności), co do których zadecydowano o ich zapisaniu aż nawet w Konstytucji, w oczywisty sposób są ważnymi tematami w debacie publicznej i mogą wpływać na wynik wyborów. Więc to nie może być zamiatane pod dywan. Zauważcie nadto, że z samych ustaw wynika, że można prowadzić inwigilację taką, jak to wyżej skrótowo zarysowałem. Mianowicie art. 19 ust. 6 pkt 2 ustawy o Policji (a zatem prawo, a zatem coś stanowiącego informację publiczną) głosi, że jednym z podstawowych stosowanych w ramach kontroli operacyjnych tematów jest nie tylko uzyskiwanie obrazu, ale też — jak dodano obok — oglądanie-uzyskiwanie obrazu niepublicznych pomieszczeń. Na marginesie zaś jest tam gdzieś dodane obok, w ustawie, że kontrole operacyjne prowadzi się niejawnie (co przecież wyklucza rozwiązania w rodzaju "skontaktuj się z właścicielem budynku i niech ci podaje, co widać na kamerach" — bo to by właśnie było ujawnianie się ludziom z kontrolą operacyjną; niemal z samej swej natury do takich niewidocznych niedostrzegalnych rzeczy idealnie nadają się natomiast fale elektromagnetyczne na prawie wszystkich częstotliwościach). Zauważmy też, że okamerowanie to raczej cecha obiektów publicznych, pomieszczeń publicznych, a nie innych (jak np. mieszkania). Tymczasem zaś tutaj inwigiluje wizualnie i podsłuchuje się też miejsca nie otwarte publicznie dla każdego. A zatem trochę wyobraźni technicznej i już zaraz wiadomo, jak język ustawy przełożyć na rzeczywistość techniczną (zawiera się to w wiedzy naukowej i technicznej, tę zaś zawsze można głosić, jako że art. 73 Konstytucji wprowadza wolność prowadzenia badań i ogłaszania ich wyników, i przekazywania dorobku ludzkiej wiedzy, przy czym orzecznictwo TK dodatkowo zastrzega, że zawiera się w tym, w istocie tego prawa, niewątpliwie też wolność dziedziny, w której są prowadzone [legalnymi środkami] badania) — że to się nazywa radar. A zatem jak najbardziej osoba z jakimś tam wykształceniem technicznym ma prawo powiedzieć: "z uwagi na to pewnie stosują radar (jakiś radiolokacyjny, np. szumowy czy pasywny)", "najpewniej wykorzystywana jest radiolokacja i wizualizowanie pomieszczeń przy jej pomocy". W głoszeniu takiej interpretacji stanu prawnego przez pryzmat wiedzy naukowej i technicznej broń Boże nie ma nic nielegalnego. Każdy profesor (i też przecież niekoniecznie tylko profesor) ma prawo tak powiedzieć. Na Wikipedii pod odpowiednimi hasłami powiązanymi tematycznie z podsłuchem zaprezentowano niektóre publicznie znane źródła pisane dotyczące tych spraw. Mamy prawo wiedzieć! Na ile i z jaką łatwością i potencjalnie gdzie jesteśmy, ogólnie rzecz biorąc, inwigilowani. To ważne w systemie demokratycznym, bo idzie o prawo człowieka (do prywatności).

    Jeszcze jedno jest tu bardzo ważne: jeśli nawet (załóżmy) głoszę, że telewizja publiczna stosuje podsłuch radarowy, to to jest informacja w rodzaju "Hakuna ma-tata", inaczej mówiąc, jakaś mało ważna osoba na nizinach, tj.: ktoś się bawi narzędziami takimi, jak np. drony, co do których powszechnie wiadomo, że skonstruowane być mogą i się zdarzają (tak, niewątpliwie radary szumowe potrafią podsłuchiwać, a prążki boczne widma, niosące informację o dźwięku, muszą być uwzględniane przy projektowaniu) — więc to nie jest żaden sensowny temat. To, że ktoś, kto kompletnie nie ma do danej rzeczy prawa, ma jakieś tam urządzenie i przy jego pomocy popełnia przestępstwa. Gdybym głosił coś na temat ABW, na temat SKW czy jeszcze kogo tam innego, np. Policji, że stosują to-a-to, to jeszcze ewentualnie można by rozważać, na ile to jest legalne (biorąc pod uwagę ich wewnętrzne potrzeby kamuflażu i przyczajenia się oraz ich otoczenie międzynarodowe) i czy aby nie spełniają te zagadnienia kryteriów informacji niejawnej — poufnej. Czy nawet tajnej. Natomiast to, że ktoś tam posługuje się radarem szumowym, to jest tak samo "tajne", jak powiedzieć, że Jasiu Kowalski czy nawet jakaś bardziej znana postać posługiwał się dronem. Diabeł tkwi w szczegółach, w tym, kogo dana np. służba śledziła i że w ogóle, i potencjalnie też w takim razie: jaką technologią, natomiast co do jakichś tam w ogóle nieuprawnionych do tego podmiotów podstaw do zatajania ich grupy przestępczej (jak pokazuje też art. 13 Konstytucji wspomniany wcześniej) i ich nielegalnej działalności (jedynie z powodu przytoczenia jakiegoś tam szczególiku z dziedziny nauki, czyli naszego wspólnego bogactwa i dziedzictwa cywilizacyjnego) kompletnie nie ma. (Co więcej: skoro stan radioelektroniki i informatyki jest taki a nie inny i możliwe jest konstruowanie radarów podsłuchowych obsługujących szerokie podległe im tereny, to z kolei z nauk prawnych — mianowicie z zasady prawdy materialnej, przy czym oprócz przywołanej tu linkiem książki taka tej zasady, tj. art. 2 § 2 k.p.k., interpretacja jest też w pełni uznana i powszechnie stosowana w orzecznictwie: zob. np. wyrok SA w Gdańsku II AKa 280/10 z 30.12.2010 r., LEX nr 936530 czy wyrok SN II KR 108/83 z 26.5.1983 r., LEX nr 17502 — wiadomo, że odpowiednie służby państwowe w konsekwencji zobowiązane były wyposażyć się w takie technologie, a nie bezczelnie umarzać śledztwa z powodu brakujących dowodów, bo im się nie chce ich pozyskiwać w zaawansowany technicznie sposób. Oni muszą się starać skutecznie ustalić prawdę, tak głoszą nauki prawne, przy czym oczywiście co najwyżej samo prawo stawia tamę dowolnemu stosowaniu kontroli operacyjnych. W każdym razie co za tym idzie osoba obeznana z wynikami ww. nauk, czy to na zasadzie specjalisty, czy po prostu zainteresowanego laika, ma prawo szerzyć informację, iż najprawdopodobniej także i odpowiednie służby państwowe zajmujące się postępowaniami karnymi, w tym służby specjalne, mają do dyspozycji radarowanie podsłuchowe — w którym to szerzeniu po prostu wiedzy publicznie dostępnej, czyli jej nauczaniu, nie ma żadnego przestępstwa zgodnie z Konstytucją RP.)

    Chyba każda uczciwa, niestronnicza osoba wszystko to w mig zrozumie. Pozostaje jej może co najwyżej pytanie: "to po co miałaby być taka korupcja w mediach, że tego się nie mówi?". Otóż po pierwsze chodzi o rzeczywisty antydemokratyzm (ale to jest strasznie obciachowe) — przecież ci sami politycy fałszują też wybory, tym bardziej więc nie chcą się tłumaczyć z metod inwigilacji — a po drugie to także o to, by tym chętniej ludzie wchodzili w remontowanie mieszkań i domów (umożliwiające odtwarzanie tam radia). Bo jeśli się publicznie nie mówi, że jest radar, to mniejszy obciach zgodzić się na taki remont — może ktoś łyknie wersję, że to także z myślą o "słusznych potrzebach państwa" (sic, tego typu absurdy to wspiera). Poza tym oczywiście też jest kwestia tego, na ile się ma wiedzę pewną — i skąd.

  5. Wolę nie mówić o cenzurowaniu Internetu, a wiesz czemu? Jeszcze zwolnią wszystkich normalnych (nieprzestępców) itd.! Obawy są, że to byłby "koniec naszej cywilizacji" ("białego" człowieka) w dziedzinie świata pracy!

    Nie zwolnią. To co, myślisz, że jak byle agent tu wejdzie i zacznie się udzielać, i koniec końców problem z serwerami zostanie rozwiązany, to już wszyscy pracodawcy biegną zwalniać normalnych, na czym może mu właśnie zależy? Ale nonsens…

    - To nie jedyny argument. Załóżmy, że ktoś twierdzi, że już nie będzie normalnych niekryminalnych pracowników, jeśli moja strona pojawi się w Internecie (może jest taka sytuacja w zakładach pracy). Mimo to ktoś mi pomógł, np. jakiś milioner z zasadami albo po prostu odizolowany od rodziny itp. czy nawet rozważający wejście do sprawy telewizyjnej, ale jeszcze niezdecydowany i trochę niechętny. (Oczywiście też może to zrobić kto inny, np. emerytowany adwokat/inny emerytowany drobny przedsiębiorca, jakiś sędzia, prokurator itp., ale czy ja na takich trafię? Wątpię…) I co wtedy? Oni są teraz postawieni przed faktem dokonanym: załóżmy, że moja strona już na stałe będzie w Internecie. To co, myślisz, że teraz wywalą wszystkich, zrobią firmę tylko dla agentów — i co, tym samym zrzekną się swego najlepszego argumentu w postaci zakazów przypieczętowanych terrorem: już nic nie mają na swoją obronę? Przecież zamiast tego mogliby ten argument nieco inaczej stosować, mogliby się trochę zreformować, wysubtelnić. Na przykład: "no dobrze, to nam się nie udało, on jest w Internecie, strasznie mi wstyd; ale cóż, dobra, na razie Wam jeszcze daruję, ale jak w jakichś sondażach poparcia wyjdzie, że on ma powyżej 5% w jakiejkolwiek sprawie, to Was wszystkich zatłukę". Jest wielce prawdopodobne, że to tak będzie szło, czyt.: będą starali się do ostateczności wykorzystać swoje możliwości wywierania nacisku i ograniczania ludziom ich praw obywatelskich.

    - Kolejny argument za tym, że praktycznie na pewno nie przekształcą Twego zakładu pracy w zakład pracy tylko dla agentów, jest taki, że taka polityka bardzo wydatnie wzmacnia partię przeciwną. Nie wszyscy dadzą się złamać, a ci, co nie, pozostaliby wkurzeni, że nie mają takiej pracy, jaką lubiliby najbardziej (np. na jakiejś uczelni). Przede wszystkim i tak nie wszędzie by to zrobili, jako że jest wiele przedsiębiorstw, w których można pracować, a pokoju dla agentów nie ma wcale albo wprawdzie on jest w biurowcu czy gdzie tam się oni mieszczą, ale firma w tym nawet nie uczestniczy — a zatem odstręczałoby to od danego pracodawcy na rzecz jakichś ewentualnie konkurencyjnych, ale przede wszystkim to by wzmocniło partię przeciwną. Prawdopodobne byłyby w takim razie (gdyby zrobił się wszędzie taki standard, że musisz być też agentem nielegalnym) jakieś rozruchy społeczne, masowe niezadowolenie, ludzie by się zwracali w moją stronę chcąc w dodatku przy tym jeszcze się zrzeszać i tworzyć wspólnie jakąś polityczną siłę przeciwko temu złu. Tak? Chyba sensownie tu piszę. Po prostu zamieszki, niezadowolenie społeczne, rosnąca w siłę partia konkurencyjna — bardziej niż mogłoby być, gdyby takiego kroku zaniechano.

    Nie tędy droga, do jakichś niecnych rzeczy ludzi się pozyskuje przede wszystkim korupcją, a nie przez jakieś łamanie sumień. Każdy to rozumie. Inaczej — powodzenia. Pracodawca też nie jest bogiem w stosunkach pracy, jest jakiś tam rynek, a osoby chętne pracować nie są bezwartościową czy też w sumie to niepotrzebną masą. Tutaj jest plus minus równowaga, bo zarówno pracodawca może trochę działać z wakatami, z pewnym (choć nie za dużym) brakiem ludzi, jak i osoba chętna pracować może sobie pracę na jakiś czas odpuścić, bo zwykle ludzie mają oszczędności.

    - Last but not least, pamiętajmy, że ten szef w pracy to jest bandyta i to niemały, nie z takich najdrobniejszych w tym gangu. Jeśli zabierze się za zintensyfikowane wciąganie ludzi w przestępczą organizację podsłuchową, czyli takie oparte na szczególnie mocnym nakłanianiu (nacisk, "wymuszanie") podżeganie do przestępstwa, takie szczególnie tym samym szkodliwe społecznie z punktu widzenia interesu praworządności i demokracji, to czeka go odpowiednio do tego znacznie cięższa kara, co chyba każdy (włącznie z nim) rozumie. To są ostatni, którym kary będą darowane; mogą zabiegać o wciągnięcie jak największej liczby ludzi do gangu, ale to jest trochę zagranie a la ojciec Maksymilian Kolbe, bo choćby nawet — co niewątpliwie niekorzystne — dopięto celu w postaci uwolnienia "tych na dole" od odpowiedzialności, to za to ich własna odpowiedzialność (tych kierowników gospodarczych) staje się tym większa. Jeśli by nawet nieodzowna z jakichś przyczyn stała się amnestia na dole, to tym bardziej możliwe stanie się rozliczenie szefów-aferałów.

    Dałem Wam 4 dobre argumenty: jeden z elementarnej sprawiedliwości i rozsądnych stosunków społecznych i mocne trzy pozostałe, dotyczące już samej tylko zimnej kalkulacji. Rozważcie więc je sobie dobrze i sami sobie odpowiedzcie, czy jest się czego bać.

  6. Może jeszcze coś o tym powiesz? Bardzo ciekawy temat!

    Proszę bardzo. Same dobre wiadomości! Najwyższe wytyczne pochodzące z polityki i stojącej za nią tradycji surowo zakazują robienia na skalę masową zakładów pracy tylko dla agentów, nawet pod groźbą (daleko idących konsekwencji dla kraju i świata — nie chcieliby czegoś takiego, krótko mówiąc). Wyjątek bodajże stanowią restauracje, może ktoś tam jeszcze (cholera wie, czy nie stacje benzynowe i hotele, i jakieś tam szczególnie istotne z politycznego punktu widzenia stanowiska gdzie indziej). Tego już może nie tłumaczono tak szeroko wszystkim skorumpowanym, ale w każdym razie byłbym dobrej myśli i ogólnie to żaden przypadek, że przyjmują też normalnych.

    A może nie przyjmują? To w takim razie proszę mi donieść, powtórzę tu prośbę z bloga, zrobi się listę takich czarnych owiec, co to chcą mieć "100% antychrześcijańskiej awangardy".

    Tak, nie przesłyszeliście się i nie zmyślam — surowo zakazuje. I nie ma od tego odwrotu. Wyraźnie to widzę — niezależnie z 2 różnych wiarygodnych źródeł zagranicznych, powiązanych z rządami, tj. jednego z USA i drugiego z Watykanu (to są te ośrodki, którym Polska chce swą polityką się przysługiwać i które czuwają nad tą całą korupcją lub dysponują jej projektem), a nawet jeszcze niedwuznacznie z Biblii odnośnie tej sprawy. To po prostu bujda, że decyzją premiera lub nawet kogoś niżej jeśli jego oczekiwania nie zostaną spełnione, to odtąd wszędzie nie będzie już normalnych pracowników, tylko przestępcy podsłuchowi. (Tak samo bujdą jest to o wilczych biletach.) Nikt tego nie planuje spełniać. Wiem, co mówię: skoro zapewniam, to dla mnie to sprawa honoru.

4 miesiące później

Kontynuacja tematu:

  1. Nawet może masz rację, że nie zwolnią nas wszystkich, bo myślę, że nas na to za dużo, ale np. podzielą pensję przez 2 czy obniżą do 2/3 (czyli prawie że o połowę).

    To też nie ma sensu i jest nieprawdą. Jak uczą reguły ekonomii, cenę (w tym przypadku kupna pracy na rynku) ustala się w ramach dobrego gospodarowania na taką wartość, przy której na 1 ofertę przypada dokładnie 1 odpowiedni chętny w rozsądnym czasie. (Oczywiście bywa też inna polityka, a to przy masowej sprzedaży: wówczas uwzględnia się różne możliwe dobory tego parametru "rozsądny czas" i optymalizuje po zmiennej łącznego zysku.) Ponieważ w tym przypadku (bo chodzi o kupno) spadek ceny (czyli płacy) przekłada się na spadek liczby chętnych (odwrotnie jest przy sprzedaży) albo inaczej wydłużenie się wspomnianego wyżej okna czasowego, a przy takim rzędzie wielkości zmian tej kwoty i odstępstwa od oczekiwań rynkowych — nawet bardzo istotne wydłużenie, to prowadzi to do następującego wniosku. Przyjmując — co rozsądne i zgodne z zasadami dobrego gospodarowania, które firmy mają obowiązek wdrażać, by nie dopuszczać się niegospodarności (i może też maksymalizować satysfakcję inwestorów) — że obecnie płaca jest zoptymalizowana (czyli, inaczej mówiąc, jest dobrana mniej więcej "na styk", tak, by nie poszukiwać chętnego już jednak zbyt długo, ale tak poza tym by była jak najniższa; wiadomo m. in., że prędkość napływu nowych musi równoważyć prędkość odpływu dotychczasowych pracowników w firmie), to próby jej obniżania spaliłyby na panewce, jako sprzeczne z uzasadnionymi oczekiwaniami ludności. Po prostu przyjmij, że to się nie uda. Już i tak jesteśmy sporo w tyle za Unią Europejską, jeśli chodzi o kwoty, a próby dodatkowo obniżenia tej płacy jeszcze o 50% czy nawet 33% przez jakąś firmę czy nawet wielu różnych pracodawców działających w sposób skoordynowany byłyby po prostu masowo oprotestowywane i pozostawiałyby firmy i instytucje ze (z biegiem czasu) coraz większym deficytem personelu.
    Poza tym — abstrahując już od automatycznej ręki rynku, od rozsądnych uzasadnionych oczekiwań po stronie pracowników, znowu bardzo polecam w takich tematach ruch związkowy.

  2. No dobrze, po prostu mam opory w pomaganiu tobie, bo obiecałem(-am), że od tego się powstrzymam.

    Tak, przyznaję się, bardzo popieram kłamanie, niewywiązywanie się z jakichś tam zwłaszcza wymuszonych umów itd., w pewnych szczególnie rzadkich przypadkach. Mianowicie w sytuacji a la "Gestapo przychodzi i pyta, czy znacie tutaj w okolicy jakichś ukrywających się Żydów" (aczkolwiek obecny papież dawny ks. Bergoglio podobno w czasach junty wojskowej w Argentynie zdekonspirował tak kogoś i większość tych osób została zamordowana). I w innych podobnych sytuacjach, gdy z powodu absurdalnej sytuacji politycznej czy nawet innej jakieś arcyzło grozi, którego należy nie popierać, a które niechybnie się ziści, jeśli się słowa nie złamie/nie nakłamie.

    To się nazywa "stan wyższej konieczności" i jest uznawane zarówno przez prawo, jak i przez prawo moralne — nikt nie mówi, że prawo państwowe (k.k.) jest tutaj niemoralne. Co do prawa moralnego to wskazuję tu tylko, że nawet bardzo purytański Katechizm Kościoła Katolickiego — jakkolwiek sensu stricto nie wprowadza on bodajże jako osobnego punktu nauczań teorii Stanu Wyższej Konieczności, jako ogólnej zasady, a jego nauczanie o ogólnym zakazie podejścia "cel uświęca środki" wydaje się iść w kierunku przeciwnym — to mimo to o ile się nie mylę omawiając szczegóły różnych zakazów np. przy V przykazaniu nie zabrania on zabijania na wojnie, jako działania w obronie ("wojna sprawiedliwa" wg znanego polskiego średniowiecznego prawnika), podobnie też zabójstwa w samoobronie. Skoro tak, to tym bardziej, jeśli się jest na swoistej wojnie (wojnie sprawiedliwej) — z czymś ewidentnie złym, a faktycznie nadchodzi niechybnie jakieś spore zło, jeśli się zrobi inaczej — to (przy zachowaniu proporcjonalności do samego ataku) wolno się bronić także i łagodniejszymi środkami, a takim łagodniejszym od zabicia człowieka środkiem niewątpliwie jest kłamstwo (czy, dajmy na to, bo to jeszcze lżejszy problem, niewywiązanie się z obiecanki): chyba nikogo to nie zaskakuje i wszyscy takiej konkluzji oczekują (rozumowanie "a fortiori", "a maiori ad minus", powszechnie stosowane zwłaszcza w pokrewnej dziedzinie, jaką jest prawo; skoro tam czasem w ramach wyjątku wolno, np. wskutek słusznej walki w obronie, to i w drobniejszych sprawach czasem wolno).

    "Dyskryminacja ma być", "skreśl sobie tego człowieka, niech go diabli" — bardzo to jest "moralne"...

  3. A słyszałeś może coś takiego: "Nie ma Boga, nawet papież już nie wierzy, ta afera naprawdę jest w Watykanie"? Kolejne, trzecie źródło niechęci (po pseudoracji stanu w stylu kata Fritzla z dodatkową sankcją zwolnień z pracy i po tajemnicy służbowej połączonej z groźbą wojny z fałszywymi zeznaniami, które rzekomo będą) — tajemnica kościelna, z tej ww. teorii mająca się podobno wywodzić (mianowicie w ostrej wersji tego argumentu — ale pewnie tylko w części przypadków ją stosują). Znów jakieś uderzanie w temat "końca naszej cywilizacji", wieszczą zagładę (czy rzekomo samozniszczenie), nazwijmy to, cywilizacji "białego człowieka".

    Sugeruję przyjąć, że ta sprawa jest w USA, bo obiektywnie rzecz biorąc taka jest prawda. Nikt — w tym ani papież, ani tym bardziej ja — nie będzie uderzał w wiarę, bo nie ma w tym żadnego interesu (to co, to może już żadnej religii ma nie być? i niech np. dzieci zabijają — np. trucizną — rodziców, żeby zdobyć spadek?). W szczególności jeśli chodzi o media, to one jak dotąd miały postawę, że różne przestępstwa należy wiązać z Kościołem i dlatego były one kryte i że to jest postawa jakoś tam dająca się wytłumaczyć i pozwalająca im zachować twarz. (Widywałem nawet w tak laickim medium, jak Gazecie Wyborczej, aluzje na temat tego jak to nazywają osłaniania Kościoła. Dla niepoznaki różne TVN-y robią np. reportaże przeciwko księżom, ale to jest pryszcz, drobiazg, nic prawie.) Nie mieliby już zupełnie nic na swoją obronę, jeśli by nagle zaczęli walić mocno w Kościół i jednocześnie w wiarę — wyzbyliby się swego właściwie to jedynego sensownego argumentu — więc nie wierzcie w bajki, że do tego dojdzie. Też poklasku od publiczności by prawie wcale nie było, raczej wręcz przeciwnie — przede wszystkim zniesmaczenie. Jakaś tam krytyka się może i należy, ale ta sprawa naprawdę jest przede wszystkim i w 90% w USA, które od wielu dziesięcioleci są samodzielne w tym temacie.

    Dalej (w punkcie IV.1) dorzucę jeszcze słówko o tym temacie, na razie idzie mainstream.

    Rozumiem, że to może być dla Ciebie poważne zaskoczenie, że za sprawą zwyrodnienia rynku pracy i deweloperki, i przejętych wszystkich mediów w tym temacie nie stoi przede wszystkim sam papież jako prowodyr; że pewnie aż nawet w to nie dowierzasz, tak to jest dziwaczne i, zdawałoby się, niewytłumaczalne zwykłym ludzkim rozsądkiem. Tym niemniej tak jest naprawdę. Jeśli już chcieć szukać prowodyra wśród monarchów, to być może zwłaszcza chodzi o królową Elżbietę, o trafnym imieniu i pewnie wciąż szerokich wpływach, o czym wspomnę dalej. W każdym razie jak rozumiem powstaje wobec tego pytanie, "to po co komu ten podsłuch na 1 nikomu pewnie nieznaną osobę, zupełnie nieważną i lekceważoną — po co to w ogóle państwu, jaki to ma sens, jeśli nie jedynie demonstrowanie swego ateizmu przez papieża?". Otóż wyjaśniam, jako że rzeczywiście sens w takim razie może Ci umknąć, można czegoś nie zauważyć. Chodzi o to, że sprawa tego zwyrodnienia podsłuchowego na rynku pracy kreuje taką grupkę społeczną (margines społeczny), jak agenci, i to to jest właściwy sens całego procederu (tj. jego znaczenie), jego jedyny istotny z punktu widzenia państwa efekt (obok jeszcze drugiego — skorumpowani przedsiębiorcy, których w każdej chwili rząd może szachować prawem karnoskarbowym i dlatego ma na swych usługach już praktycznie we wszystkim) i dlatego jego cel. Agenci to osoby z popsutym statusem obywatelskim. "Od małego" wmawia im się, notabene słusznie, że w ich sytuacji właściwa byłaby kara więzienia. Reprezentują najgorszą możliwą do osiągnięcia w skali masowej kryminalną zmowę i wrogość, i godzenie kryminalne w jakiegoś współobywatela. Nic już cięższego przy takiej skali zjawiska (tylu osobach skryminalizowanych) chyba przeciwko mnie nie da się wymyślić. Jako, że te osoby są w takiej sytuacji, to świetnie nadają się na źródło załganych, zupełnie fałszujących sytuację, komisarzy wyborczych. To więc dopełnia system mediów i propagandy — już nie same tylko tuby propagandowe (w tym sondaże mikrofieremek na zamówienie mediów, na których są garnuszku), ale też wybory, protokoły wyborcze, iż rządzić ma PO na zmianę z PiS-em (co zupełnie nie pokrywa się z rzeczywistymi sympatiami społecznymi; poparcie społeczne każdej z tych opcji oscyluje, zależnie od źródła, wokół 10 proc., a zatem może to nawet być mniej). Po to jest ta cała sprawa. Brutalne i cyniczne, ale to prawda. Protokoły liczenia głosów z PKW, poszczególnych kilkudziesięciu komisji okręgowych oraz nawet z każdej z osobna komisji obwodowej (tj. lokalu wyborczego) są w Internecie już zaraz po ogłoszeniu wyniku. W takiej sytuacji wystarczy rzut oka na kilka przypadków, by zobaczyć, że to nie jest sprawa tylko i wyłącznie o oszukańczym sumowaniu na poziomie PKW czy okręgów. To jest po prostu problem w każdym lokalu wyborczym, gdzie po prostu komisje wpisują wyniki z głowy, wg wytycznych telewizyjnych. Nie ma tu miejsca na dowodzenie tej sprawy, ale omawiałem to w odpowiednim wątku na forum "U Asi", patrz posty 'piotrniz' spod tego adresu: https://uasi.trafne-miejsce.pl/viewtopic.php?p=115969.

    A zatem przytoczyłem na razie 2 argumenty przeciwko temu, co Ci może powiedzieli: po pierwsze — to nie papież stoi jako główny wywołujący tę sprawę (to już raczej jak prezydent, który może wetować, oczywiście też to przecież ważne), po drugie — co do rzekomych strat kulturowych i samozniszczenia to przecież w takim razie byłoby to coś jak "zagłada cywilizacji »białego człowieka«", kompletnie nie wiem, po co im to i czemu mieliby tak radykalnie reagować na taką d**erelę, jak to, kto w danej chwili dziejów jest wyżej nawet nie politycznie, a tylko informacyjnie w jakimś tam temacie (tj. czy ja, czy ta mafia podsłuchowa); to przecież jest w ogóle zupełny drobiazg, a tymczasem chodzić miałoby o jakieś bardzo podstawowe wartości cywilizacyjne i kościelne, więc nie wiem, po cholerę miałoby być tak źle. Dodatkowo dalej w tekście przytoczę jeszcze trzecie obalenie tego argumentu, tym razem już oparte nie na lepszej diagnozie i zdrowym rozsądku, a po prostu pokazujące, iż w rzeczywistości nie jest tak źle. Że więc ewentualnie w jakiejś skrajnej ostateczności mogłoby być tak źle (chociaż to zupełny absurd), ale po prostu tak nie jest.

  4. Ale przecież CHwała Naszym Dzielnym Agentom [czyt. "jestem na tym Facebooku"] (i Platformie Obywatelskiej — ang. Civic) — Honda Civic — jeszcze oni ich zamkną w więzieniu! Cóż za tragedia by była! Ja tak nie chcę! Teraz jest dobrze, Polska ma dobre stosunki międzynarodowe itd., lepiej nic nie naprawiaj, mimo że jest źle z serwerami.

    No cóż, na religię typu Wielki Wschód Polski ja raczej nie mam lekarstwa, pozostawiam to bez komentarza, mogę ewentualnie takim jakieś pobożne książki zarekomendować. No comments. Może jacyś lepsi się znajdą, tacy, co to nie mają postawy "przestępca postawiony ponad Piotrem Niżyńskim". W każdym razie polecam chociaż minimalnie zbliżyć się do chrześcijaństwa, naprawdę (patrz końcówka tego postu). I wiary w ludzi.

    Wątku tego dotknę jeszcze w punkcie 11 niniejszego posta.

  5. A wiesz o tym, że nie-agenci też "często" mają przestępstwo na koncie? Np. wciągano rodziny w to, żeby nie chodzono po stronach o podsłuchu w telewizji/zakładach pracy i żeby kryto temat niedziałających łączy, co oznacza pomocnictwo względem telewizji. U mnie np. rodzic jest w to zamieszany.

    Brawo, słuszna to pewnie interpretacja, ja o tym słyszałem (trochę to też "wiem" z domysłu na podstawie obserwacji licznych for internetowych, w tym takich głównie młodzieżowych) i rozumiem, że ten temat może budzić pewne emocje. Zapewniam, że o ile to jest jakieś potknięcie jednorazowe czy nawet dwukrotne to Wam nie poczytają tej winy (podstawa prawna: art. 66 k.k.). Zacznijmy od tego, że w ogóle temat ten nie będzie prześwietlany — dorobi się przepis, że organy procesowe mogą ograniczyć swą inicjatywę dochodzeniowo-śledczą w odniesieniu do przestępczości politycznej o charakterze powszechnym (bo inaczej kierownikom by się oberwało za polecenia "nie zgłębiać tego tematu"). Jeśli natomiast ktoś z własnej inicjatywy pójdzie na Policję i doniesie, że u niego w rodzinie były takie nakłaniania do omijania moich stron i nabierania wody w usta, to wprawdzie (po przemianach politycznych, zwłaszcza jeśli ja trafię na górę) założą jakieś akta, ale sprawa będzie traktowana jak w pełni jasna (choćby nawet się nie przyznawano) i pójdzie do warunkowego umorzenia postępowania (bo jest taka opcja, vide ww. przepis). Jeśli sądy będą w tym nieposłuszne, nawet tylko niektóre, to wymusi się brak rozliczenia tej sprawy ustawową amnestią. Na początek można by tu już z góry rozszerzyć warunki stosowania art. 66, żeby sprawa była bardziej jasna dla sądów.

    Aczkolwiek to bardzo nieładnie, że tak robiono (wręcz aż takie rzeczy mogą wpływać na wynik wyborów, jeśli odsetek milczenia osiągnie 100%), i jeśli ktoś jest "nałogowcem", co to po wiele razy tak pomagał telewizji, to już nie gwarantuję bezkarności.

    Tak, "wiem" też, że mieszkania to tylko przez pośrednika, samodzielnie bez remontu nie oferować i nie pomagać mi — spotykałem się z przejawami czegoś takiego.

  6. Tak nawiasem mówiąc to są o tobie jakieś złe plotki.

    ;-) (Akurat ktoś by mi raczył to tutaj powtórzyć! Rzadko w ogóle to mi się o uszy obija.)

    Oszczerstwa z zaledwie ziarnem prawdy, no tego ziarna to im nie odmawiajmy. Zwłaszcza w zakresie wymaganym przez prawo i aktywne uczestnictwo w polityce nie mam sobie nic do zarzucenia.

    Tych różnych oczerniających twierdzeń na mój temat trochę jest (niemal wszystkie podpadają pod powyższy paradygmat), trochę ich zidentyfikowałem, ale wymienię tu najpierw jedno pewnie rzadko się pojawiające — "skłonności samobójcze". Ziarno prawdy w tym jest, ale to dotyczy lat 2012-13, obecnie jestem na to zbyt przywiązany do kościoła, a poza tym już prędzej kompletny brak poparcia społecznego mnie wpędza w takie nastroje niż prawda na temat problemów ze swoimi serwerami czy też hostowaniem stron www. "Kanoniczny" z punktu widzenia dokumentacji nielegalnej korupcji skarbówkowej sposób rozwiązania problemu przechwytywanych łączy znam, ale że to jest dosyć drogawe, a przy tym stara dobra zasada głosi "ufaj, ale ufając kontroluj" (a niektórzy mówią nawet: trust noone), to bez pomocy ludzi takich jak Ty nic nie pójdzie do przodu.

    Kolejna godna bardzo stanowczego sprostowania tutaj sprawa oczerniania — pominę tu już fałszywe informacje na stronie internetowej policyjnej o mnie czy inne, prywatnie rzucane pomówienia o to czy tamto — to to, że jakoby prowadziłem "walkę z Bogiem"; w każdym razie o ile mnie źle nie doniosła telewizja. Ziarno prawdy jest w tym takie tylko, że jest (był?) odnośny album na Facebooku ("Fight against God" lub podobnie; może przemianowali) i pewnie zawiera wiele zdjęć ekranu rzeczywiście moich, ale to się powinno nazywać co najwyżej może "Theism v. Atheism", czyli "Teizm kontra ateizm" (w sumie to lepiej byłoby ogólnie "Religion / Philosophy", bo rzadko kiedy miewałem na ekranie coś ściśle w dziedzinie ww. typu sporów) — takie rozważania filozoficzne czy przypadki dostrzeżenia jakiejś kwestii lub napisania czegoś na jednej z tych tutaj bronionych stron www (nieraz to są takie rzeczy, że już po kilku tygodniach znikały bez śladu, żeby nie mącić i nie reklamować alternatywnego światopoglądu niż ten po rodzicach odziedziczony, bo i po co) co nieco mogły mi się zdarzać, owszem, ale przecież nie była to żadna akcja odwodzenia ludzi od wiary, nawoływania do jej porzucenia czy też odrzucenia Kościoła, toteż tego typu teksty pod moim adresem — w oparciu może o najwyżej kilka pojedynczych autentycznie nieprzychylnych wtedy chrześcijaństwu screenów z całego mego obecnie 38-letniego życia, z fazy, gdy akurat byłem mniej religijny niż wcześniej i później — to totalny absurd i wywracanie kota ogonem, parszywe szkalowanie, bo pewnie większość tych ekranów to jedynie (z wyjątkiem fałszerstw) zwykłe poświęcanie nielicznych zresztą w perspektywie całego życia chwil czasu na przegląd kwestii wspomnianego dyskursu filozoficznego teizm-ateizm, wiara w wolność woli-niewiara w wolność woli, jakieś nawet ogólne tematy np. o papieżu czy papieżach itd., w czym nie ma nic złego. Ot po prostu sporadycznie jakaś próba znalezienia sensownego własnego jakiegoś głosu (stanowiska) w debacie, zresztą bardzo rzadko to bywało ściśle o teizmie czy religii, ewentualnie jakieś myślenie nad tematami pod wpływem tej czy innej książki — OK, to mi się zdarzało, próbowałem też po prostu w ten sposób znaleźć przyczyny stojące za jakimiś obcymi nam co do zasady, zastanawiającymi stanowiskami wyrażanymi przez słynnych filozofów, przykładowo mógł padać temat tzw. dylematu determinizmu (opisany na Wikipedii swego czasu przez Amerykanów, zaimportowałem to potem do naszej, ale to nie znaczy, że chrześcijaństwo jest przegrane, a wygrany jest ateizm, no bo zresztą nawet sami zobaczcie, jak to jest napisane; moim zdaniem niech to zostanie i nie jest to jakoś sprzeczne z moim chodzeniem do kościoła): i co z tego?... Natomiast gigantycznie większym w oczywisty sposób ośrodkiem szkodzącym religii jest po pierwsze TVP ewentualnie eksponująca na swej grupie pewne rzeczy (po wieki wieków niemalże, pojedyncze drobiazgi, a jak zdobyte? wykradzione na zasadzie inwigilowania cudzego życia prywatnego lub zgoła sfabrykowane pod publiczkę, jedynie gwoli czarnego PR-u przeciwko mnie), a bardziej jeszcze nawołująca dawniej swymi tekstami do coming out'u ("jacyś chrześcijanie" to zawsze wg jej przemawiań w podsłuchu jeszcze zwłaszcza sprzed ok. 1-3 lat to od wielu lat był element zewnętrzny, tworzyli, na bazie tej wspólnej tożsamości, gdzie chrześcijanie to zawsze z definicji ktoś poza nawiasem, swoistą społeczność ludzi złych, czyli to było namawianie normalnych ludzi, np. ludzi z rodzinami i małymi dziećmi, do ateistycznego coming outu, teraz zaś strasznie często wciskają tematy z cyklu "religia to oczywiste oszustwo, co każdy może sobie sprawdzić, i darujmy ją sobie") czy, podobnie kierownicy gospodarczy na czele z premierem wylewający pomyje na Kościół, papieża i religię — nie chodzi mi tu rzecz jasna o ich teorie o jakimś zamieszaniu w obecne zło polityczne, bo to to nawet trochę prawda i temu nawet nie chcę zaprzeczać i mogę nawet to poprzeć i powtarzać samemu tu i ówdzie bez przecież jakiegoś istotnego nagłaśniania, tylko o te ich tezy (występujące w ramach jednego z wariantów opowieści o tajemnicy także kościelnej, patrz niżej) o totalnym zakłamaniu, papieżu jako oszuście, chrześcijaństwie jako kłamliwym opium dla mas, celowo wylansowanym przez państwo i despotów, i najwyraźniej ich już jakimś zgoła jawnym wrogu ("religia, z której się leczmy") itd. Jakoś mnie nigdy takie rzecz nie przechodziły przez usta. A już na pewno nie wpychałem ich potencjalnie nawet całemu ludowi pracującemu (a zwłaszcza pewnie w branży mediów czy np. prawników, w tym z prokuratur i sądów), jak przez ostatnie ok. 17 lat wszystkie te triumfujące w ostatnim 25-leciu partie — PiS oraz protuskowe: KO+Lewica+TD — ani też nijak nie rozpropagowywałem ich jako wartościowych czy godnych przyswojenia, np. na zasadzie reklamowania mailowego czy odpłatnego: bynajmniej nic choćby zbliżonego do takiej postawy nie ma podstaw mi przypisywać(!). Jestem w tym temacie w porządku i kompatybilny z religijnością. I o niebo lepszy od tamtych partii. Co więcej, jeszcze tylko tyle Wam tutaj dodam, że gdybym ja rzeczywiście pisał jakieś rzeczy szkodliwe dla wiary, które następnie strasznie propagowano, a tak zdecydowanie nie było, to przy pierwszej lepszej okazji należało do mnie przyjść czy np. napisać, np. poprzez strony internetowe mojego tego czy innego biznesu, bo zawsze jakiś miałem, czy przez sieci społecznościowe albo e-mail i powiedzieć, choćby anonimem, że wszystko strasznie nagłaśniają i jest taka a taka sytuacja, są miliony na Facebooku, więc zważ, co czynisz i że grozi ci kompletny brak ostatniej deski ratunku. Przecież gdyby nawet tak było ze mną, to to by pomogło i odtąd cisza w tematach religijnych (może co najwyżej z wyjątkiem tego, co nieszkodliwe i co jedynie zwalcza żałosne ubóstwo intelektualne nie nadążające już od dawna za angielską wersją i za myślą zachodnią). A jednak nikt się w Kościele i wśród przyjaciół nie znalazł, kto tak zrobił.

  7. Na koniec tu jeszcze dodajmy, że, owszem, w chrześcijaństwie istnieją dwie ważne dyrektywy, którym kapłani podlegają (jak ktoś może sobie myśli, „zwłaszcza kapłani podlegają też tej drugiej” — nie mylić z teorią, że też grupie przestępczej i jej regulaminowi…), a które tutaj ktoś mógłby ewentualnie postrzegać jako skonfliktowane, tj. (1) dyrektywa realizowania chrześcijańskiego systemu wartości i bycia mu wiernym, co przede wszystkim oznacza przykazanie (obowiązek) miłości każdego (a już zwłaszcza wszystkich wzajemnie wśród chrześcijan), bo w pewnym podstawowym zakresie — nazywa się to wartościami humanitarnymi (albo prawami każdego człowieka, albo tym, co każdy powinien mieć zagwarantowane albo nawet co de facto każdy ma, bo tak to jest w społeczeństwie i każdy to uznaje za słuszne) — dotyczy to nawet nieprzyjaciół (obowiązek miłości nieprzyjaciół), miłość oczywiście oznacza tu tyle, co życzyć dobrego i chcieć dobrego dla drugiego człowieka, to to chyba nawet we włoskim jest utrwalone (miłości Boga w ślad za ewangelistą czy tam nawet ewangelistami i Panem Jezusem, odnośnie ostatecznego sądu nad ludźmi, nawet tu nie wymieniam, bo, jakkolwiek w ogóle fundamentalna, to to i tak wszyscy mamy i jest to pewien standard i minimum spełnione, przy jednocześnie w ewangeliach braku gróźb w razie niepójścia dalej, i akurat w tym punkcie my, chrześcijanie, niekoniecznie mamy w ogóle jakiekolwiek niedobory czy też coś sobie do zarzucenia, zwłaszcza w warunkach bycia ludźmi pracy lub zapracowania nawet i z innego powodu różnymi ważnymi alternatywnymi zajęciami niż zgłębianie religii, ale akurat bardzo ważnymi), podczas gdy z drugiej strony jest jeszcze coś takiego, jak (2) powszechna misja zbawczo-ewangelizacyjna Kościoła (gdzie zalicza się ta cała kwestia słupków poparcia, liczb, dolarów na koncie... "hulaj dusza, piekła nie ma") i tutaj można sobie wyobrażać, że rzekomo jest furtka, że papież robi tak, jak musi, bo oni muszą "grać tak, żeby wygrać" itd. Otóż tutaj mamy przypadek strasznego jak to się brzydko mówi nas***ia w głowie — przepraszam, piszę gwiazdki, bo ja nie bywam wulgarny, ale po prostu niektóre poglądy to są aż wręcz odrzucające, że aż czy to niedobrze się robi, czy to odsuwamy się od danego człowieka itp. — który spieszę skorygować. Po pierwsze więc, być może jako osoba pracująca przy zboczeniach podsłuchowych na zasadzie jedynie typu T (wyjaśnię dalej w tekście), czyli po chrześcijańsku, podlegasz urojeniu, które ci stale wszędzie dookoła wszyscy starają się wcisnąć mniej lub bardziej otwarcie (np. otwarcie próbują to robić media, poprzez lansowanie kompletnie sfałszowanych — co do chyba aż jednej trzeciej, czyli to jest prawie połowa, bo tylko jedna szósta dzieli połowę od jednej trzeciej — wyników różnych wyborów politycznych w kraju, w tym przygrywki do nich, jaką zawsze stanowią sondaże, bo one oczywiście również podlegają na różnych Białorusiach fałszowaniu, a my też mamy u siebie Białoruś), że ”reprezentujesz wymierający gatunek”, ”katolików dziś coraz mniej i wszyscy idą z duchem czasu, i pracują przy podsłuchu toaletowym” itd. (i że rzekomo kto ma jakiekolwiek przestępstwa na sumieniu, ten już zaraz natychmiast jest wyborcą PO lub PiS-u; w rzeczywistości zaś one mają w sumie ok. jedną trzecią głosów, może być to nawet i mniej), i że ”na pewno gigantycznie dużo jest zwłaszcza agentów, a jak dzisiaj nie, to jutro to już na pewno” (błąd: mam dokładne dane, policzone, oraz zestawiłem to też z danymi oficjalnymi — uwierz mi, od czasu, gdy jest tortura dźwiękowa, czyli od r. 2013, bardzo rzadko w wyniku rozmowy podsłuchowo-kwalifikacyjnej, czyli bodajże już porekrutacyjnej, ktoś obecnie jest chętny zostać agentem i faktycznie następnie nim zostaje i trwa w tym; już prędzej postęp czasu działa na moją korzyść, powtórzę to za swą stroną na pastelinku, bo ludzie, co dawniej byli bardzo przywiązani do rodziców i żyjący ich poglądem na życie, bo mieszkający z nimi, obecnie się usamodzielnili i w wyniku tego mają szansę być lepsi niż oni, bo nie remontują żadnych mieszkań i rzadko też mają ochotę już przy pierwszej próbie podjęcia pracy być skryminalizowani — krótko mówiąc, moim zdaniem z biegiem czasu już od lat sytuacja się poprawia, a nie pogarsza, bo to drugie to zjawisko na tyle marginalne, że w skali całego narodu strasznie niewiele zmienia mimo upływu nawet rzędu 5 czy 10 lat, choć oczywiście nie przysypiajmy i nie odpuszczajmy z tego powodu sprawy, tylko trzeba działać i ratować ojczyznę i świat od duszenia go załganym antychrześcijańskim systemem pseudodemokratyzmu i katowania człowieka). Jak macie wątpliwości co do fałszowania wyborów, to podpowiem, że pierwsza z brzegu ewangelia pod moimi personaliami, tj. datą urodzin, o tym pisze (panny roztropne i głupie; część szerszego tematu „zaopatrzenia” już ściśle o tym fałszowaniu, rozwinięto dopiero w Koranie; jak kogoś to interesuje, jak dowodzę, że wg gotowego opisu spisku, a nawet i bieżących śladów, oni na pewno fałszują i to już tak ma być długo na przedpolu sytuacji, iż jest im to już w danej chwili na tyle potrzebne, że aż inaczej nie mogą, bo zupełnie trafią do więzienia i że po prostu strach paniczny zmusza, i że to już wcześniej mają robić, tak dla sportu, by być wytrenowanym i gotowym, to znajdzie w moich zasobach, które są m.in. na kanale YouTube, odpowiednie tłumaczenia, które go doprowadzą do pełnego zrozumienia sytuacji). Owe teorie, iż jesteście rzadkim przypadkiem lub wymierającym gatunkiem, są zgoła fałszywe (coś tam może jest na rzeczy, ale bardzo delikatnie – patrz np. publikowane przez Kościół dane o uczęszczaniu na religię wśród ogółu uczniów wszystkich szkół: odsetek wprawdzie spada, nawet miarowo i systematycznie, ale bardzo powoli; podobnie np. uczęszczanie na msze, co każdy widzi), tylko po prostu jak wiesz ludzie boją się przyznawać, bo zabraniają, zawsze jest opcja, że jedno słówko do szefa i jeszcze mnie zwolnią (tak sobie mogą wyobrażać) z powodu tego przyznawania się, a nadto czują się współzamieszani m.in. w pomocnictwo telewizji przez (nielegalny) remont czy pewnie też sprawę krycia niedziałania strony (czasem może też to kibolstwo, co do kibla, ale to są drobiazgi, tzn. wśród normalnej do Kościoła chodzącej populacji to nie jest jakiś choćby tylko jedną trzecią mający element, tylko wyraźnie rzadkość). Są drobiazgi i przez to już koniecznie przegrałem albo koniecznie trzeba głosować na Tuska albo niemal równie złych PiS-owców? Bzdura. Nikt prawie tak nie rozumuje. To jest ewidentne fałszerstwo. Nawet agenci niekoniecznie chcą na nich głosować. W ogóle te partie już się zrobiły tak wieśniackie, że wyraźnie tu już chodzi tylko o publiczną propagandę mediów i rządu (np. CBOS-u, który jest rządowy pod ustawowym patronatem premiera, czy PAP-u i TVP, która też jest już od dawna ministerialna). W każdym razie, po drugie, wróćmy do tematu 2 skonfliktowanych dyrektyw. Oczywiście są w takim razie dwa podejścia (zaraz zobaczymy, że w sumie na jedno one wychodzą i interpretacja możliwa i tak jest tylko jedna). Jedno głosi, że to tak nie można, bo nie można 2 panom służyć (ważna rzecz, którą trzeba dodać: dwóm różnym, tj. nie ma tu między nimi tożsamości czy tego, że jeden reprezentuje jakiś cząstkowy podzbiów problemów już i tak objętych zarządzaniem drugiego), bo inaczej jeden jest źle traktowany i nie jak pan, tylko doznaje uszczerbku. Wobec tej sytuacji trzeba odrzucić albo podstawowe chrześcijańskie zasady, które wyrażono bardzo kategorycznie, w tym np. obowiązek miłości (miłosierdzia życiowego — miłość caritas) w stosunku do innych ludzi, co tutaj oznacza broń Boże nie rozumienie starotestamentowe, że są same tylko zakazy, czego nie robić, tylko miłość to rzadziej zakaz, a przede wszystkim nastawienie serca oraz w praktyce jakieś pozytywne działanie, robienie czegoś i sposób zachowywania się i podchodzenia do drugiemu, a nie właśnie same tylko zakazy, bo to rzadziej ma tu w ogóle znaczenie (kto np. myśli o tym, żeby drugiego, kogo kochać, zabijać...). Te biblijne nowotestamentowe nakazy są bardzo kategoryczne i polecam tę opowieść o Sądzie Ostatecznym, jak to nawet można przegrać sprawę zbawienia za brak miłosierdzia w dziedzinie przytoczonych tam (jak można zakładać, jedynie przykładowo) spraw. To jest sprawa fundamentalna i bardzo kategorycznie postawiona. Dodają tam jeszcze: ”chcę raczej miłosierdzia niż ofiary” (czyli co tu jest ważniejsze? jakieś poświęcanie człowieka czy poświęcanie siebie i różnych spraw, a więc np. wyrzeczenia i asceza, i znowu, powtórzmy, jakieś ofiary z rzeczy, zwierząt czy wręcz ludzi, czy raczej przede wszystkim miłosierdzie?). A zatem tutaj jak ktoś tego nie szanuje i ma inne zdanie, i uważa, że w sumie to można być złym i niemiłosiernym dla bliźniego, i odmawiać mu praw człowieka (por. np. Jk 1:27, jakie oni tam mają podejście, za czasów apostołów, CO tam jest ważne — liczba 127 to zapisana binarnie liczba 01111111, czyli chodzi o takie rzeczy, co to wszyscy mają, a jakiś człowiek nie, więc stawiajmy go na początku, jak tę zaginioną owcę, i wkładajmy starania, żeby mu pomóc: tym jest to miłosierdzie, które się wszystkim należy, a w każdym razie tak to rozumieli czy nawet wręcz Bóg rozumiał, bo ci to niekoniecznie hindusko-babilońskie teorie o alternatywnym sposobie zapisu liczb i o także i systemie binarnym znali — no chyba to nie jest przypadek, prawda? bardzo mało to prawdopodobne, prawda, że by się tak przypadkiem trafiło?… to, co w sumie to mają wszyscy, bo taka jest cywilizacja i taki poziom rozwoju osiągnęła, a mimo to są ludzie, którzy mają źle, którym tego brakuje, w uproszczeniu mówiąc: ”ubodzy” wszelkiego rodzaju, bo i w komunizmie bezpieniężnym też mogli być jacyś ubodzy, toteż tym właśnie przede wszystkim się pomaga), taki ktoś, kto te chrześcijańskie idee miłosierdzia odrzuca i uważa, że na Sądzie Ostatecznym z czego innego będzie rozliczany, to w ogóle nie jest chrześcijanin, bo on odrzuca bardzo kategorycznie napisane słowa Nowego Testamentu. A to przecież na tym wszelka chrześcijańska teologia się w pierwszej kolejności opiera, to jest pierwsze i najważniejsze źródło (w tym w wypadku ewentualnych różnic podejścia w porównaniu ze Starym Testamentem, patrz np. sprawa kary śmierci). A zatem tutaj w każdym razie, wracając do tematu, pierwsze podejście, to że dwóm panom w ogóle nie da się służyć, więc odrzućmy jednego albo drugiego i miejmy sytuację jasną, wybór wyraźny na rzecz prymatu którejś z tych 2 dyrektyw, to wtedy jest dobrze, przy czym odrzucenie podstawowych zasad chrześcijańskich, w tym ich współczesnej ewolucji i dopowiedzenia do końca ich koncepcji, a to w postaci koncepcji godności ludzkiej i praw człowieka jako z niej wynikających, oznaczałoby, że „to w ogóle nie jest chrześcijanin” (np. papież), czyli tego nie wybierajmy. Pozostaje, wg tej koncepcji prawnej, odrzucić powszechną misję ewangelizacyjną i jej dyrektywy, jak tu osiągnąć maksymalną skuteczność, tak zupełnie, ale to też nie jest dobre. Bo to w teologii jest i ma swoją podstawę w Biblii. Druga opcja podejścia do tej "sprzeczności", wg klasyki rozwiązywania problemów prawnych — ta poprzednia to było coś w rodzaju dotyczącej paragrafów prawa, zwykle pisanych bardzo skrótowo i dlatego wymagających odwołania do tego rodzaju paradygmatu, zasady lex specialis derogat legi generali, bo uznanie bezwarunkowej wyższości jednej z 2 rzeczy, a odmówienie drugiej bycia bezwarunkowym panem — to uznać, że konfliktu być nie może i skoro są 2 różne zasady (analogicznie jak np. nawet liczne zasady w art. 5 Konstytucji RP, zwanym przez prawników od zawsze "zasadą zrównoważonego rozwoju"), a dane prawo (np. moralne) nie stanowi, że się czasem czegoś nie stosuje (u nas tak jest w odniesieniu do praw człowieka z rozdz. 2 Konstytucji – jest tam art. 31 ust. 3 traktujący o ich wyłączaniu czasami, na zasadzie wyjątków z ustawy wziętych, tylko czasami zresztą dozwolonych), to tu wszystko się musi ze sobą zgadzać, a jeśli dostrzegamy konflikt, to znaczy, że coś źle rozumiemy, bo w rzeczywistości trzeba robić tak, by wszystko naraz było spełnione. I poprawne rozumienie danego prawa (np. moralnego) jest takie, że faktycznie, da się tak robić („założenie racjonalnego ustawodawcy”). W tym więc przypadku trzeba by albo uznać, że w świetle chrześcijaństwa nie ma sprzeczności między zasadą miłosierdzia a powszechną misją zbawczo-ewangelizacyjną Kościoła, na co jak najbardziej zgoda, moim zdaniem jest to słuszna teza (że misja zbawczo-ewangelizacyjna nie ucierpi od Kościoła uczciwego i sprawiedliwego, i odważnie i mężnie głoszącego prawdę czy, na przykład, pomagającego mi finansowo), ale spróbujcie tylko uzyskać tu jakieś potaknięcie od papieża i Kościoła… powodzenia… (i to jeszcze takie, żeby za słowem i, co za tym idzie, odpowiednią wiarą szły też czyny), albo uznać, że (wprawdzie) też nie ma sprzeczności (bo przy tej opcji ogólnie to tutaj jesteśmy), ale to na takiej zasadzie, że zasada miłosierdzia to jest jakaś tam podrzędna i o poślednim zaledwie znaczeniu, i broń Boże nie bezwarunkowo obowiązująca na sądzie i że z tego na pewno jesteśmy rozliczani i tu jest koniec i nie ma dodatków (kategoryczne stwierdzenia ewangelii), lecz zamiast tego np. ona wchodzi w grę tylko o tyle, o ile […]. Jedynym sensownym tego objaśniającym rozwinięciem, które mi tu teraz do głowy (tj. od spikerów) przychodzi, jest opcja, że ona wchodzi w grę, o ile nie ma konfliktu z ważniejszą zasadą: „miłuj Pana Boga swego […]”. I ewentualnie to jest jedyna opcja, w oparciu o którą można by bronić teorii, że brak pomocy dla mnie ze strony papieża, a to np. w oparciu o jakieś moje złe cechy (zupełne to pomówienie!) czy coś takiego, to jakieś tam np. realizowanie przykazania miłości Boga. No nie, tak nie jest. Przede wszystkim, jak mi dziś zwrócili uwagę spikerzy, nie jest tak, że to pierwsze przykazanie nazywa się jednak mimo wszystko trochę inaczej, że głosi mimo wszystko jednak pewną nawet istotnie inną treść, tj. „walcz o Boga dla innych, jako wyznawanego przez innych”, co niby tutaj ma być pierwszym i najważniejszym przykazaniem, a za nim dopiero wszystko inne. Otóż to jest nieporozumienie, bo tak tego przykazania nie napisano. Tam jest co innego. Przede wszystkim mamy się martwić o swoje własne zbawienie i, ściśle tutaj, wg treści, o swoją własną relację do Boga. Jeśli natomiast chodzi o innych, to po pierwsze jest takie jedno bardzo słabe przykazanie w ewangeliach: „idźcie i głoście” (to już bodajże po zmartwychwstaniu, o ile pamiętam), ale to jest drobiazg, to jest zdawkowe wspomnienie, że ta misja też istnieje i Pan Bóg chce, żeby Kościół powstał i żeby jego orędzie do ludzi dotarło, co jednak nie znaczy, że mamy wszystko inne już dobrze ustalone za życia Pana Jezusa teraz zacząć wywracać do góry nogami i zmieniać tego treść — a po drugie jest oczywiście przykazanie miłości bliźniego, ale ono przede wszystkim dotyczy sposobu, jak wieść życie na tym świecie odnośnie relacji do drugich, zwłaszcza w prostych sytuacjach, chodzi tu zwłaszcza i w pierwszej kolejności o bycie ludzkim dla drugiego („humanitarnym”), i wyłożone jest w ewangeliach to, jakie jest jego podstawowe i najważniejsze, nie podlegające relatywizowaniu (tj. bezwarunkowe), znaczenie (bo inaczej się przegrywa) — wcale nie o jakichś zaświatach, zbawieniu duszy w zaświatach: ”byłem głodny, a daliście mi jeść; byłem spragniony, a daliście Mi pić; byłem przybyszem, a przyjęliście Mnie; byłem nagi, a przyodzialiście Mnie; byłem w więzieniu [jak widać bardzo Pan Jezus zwalcza instytucję więzień (*ironia*)], a przyszliście do Mnie”. Skoro tak, to sami Państwo widzicie, że w prawie ewangelicznym — należycie pojętym — nie ma najmniejszej podstawy do tego, by mi odmawiać pomocy czy zwykłego ludzkiego miłosierdzia, tego, by poprawić moją sytuację urągającą elementarnym prawom człowieka (uznanym też w Konstytucji Apostolskiej ogólnie przez biskupów świata przyjętej Gaudium et spes oraz w Evangelium vitae Jana Pawła II) — już choćby życie z umysłem non stop przechwyconym, nakierowywanym na bieżąco na kolejne tematy, spętanym, jako „próby wywierania przymusu psychicznego” „są czymś haniebnym; zakażając cywilizację ludzką bardziej hańbią tych, którzy się ich dopuszczają, niż tych, którzy doznają krzywdy, i są jak najbardziej sprzeczne z czcią należną Stwórcy” (tutaj się schodzi miłość Boga i miłość bliźniego, bo przyjmuje się w teologii, że idea godności ludzkiej wywodzi się z tego, że człowiek jest dziełem Stwórcy, jako stworzony z rozumem i wolną wolą, i na jego obraz i podobieństwo, i należy te rzeczy respektować — a w moim przypadku jest permanentne odczłowieczanie w dziedzinie intelektu, czyli właśnie tego rozumu i wolnej woli, bo ja po prostu nie mam życia duchowego przez to, robią ze mnie marionetkę non stop żyjącą jako marionetka już od wielu wielu lat; kiedyś, w początkowej fazie tortury, tj. np. listopad 2012 r., ja próbowałem, ale z tym się nie da wygrać — próbowałem na takiej zasadzie, że oni np. podsuwali ogólny temat myślenia, bo jak się szepcze jeszcze ciszej, ciszej niż normalnie, to myśli się nie dyktuje, a jedynie tak ogólnie nadaje im jakiś kierunek, czyli jeszcze wtedy jakoś nieraz miałem własne myślenie, ale oni mi to zaraz odwracali i to się po prostu kończyło tak, że nić się urywa, kończy, dalej nie ciągnie, już idzie na co innego i zaraz nie pamiętam, co było przed chwilą, i naprawdę brakuje mi sił intelektualnych, czyli po prostu mocy przerobowych — to jest zwykła biologia, raczej coś o impulsach w sieci neuronowej, zresztą współczesna sztuczna inteligencja, którą wszyscy mogą podziwiać, właśnie na sieciach neuronowych się opiera — by coś tutaj wskórać bez ich impulsu i wbrew ich kierunkowi; i tak do dziś już nie pamiętam, podobnie jak po pierwszych sekundach zmiany toru, o co wtedy chodziło, gdy mi przerwali moje w miarę jeszcze w tej najwcześniejszej fazie swobodne myślenie własne i nić zgubiłem — możecie sobie wyobrazić, że jeśli tak było w bardzo wstępnej fazie, to o ileż gorzej jest teraz, gdy już non stop zamęczają mnie od lat, zabijając już tyle lat moją własną inicjatywę i własne intelektualne moce przerobowe, i co najwyżej chamsko dyktując od A do Z treść „myśli”, a najczęściej to po prostu nie ma żadnych, tylko blokada mentalna w wyniku przekazu podprogowego oraz gadają pełnym głosem spikerzy). Krótko, wszystkie możliwe szanowane źródła, które miałyby rozstrzygnąć ten spór, w tym podstawowe zasady regulujące chrześcijaństwo oraz rozum, oraz oficjalne dokumenty, każą przyjąć, że tu broń Boże żadnym poprawnym podejściem nie jest poświęcanie człowieka, „bo inaczej Kościół nam upadnie”. Wręcz przeciwnie, należy przyjąć, że nie upadnie i pokładać ufność w Bogu, który nawet sam sobie potrafi poradzić o tyle, ile chce, by narody pozostały przy pobożności. Jest taka zasada, ufności Bogu, dalej też pod koniec będzie o tym mowa — bardzo polecam, co do tego tutaj mniej ważnego (drobnego) dodatku, jakim jest powszechna misja ewangelizacyjno-zbawcza Kościoła i ewentualne rzekome „uszczerbki” dla niej, jakie by przyniosło głoszenie skandalu w państwie. W istocie, w rzeczywistości, dużo bardziej to pomaga niż szkodzi i przynajmniej nie jest się dalej, co do znowuż jeszcze kolejnego papieża (bo niestety trochę wniknąłem w sytuację i rzeczywiście się potwierdza, że raczej ściśle aż nawet samego papieża), shańbionym tą sytuacją.

  8. Masz przecież tzw. "proxy" (serwerki do tunelowania własnego domowego ruchu internetowego przez nie), jak pokazałeś na filmie https://www.youtube.com/watch?v=napObq3GKZ0 świetnie radzisz sobie sam w identyfikowaniu jakiegoś tam problemu, a poniekąd (tylko poniekąd) nawet i w rozwiązywaniu, więc po co ci nasza pomoc? W dodatku ta twoja stronka-blog to jest w sumie niepotrzebna, wszyscy i tak wiedzą, że jest ten problem, nawet przecież to dlatego rzeczywiste poparcie dla PO i PiS (nie mylić z tym z sondaży reżimowych) tak istotnie spadło na przestrzeni lat.

    Jak rozumiem chodzi Ci najpierw o to, że w małym ułamku przypadków połączenia za pośrednictwem proxy do mojej strony internetowej się nie udawały. Więc wyjaśniam, że jest to jakaś poszlaka, ale w ogólności to nie jest miarodajne i nie umożliwia odróżniania łączy dobrych od złych, wolnych od niewolnych. Ta firma od proxy pewnie oszukuje i jest skorumpowana (był dowód na jej jakąś tam kolaborację z TVP), podobnie jak inne takie firmy eksponowane w wyszukiwarkach. Wyraża się to w tym, że po pierwsze pewnie jej proxy mogą zwracać fałszywe wyniki dla określonego użytkownika, zależnie od chwilowo podyktowanej przez podsłuchowych informatyków TVP polityki (mogą np. zwracać inny wynik tekstu pobranego ze strony internetowej, przy czym polityka pewnie może być zarówno taka, że ją odwiedzają, jak i taka, że jej nawet w ogóle nie odwiedzają; raz mi to nawet pokazywali na przykładzie wszystkich stron, w tym wp.pl, google.com itp., kiedy to nie działało HTTPS w ogóle, z różnych proxy), po drugie lista proxy takiej firmy w sensie adresów IP jest dostępna dla TVP (to to niemal pewne — przecież nawet, jeśli by tego nie dawali za kasę, to by sobie w telewizji sami mogli sprawdzać te tamtejsze publiczne adresy IP i w ten sposób utworzyć listę, ale to już oczywiście dużo cięższe dla nich).

    Krótko mówiąc, jeśli nawet mam dobrze podłączony serwer, też będą mogli kreować wrażenie, że nadal jest źle. Lepiej wygląda sprawa w przypadku autotestów poprzez Tor, ale też mogą generować jakieś chwilowe błędziki nawet bez kontrolowania łącza, np. wykorzystując swe możliwości włamywania się do procesora falami. Co do tego ostatniego to w sumie są jakieś tam możliwości wykręcenia się od tego, ale że stosują te włamania falowe zwłaszcza w przypadku serwera z umiarem, to nawet nie zawracam sobie jak na razie tym głowy, bo szkoda pieniędzy.

  9. Natomiast co się tyczy rzekomego braku korzyści z mojej obecności w Internecie w charakterze strony internetowej, czyli profesjonalnego ośrodka publikowania treści, to jest to jakieś bardzo poważne nieporozumienie, które spieszę jak najdogłębniej skorygować. Zacznijmy od tematu dosyć centralnego dla naszych demokratycznych aspiracji (słusznych też z punktu widzenia etyki chrześcijańskiej). Niezależnie od tego, że w Polsce trudno o człowieka, który by nie słyszał o (jak to się mówi) "podsłuchu" telewizyjnym (bo to tak pewnie do "podsłuchu" sprowadzają typowo w wypowiedziach, jakoś tak nieswojo się mówi, że to o katowaniu człowieka), z wyjątkiem tych najmłodszych, tak czy inaczej potrzebna jest po pierwsze uczciwa prasa, a tę już najprędzej mój portal internetowy xp.pl sp. z o. o. może wprowadzić i reprezentować (w formie prasy internetowej i nie tylko). Nie po to ta spółka została założona, żeby najbardziej podstawowych rzeczy w swej działalności operacyjnej nie mieć, jak np. normalnego dostępu do Internetu. Przecież tu nie chodzi o jakieś jednorazowe doedukowanie kogoś czy nawet zaprezentowanie dodatkowych dowodów, których by mu może bez tego brakowało, tylko o stałe monitorowanie stanu polityki i konfrontowanie polityków z realiami panoszącego się zła, w tym w dziedzinie uczciwości postępowań prawnych, i zwalczanie fałszerstw wyborczych i sondażowych, bo obecnie to już przede wszystkim do tego sytuacja się sprowadza, i o pomoc w organizowaniu nowej polityki i protestów społecznych, które doprowadziłyby do upadku dotychczasowej. Tutaj rola uczciwych mediów w obronie demokracji jest nieoceniona, porównywalna tylko z rolą związków zawodowych, choć w sumie to i tak jeszcze ważniejsza. Dalej: nie ma na razie miejsca, gdzie o sprawie w ogóle można dyskutować. A szkoda. Bo tutaj jest pole do ścierania się poglądów i krystalizowania się wizji Polski, jakiej chcemy, i takiej, jakiej nie chcemy. Dalej: załóżmy, że przychodzi pora na założenie nowego ruchu społecznego (czy, w ostateczności, ale to na razie raczej przegrane, partii politycznej; ewentualnie można by jakąś kupić i co najwyżej to rokuje perspektywy) – a przychodzi. Co w takim razie robić, skąd brać ludzi, jak organizować struktury i jak prezentować się na zewnątrz? Oczywiście, przede wszystkim przez Internet. Także i tutaj jest więc potrzeba tego, czego macie ochotę mi odmawiać. Przy tym lepiej, żebym porządny dostęp do Internetu miał ja i żebym to ja hostował stronę tak ryzykownego projektu, a nie np. jakiś Wasz kolega, już choćby z tego oczywistego względu, że w takim razie nic mu nie zrobią, tj. nie będzie represji politycznych, tylko co najwyżej przeciwko mnie mogą się zwracać, a ja to już i tak jestem na represje wystawiony i gotowy (choć też nie przesadzałbym tutaj w oczekiwaniach, pamiętajmy, że nawet i Tuska czy innych można pomówić). Dodatkowo, nie doceniacie faktu, że rekrutacja na rynku pracy też jest dosyć kontrolowana przez spółki, które kontrolują portale z ofertami pracy. W przypadku moich ofert bodajże stosowano moderację nadsyłanych ofert pracy (tylko zgaduję, ale wiele na to wskazuje) i w efekcie pisali przede wszystkim ludzie pod wpływem mafii. Natomiast gdybym mógł udostępnić stronę www własną, przez którą należy nadsyłać CV, może miałbym wreszcie ten problem z głowy.

    Być może moje strony da się oglądać z poziomu web.archive.org i to to Was zwłaszcza zniechęca. "Po co ryzykować dla zapewnienia twojej stronie widoczności w Internecie, skoro i tak ją widać za pośrednictwem tego archiwum?" – To bardzo proste: z 2 powodów. Oba są mniej więcej równie ważne. Po pierwsze, jeśli moja strona działa tylko z poziomu archiwum lub czegoś podobnego, to żeby kogoś na nią zaprosić lub szerzyć o niej wiedzę nie wystarczy proste powtórzenie adresu, nie wystarczy np. samo kliknięcie opcji "Lubię to" czy "Share" w serwisie społecznościowym (na co może jego admini w swej łaskawości pozwolą), ale trzeba zrobić coś trudniejszego i bardziej wymagającego: opowiedzieć całą historię o tym, że w Internecie jest taka stronka web.archive.org (w tym: jak ten adres się pisze, bo to przecież niepolskie słowa) i że ona pozwala oglądać zachowane w przeszłości kopie innych stron, i że tam trzeba wpisać taki-a-taki adres i wybrać kliknięciem najnowszą wersję strony (albo zamiast tego: znaleźć w Internecie np. mój kanał na YouTube i z jego linków kliknąć któryś tam), co oczywiście "kosztuje" znacznie więcej czasu i fatygi i na to już tylko nieliczni się zdobędą. Bo co do zasady wszyscy przecież identyfikują i rozpowszechniają strony www po ich adresie i to jest proste, zrozumiałe, nie wymagające wyjaśnień i jakże wygodne zarówno dla reklamującego, jak i dla zapraszanych gości, podczas gdy adres+jakaś tam jeszcze dodatkowa informacja o koniecznych specjalnych sposobach odwiedzania to jakieś kuriozum i od tego w praktyce, np. w razie stosowania bilbordów (chyba nie ma przeszkód, wynajmowałem je nieraz już w czasach, gdy już była tortura), liczba gości spadnie ponad 10-krotnie(!). Po drugie: jeśli moje (później nawet nasze, tj. jakiejś organizacji) zasoby są dostępne tylko jako migawki, to odpada cały walor dostępu na żywo polegający na możliwości serwowania treści dynamicznych, tj. na bieżąco generowanych server-side (po stronie serwera), mogących być w dodatku modyfikowanymi także przez użytkownika (gościa zewnętrznego czy przeze mnie) w dowolnej chwili. Oznacza to gigantyczną wręcz utratę funkcjonalności – dobrej, pożytecznej funkcjonalności. Przykładowo, pomarzyć już tylko w takim przypadku można o tym, że mamy u mnie swobodne, niemoderowane, niezmącone żadnymi obawami (co do np. zamknięcia go za chwilę czy wycieku imienia i nazwiska) forum dyskusyjne. Główny zaś problem, jak to już teraz widzę, w takim przypadku to brak możliwości stosowania przeze mnie powiadomień PUSH, zaliczanych właśnie do treści dynamicznych na serwerze. Powiadomienia "push" są to takie wyskakujące z przeglądarki jednorazowe powiadomienia w formie krótkich komunikatów potencjalnie z małym obrazkiem ilustrującym (takie powiadomienie może wyskoczyć nawet w czasie robienia innych rzeczy czy chodzenia po zupełnie innych stronach internetowych, tak więc strona będąca źródłem powiadomienia bodajże może nawet nie być wtedy otwarta w przeglądarce), za pomocą których webmasterzy mogą użytkownikom, którzy się na to zgodzili, sygnalizować określone sprawy (nawet chyba, do pewnego wprawdzie tylko stopnia, "na żywo", jeśli w danej chwili ci użytkownicy mają włączoną przeglądarkę internetową). Jest to jak widzicie po tym skrótowym objaśnieniu technologia mająca gigantyczny wręcz potencjał, a to ze względu na połączenie całkowitej anonimowości (gdyż do mojego serwera docierałby w praktyce tylko adres IP Waszego operatora łącza internetowego, z tzw. CGNAT-u, którego nikt nie może zamieniać na personalia klienta wobec braku podstawy w postaci trwającego postępowania karnego, no i u mnie to jeszcze jakiś tam kompletnie anonimowy identyfikator gościa pozwalający powiązać to też w statystykach z innymi wizytami, np. na stronie głównej bandycituska.com) i bardzo skutecznego powiadamiania (i tym samym też koordynowania w dobrej sprawie) mas ludzkich, którego nie sposób przeoczyć. Jest to też od strony technicznej niezwykle proste do wdrożenia i zaoferowania, po prostu rzecz tylko w tej łączności. Takie powiadomienia z uwagi na swe ww. właściwości – one wraz ogólnie z całą moją stroną internetową bandycituska.com, także portalem xp.pl oraz możliwością wstawiania tam artykułów, opisów, publicznego informowania na forum internetowym itd. – stanowiłyby w praktyce taki bardziej optymalny, powszechnie dostępny i po prostu mający potencjał skutecznie podbić serca Polaków substytut zrzeszenia wolnościowych związków zawodowych (w którego tworzeniu nie mam jak na razie żadnego powodzenia, w tym przez brak aktualnych kontaktów), albowiem dużo prościej i "bezkarniej", bez widma jakichkolwiek potencjalnych reperkusji, zapisać się do powiadomień PUSH, co mogłyby zrobić miliony Polaków, niż zapisywać się do jakiegoś związku zawodowego, co do którego wiadomo, że walczyłby z polityką podsłuchowego antychrześcijańskiego pseudodemokratyzmu. To drugie, czyli te związki zawodowe – metoda dobra w czasach PRL – to dziś chyba rzecz sporo trudniejsza do zorganizowania, zwłaszcza na skalę wielu milionów ludzi, skoro trafia się formalnie do jakichś dokumentów, co oznacza wyciek informacji o członkostwie (podczas gdy w Internecie macie szansę być autentycznie anonimowi i tak najprawdopodobniej będzie, nawet bez stosowania jakichkolwiek środków ochrony anonimowości, wbrew kłamstwom rozsiewanym może przez Waszego szefa), np. po prostu przez samo radarowe (czy komputerowe-"kontrolooperacyjne") odczytanie ich, co w praktyce nie byłoby pewnie dla władz żadnym problemem. Gdy zapisujecie się do związku zawodowego, to jesteście w tym trochę nadzy, trochę to jest dostępne ewentualnemu prześwietleniu, a ponadto nie macie rękojmi, że szefostwo będzie porządne i będzie walczyć o co trzeba, no i przede wszystkim jest problem braku pożądanej dobrej koordynacji na szczeblu centralnym, nakierowanej na poprawę sytuacji politycznej. Gdy natomiast jesteście po prostu zapisani do moich powiadomień "push", to koordynacja ludności na gigantyczną skalę wręcz z samej istoty tej metody byłaby nie tylko możliwa, ale wręcz osiągnięta, przy zachowaniu braku jakichkolwiek obaw o siebie po stronie zapisanych. A zatem bardzo szkoda, gdy się mi taką opcję działania w polityce i gospodarce odbiera.

    Toteż, podsumowując tę sytuację, potrzeba zapewnienia mi niekontrolowanego dostępu do Internetu – do czego droga oddolna prowadzi niemalże w sposób konieczny przez społeczne dopomaganie w identyfikowaniu problemów – jest wręcz oczywista. W sam raz nadaję się do troski o przyzwoitość w polityce i gospodarce, w odróżnieniu pewnie od tych wszystkich oferowanych Polsce "liderów" i protoliderów. Każdy rozumie, że jestem niezależny, nic mi nie wiadomo, by np. mojego brata, który jest zresztą na kierowniczym stanowisku gdzieś tam, ktoś naciskał i groził mu wyrzuceniem, jeśli ja coś zrobię, nigdy mnie o tym nie informowano, rodzice są na emeryturze, wujostwo też z różnych przyczyn mam z głowy, toteż myślę, że w odróżnieniu od innych mam potencjalnie z uwagi na sytuację osobistą i rodzinną pełne pole do działalności pozbawionej obaw i skrępowania. Szkoda to zaprzepaszczać i dołączać do frontu wsparcia cenzury i tortury.

  10. Wspomniałeś coś o serwerach VPN i związanym z tym oprogramowaniem w rodzaju TunnelBear. Pracodawca głosi wersję, że w Internecie zawsze można namierzyć konkretną osobę i że mnie znajdą odpowiednie służby, jeśli będę tobie pomagać. W związku z tym czy te rozwiązania na pewno zapewniają anonimowość w dziedzinie adresu IP i nienamierzalności miejsca pochodzenia ruchu i tożsamości użytkownika?

    Zdecydowanie tak. Wystarczy zawrzeć połączenie w programie do obsługi VPN i od tego czasu wszystkie czynności internetowe wykonywane w Windowsie czy Linuksie idą trasą przez VPN, co zapewnia anonimowość (można sprawdzić na www.whatismyip.com). Na jednym serwerze VPN (zwłaszcza w przypadku tak znanych providerów, jak TunnelBear, to się samo przez się rozumie, przy czym niektórzy inni jak np. ProtonVPN pokazują nawet, w ilu procentach "wolne miejsca" dla podłączających się użytkowników są już zajęte) zawsze jest jednocześnie wiele użytkowników, tu nie trzeba godzin szczytu. Ruch tych użytkowników miesza się ze sobą na serwerze w sposób nie zostawiający śladu (on jest tylko chwilowo trzymany w pamięci operacyjnej serwera VPN). Z punktu widzenia stron www widać tylko adres IP serwera VPN. Nie jest w żaden sposób rejestrowane, które podłączone do VPN-a IP wykonało połączenie pod jaki adres docelowy (np. strony internetowej) — ani też nawet ogólnie, z jakimi adresami docelowymi się łączono — taka to jest technologia. Najprawdopodobniej też — ale tego to już nie gwarantuję, tym niemniej niektórzy providerzy w swych publicznych deklaracjach nawet piszą bardzo wyraźnie "we keep no logs" — nawet nie są zapisywane adresy IP osób, które do VPN-a w ogóle się podłączyły, wraz z momentem czasu, w którym to nastąpiło. Nawet zaś jeśli to jest rejestrowane, to jak już powiedziałem nie wynika z tego żadna informacja o tym, co robiliście, a ponadto takie logi (zapisy w rejestrze) o tym, z jakich IP w ogóle byli członkowie takiej sieci VPN, tak czy inaczej byłyby dość szybko kasowane. Miesiąc to już jest wyjątkowo dużo, jako że standard w branży (vide konfiguracja tzw. logrotate) to np. 5-7 dni.

    Twoje połączenie z serwerem VPN jest zaszyfrowane w taki sposób, że nikt poza Tobą i tym serwerem nie może znać przesyłanych tym kanałem treści — w tym adresów, z którymi się łączysz. (Wynika to z wykorzystania rozwiązania matematycznego zwanego szyfrowaniem asymetrycznym — epokowego wręcz wynalazku z XX w.) Czyli pa pa obawy w rodzaju "operator telekomunikacyjny podsłuchuje i wychwytuje lub rejestruje ciekawe treści" (zresztą — analogicznie — już samo stosowanie HTTPS zamiast HTTP zapewnia to bezpieczeństwo). Wyjątek stanowią przypadki, gdy ktoś akurat włamuje ci się do procesora np. falami (wówczas może podstawić ci specjalnie dobraną tzw. entropię), ale z tym Ty jako zwykły szary człowiek nie będziesz mieć problemu. Oprogramowanie klienckie VPN zna certyfikaty (a więc i klucze publiczne) serwerów, do których się łączy, więc przechwycenie i podsłuchiwanie Twoich połączeń z VPN nie wchodzi w grę.

    Jako ciekawostkę mogę podać, że niektórzy providerzy — ale to już ci odpłatni — oferują usługę typu double VPN, tj. tunelowanie wygląda tak: Ty <-> pierwszy serwer VPN <-> drugi serwer VPN <-> Internet. W takim układzie pierwszy serwer VPN wewnętrznie nawet nie ma jak widzieć, co robisz, bo to idzie w postaci zaszyfrowanej do drugiego, zaś drugi nie ma jak widzieć, z którego adresu IP przychodzi ruch. W takim przypadku sam to namacalnie odczuwasz, ten podwójny charakter VPN-a, jako że łączysz się pod jedno IP (w jednym kraju), a ruch do Internetu — jak sobie możesz sprawdzić, np. na www.whatismyip.com — widać jako przychodzący z innego IP (w innym kraju). Dla nich to żaden problem taka konfiguracja, bo to nie są oszuści.

    Te firmy (zagraniczne rzecz jasna — nic mi nie wiadomo o jakichś polskich w tej branży) z tego żyją, że anonimizują ruch, i nikt się nie skarży — i wg mej wiedzy informatycznej (zrobiłem na tym kierunku studia z wynikiem bdb, już abstrahując od tego, że programować zacząłem w wieku ok. 6 lat i spędziłem życie przed komputerem, mam 25 lat doświadczenia w technologiach internetowych) nie ma żadnego zagrożenia, że jakiś ślad będzie, że to ta-a-nie-inna osoba pisała.

    Tak swoją drogą po upływie roku nie da się znaleźć konkretnego klienta firmy telekomunikacyjnej na podstawie adresu IP, choćby nawet był znany. Prawo telekomunikacyjne zobowiązuje je do kasowania tych danych po upływie roku. Ale to już tak nawiasem mówiąc. Jest jeszcze taka myląca kwestia, że — jak niektórzy słyszeli — Prawo telekomunikacyjne głosi, że operatorzy telekomunikacyjni są zobowiązani przechowywać dane o końcowych punktach połączeń itp., ale to jest nie o tym. To jest zwłaszcza o telefonii, a jeśli o Internecie, to po prostu o zestawianiu połączenia (np. ADSL-owego) z ich centralą. Jeśli chodzi o adresy IP, do których połączenia wychodzą z Waszego IP (w tym przypadku — widać będzie tylko adres IP VPN-a), to one nie są na żadnych routerach u operatora internetowego magazynowane. Wg mojej wiedzy. Router (a już na pewno ten Wasz domowy) to nie jest urządzenie w rodzaju rejestrator monitoringu, do zbierania i magazynowania na bieżąco olbrzymich ilości danych. Miałem jakąś tam styczność z takimi urządzeniami na studiach. Dodatkowo, ruch internetowy dzieli się na połączeniowy i bezpołączeniowy, przy czym o czymś nieopartym o żadne połączenia ustawa milczy (wczytajcie się w te paragrafy — tylko tam mowa o połączeniach), zaś typowo z VPN-a korzysta się właśnie przez technologię bezpołączeniową (UDP, a nie TCP). Last but not least, nawet, gdyby te dane o zestawianych połączeniach były, to to nie jest dramat i nie ma żadnej wartości dowodowej.

    Nie dowierzasz, że w tych wszystkich różnych firemkach dostarczających serwery VPN na jednym serwerze są jednocześnie setki użytkowników? No cóż, statystyki tak pokazują ("zapełnienie" serwera wyrażane jest w procentach, przy czym są serwery, że jest to np. 67%, są, że 66%, są, że 72%, czyli to jest z dokładnością do 1%, czyli na pewno łączna liczba miejsc to co najmniej setka). Jako ciekawostkę podam statystyki nie jakiejś tam jednej firmy, tylko ogólne — co do ogółu populacji:

    Asian countries with around 30% of internet users, while Europe and North America have a significantly lower VPN usage percentage, averaging around 17%.

    (https://zoogvpn.com/zlog/wp-content/uploads/2019/03/aa-2.png)

    Jasne? Aż 17% internautów w USA czy Europie korzysta z VPN-ów! Czyli w sumie całe grube miliony ludzi (np. Europa to pół miliarda ludzi)! Nie sądzę, że to jest fałszywa statystyka. W Polsce pewnie mniej, ale w krajach bardziej rozwiniętych, gdzie nawet emeryci zwykle są internautami, tych użytkowników VPN-ów pewnie tyle jest czy nawet troszkę więcej, żeby dorównać temu wynikowi w statystykach. Można tam pewnie popytać wśród znajomych i się potwierdzi, bo lipne statystyki byłyby kompromitacją, kłamstwo ma krótkie nogi.

    Toteż bardzo polecam — śmiało i bez obaw korzystajcie. Te firmy z tego żyją, że zapewniają anonimowość i nie zapisują żadnych logów (nie rejestrują sobie danych o połączeniach), zwykle nawet mają to "na plakatach".

    Niektóre nawet należą do ogólnie znanych marek w Internecie, np.

    ProtonVPN- do firmy ProtonMail.com udostępniającej bezpiecznie szyfrowane konta e-mail(nie widać na dysku maili i nie da się podejrzeć bez hasła, a hasła ta firma nawet nie zna),

    FastVPN- do znanego taniego rejestratora domen .com i innych "NameCheap" czy z kolei

    HideMyAss(bardzo dużo serwerów, 290 lokalizacji, w tym w jakichś egzotycznych krajach)- do producenta programu antywirusowego i rozwiązań z dziedziny bezpieczeństwa informatycznego Avast (pewnie słyszeliście o takim programie).

    Ja tu tylko dodam, że wspomniany przeze mnie program TunnelBear i jego serwery macie za darmo, do iluś tam danych przetransmitowanych w ciągu miesiąca (chyba 2000 MB), co w praktyce pozwala na używanie go tylko od święta, a nie non stop. (To nie jedyny darmowy, jest też np. vpngate.net organizowany przez uniwersytet japoński, z różnymi krajami do wyboru, ale trudniej się tego używa i zwykle część serwerów nie działa. Darmowy jest też VPN dostępny z poziomu przeglądarki internetowej Opera.)

    Tu jeszcze 1 przykład: windscribe.com (jeden z tych mniej znanych dostawców usługi VPN, bo są liczni dużo bardziej popularni). Na stronie listuje bodajże 134 serwery. Ile na nich w sumie użytkowników (wg https://windscribe.com/status/)? W tej chwili 203.366, przepływność (użycie łączy) w sumie 111 Gb/s (gigabitów na sekundę). Zarejestrowanych użytkowników ponad 81 mln.

  11. Jakoś trudno mi uwierzyć, że w dzisiejszej dobie te firmy od VPN-ów itp. nie mają układów z rządem.

    No cóż, jakiś tam układ np. w sprawie remontu mieszkania i zapisania się na Facebook i osłaniania go wśród ewentualnych pracowników mogą mieć, choć to też nie gwarantuję, przecież można odmówić i pewnie niektórzy odmawiają. Ale to w ogóle nie o tym, o co Ci chodzi. Główny przedmiot działalności jest tym w moim najgłębszym przekonaniu nietknięty. Żeby to uzasadnić, wyjaśnię Ci jedno. Prezentujesz zupełne nieporozumienie co do sposobu działania organów ścigania i służb specjalnych. Ich działanie nie polega co do zasady — są oczywiście wyjątki — na tym, że psują dobre publicznie dostępne usługi i towary. Co do zasady nie o to chodzi, ponieważ dla nich to żaden problem wziąć konkretnego człowieka — o którym wiadomo, że w jakiejś tam chwili jest w jakimś miejscu lub przynajmniej często tam bywa (jak to jest w przypadku mieszkań) — na obserwację. I wówczas widzą w ogóle każdy jego ruch, słyszą każde słowo, mogą podglądać mu ekran poprzez odbieranie odbiornikami promieniowania elektromagnetycznego fal, które się emitują przy zmianach napięć na przewodach doprowadzających kolory RGB czy sygnał cyfrowy monitora do odpowiednich elementów (które to zmiany cyklicznie miliony razy na sekundę następują w ramach tzw. odświeżania ekranu); też mogą zacząć mu przechwytywać i podsłuchiwać łącze, a także włamywać się do procesora. Służby to w ogóle od tego zaczynają, od obserwowania ludzi i pomieszczeń. Z kolei organy ścigania jak chcą rozpracować jakieś np. forum karderskie (forum ludzi dokonujących internetowo złodziejstw we współpracy w jakichś szajkach internetowych), to tam się zapisują jako pozorni członkowie i próbują wejść w relacje innymi kanałami. Adresy IP tu są akurat najmniej pomocne — zwykle to jakiś Tor lub VPN. (Oczywiście są też inne metody namierzenia konkretnych zamieszanych, np. różne ich słabości takie, jak np. miłostki — byli partnerzy donoszący na Policję — czy np. częściowe ujawnienie jakiejś prawdy w tytułach przelewów lub przy okazji procedur Know Your Customer w ramach AML-u, czyli zwalczania prania pieniędzy, które zawsze jest kwestią przy zarządzaniu kapitałem i wpłacaniu go do banku lub inwestowaniu w różne aktywa, itp.) Gdy uda im się wejść w odpowiednio bliską relację, to już dalej tradycyjnymi metodami śledzenia konkretnego człowieka rozpracowują sprawę dalej i docierają do kolejnych członków, itd. W ogóle tutaj nie jest tak bardzo potrzebne blokowanie czy też łamanie uczciwości usług zapewniających podstawową anonimowość w Internecie (tj. w kwestii adresów IP). Byłaby to zresztą dla konkretnej firmy niewątpliwie totalna hańba i koniec biznesu w branży, z rekomendacją "wilczego biletu" od użytkowników. Finalnie, nie zapominajmy też o ważnym elemencie tej układanki polegającym na tym, że państwa nie są aż tak strasznie totalnie i kompletnie zdeterminowane i poświęcone idei schwytania absolutnie każdego przestępcy. Jeśli działa w białych rękawiczkach, a przy tym kompletnie nie zostawia śladu i nie daje się złapać, to przy zachowaniu zasad przyzwoitego milczenia na ten temat i stosownych jakichś zastępczych wyjaśnień na temat pochodzenia kapitału może niech sobie żyje bez problemu, czyż nie? Po co aż tak wszystko dobre psuć; anonimowość ma też swoje dobre konsekwencje. W każdym razie śledzenie dotyczy jednostek, nie ogółu. Natomiast osoby takie, jak Ty, zaliczają się do tłumu, do tych 99,999% ludzi, którzy nie są w tej chwili na obserwacji. W związku z tym nic Ci nie grozi, żadna identyfikacja.

  12. Powiedz (kompletnie się na tym nie znam), ten osławiony "adres IP" to jest jakoś na stałe przypisany do mojego komputera i on mnie identyfikuje czy to jakoś inaczej jest?

    Nie. Oczywiście też to jest możliwe, a ściślej, można mieć nie adres IP, tylko klasę (przedział) adresów IP — ściślej to nie dla siebie, tylko dla swojej organizacji — ale to wymaga zarejestrowania się i złożenia odpowiedniej prośby w organizacji, która się nazywa RIPE (jest też kilka innych). Zwykłych śmiertelników zdecydowanie to nie dotyczy, nie masz adresów IP oficjalnie na siebie zarejestrowanych, to jest raczej dla serwerowni i firm działających w telekomunikacji. Ty adres IP dostajesz od dostawcy połączenia internetowego, czyli np. Orange, UPC itp. Zależy on od niego i przynależy do jego klas adresacji, a zatem gdy np. jesteś w domu i masz łącze UPC, to masz adres IP w ramach klas adresacji UPC (on może być następnie też przedstawiony jako jedna z niezliczonych subdomen w ramach domeny chello.pl, bo prawie zawsze takie adresy mają swoje odpowiadające im domeny, UPC po dziś dzień stosuje dla wszystkich *.chello.pl, a Orange — dawna Telekomunikacja Polska S.A. — *.tpnet.pl), natomiast gdy pójdziesz np. na Dworzec Centralny w Warszawie i tam sobie siądziesz z głową w kapturze i popracujesz przy laptopie, korzystając z tamtejszej sieci WiFi, to masz adres IP przydzielony przez operatora telekomunikacyjnego (np. TK Telekom) dworcowi. On nie identyfikuje Ciebie, tylko to miejsce i ogół jego użytkowników w ogólności. W dzisiejszych czasach z wyjątkiem bardzo nielicznych przypadków stron internetowych, które działają po protokole IPv6 (zwłaszcza te duże — Google, Facebook), adres wykorzystywany to adres typu IPv4 i on jest z puli CGNAT (rodzaj tzw. NAT-u), co oznacza, że jest współdzielony przez wielu użytkowników i w sumie to nawet co połączenie z jakąś stroną, to mógłby być inny adres dla Ciebie, nie jest to nielegalne — wprawdzie może przez rok jest trzymane, z którego ty korzystałeś w danym czasie, przez danego operatora telekomunikacyjnego, ale dane osobowe nie podlegają przetwarzaniu z byle powodów i byle kaprysu.

    Krótko mówiąc, zwłaszcza w publicznych hotspotach (a są one w każdej restauracji; te blokowe mają fajne normalne polskie łącza) nie ma absolutnie żadnego bezpośrednio dostępnego lub dającego się odpowiednio w tym kierunku przetworzyć śladu po tym, że to akurat Twój komputer a nie jakiś inny komputer korzystał z Internetu.

    Tak poza tym są wspomniane rozwiązania zapewniające anonimowość, w tym Tor Browser oraz VPN-y (informatycy znają i stosują jeszcze trzecią opcję — tzw. proxy).

  13. Super — ale jak mam pisać raporty (choćby z użyciem narzędzi ukrywających pochodzenie ruchu internetowego), jeśli w tym celu musiał(a)bym najpierw wejść na tę twoją stronę www.bandycituska.com, a ja właśnie nie chcę tego robić? Jak może wiesz szef w pracy tego zabrania i grozi, że jeśli się będę włóczyć po takich miejscach, ujawniających dane o jego grupie przestępczej, to zostanę namierzony(-a) i wywalony(-a) z pracy. A z kolei przez bardziej anonimowe sposoby dostępu do Internetu niż zwykłe typowe łącze ta strona pewnie działa, np. sam przyznajesz w Internecie, że działa przez Tor Browser, więc nie ma podstawy do napisania raportu.

    No cóż, te pogróżki tworzą oczywiście jakieś wyzwanie dla mojego projektu, tym niemniej sytuacja nie jest taka beznadziejna, że na stronę w ogóle nie wolno Ci wejść, "bo będzie źle", bo już inaczej zaraz problemy. Nie zauważasz 3 rzeczy:

    • Na tę stronę i tak na pewno codziennie próbuje wejść wielu Polaków, bo w rzeczywistości ja nie jestem osobą tak zupełnie anonimową, nieznaną szerzej, a więc jakimś "zwykłym szarym człowiekiem". To byłoby zwykłe kłamstwo. Przykładowo, na moim oficjalnym kanale YouTube jest 90 stałych subskrybentów, a treści stamtąd oglądało wiele wiele razy więcej ludzi (pewnie co najmniej w dziesiątkach tysięcy) — dla porównania, wieloletnia prezenterka Panoramy p. Kielczyk ma u siebie na YT o ile pamiętam tylko niespełna 2x więcej, mniej niż 2x więcej. Czemu w ogóle mam ten ruch? Bo nie wszyscy się boją. Do tych, co się nie boją, zaliczają się osoby, których pracodawca nie dał się skorumpować, a także ci na górze, niezbyt w ogóle podlegający jakimś skargom (bo i do kogo?), np. przedsiębiorcy (są w niemal każdej rodzinie), jak również różni dyrektorzy, niektórzy emeryci i młodzież (kiedyś na pierwszej z brzegu odwiedzonej uczelni kilkoro studentów wpisało mi się z danymi osobowymi na listę poparcia utworzenia partii Piotra Niżyńskiego), a nawet szeregowi agenci (zresztą zasugerowani mi wersję, że telewizja pozwala im nawet wejść na mój blog, jeśli jest on w danej chwili blokowany, a wynikła taka potrzeba, na zasadzie tymczasowego odblokowania go, a to poprzez skontaktowanie się z nimi — przydatne np. dla katalogów stron www, firm reklamowych itp.). A zatem, powtórzmy, nie wszyscy się boją i liczne wejścia czy raczej próby wejścia mają miejsce każdego dnia. I nikt z tym nic nie robi. Nikt tych ludzi nie prześladuje, nie szuka, nie namierza. Więc po co się krępować? Giniesz w tłumie i tyle.

    • Część wejść może też być na zasadzie omyłki, jakoś przypadkowo, tj. bez zamiaru oglądania "treści zakazanych" . Co za tym idzie czepianie się ludzi za to tylko, że odwiedzili stronę bandycituska.com, byłoby przesadą. Całkiem niewinne to może być. Przykładowo, taka sytuacja: "pewnie syn lub córka weszli (choć prosiłem, by tego nie robić)".

    • W tym swoim rozpędzeniu w kierunku tego, że na pewno żyjemy w państwie totalnie mafijnym i wszystko opiera się na zakulisowych układach i prawo jest w tym mało ważne, zupełnie pomijasz ważne i znaczące przeszkody prawno-prestiżowe — przede wszystkim kwestię ochrony danych osobowych (i prywatności) po stronie operatorów telekomunikacyjnych, co zalicza się do kwestii ich prestiżu i dalekosiężnych celów biznesowych (rozwój marki). Sam adres IP nic nie znaczy, operator (np. Orange czy UPC) musiałby dopiero poszukać i sprawdzić, kto z niego korzystał, a bez podstawy ustawowej to jest przestępstwo. Nawet Policja nie ma żądnego szybkościowego sposobu na sprawdzenie tego, kto używał danego IP, nie ma do tego żadnego paneliku szybkiej obsługi w Orange'u czy UPC, tylko wysyła formalne pisma (oni albo prokuratura) ze zwolnieniem z obowiązku zachowania tajemnicy i żądaniem przekazania danych, z powołaniem się na konkretną sygnaturę akt dochodzeniowo-śledczych. Nikt natomiast nie dopuszcza się przestępstwa nielegalnego przetwarzania danych osobowych u takich operatorów ani nie daje do tego narzędzi (pomocnictwo) — to byłby skandal i kwalifikowałoby się to do zabezpieczenia dowodów i ewentualnie, w razie problemów w pracy spowodowanych odmową wykonania polecenia kryminalnego i antyeuropejskiego, do procesu w sądzie pracy, gdzie wszystkie brudy wywleczono by w aktach, które następnie jeszcze bezproblemowo można sfilmować i pokazywać innym (praktycznie zawsze na to pozwalają, mam w tym bogate doświadczenie, a już na pewno na fotografowanie — ale i z filmowaniem praktycznie na pewno nie byłoby problemu).

      Last but not least, telewizja przyznaje mi (głosowo — spikerzy) otwarcie, że nie ma w ogóle takich procedur jak namierzanie, co konkretnie za osoba chodziła mi po www. A oni są dobrze zorientowani nie tylko w swej firmie, ale też w ogóle w całym tym planie korupcyjnym dla biznesu.

      Jak więc widzisz, w praktyce bez względu na słowa szefa i całą tę paranoję i pogróżki nic Ci nie grozi za chodzenie po stronie bandycituska.com. Ewentualnie możesz okazać trochę powściągliwości w kwestii dokładnego oznaczenia w raporcie czasu, kiedy tam wchodziłeś(-aś), bo inaczej to już faktycznie blisko stąd do po prostu podania swego domowego adresu IP (telewizja przecież podsłuchuje serwer i widzi połączenia).

      Jeśli mimo wszystko boisz się sprawdzać sytuację z łącza domowego czy komórkowego, to sprawdź w jakimś otwartym punkcie dostępowym do Internetu na mieście (hotspot, np. w restauracji, dworcu, galerii handlowej) — co jest najzupełniej anonimowe — lub choćby przez jakieś VPN-y (zwykle jeden dostawca usługi VPN, nawet darmowej, daje do dyspozycji wiele różnych serwerów rozlokowanych w różnych krajach). Może chodzi ci po głowie, że ja sam mógłbym to zrobić, po co mi pomoc społeczna. Nie mógłbym, szczegóły dotyczące mojej sytuacji (podgląd ciała, pomieszczeń i ruchu — oczywiście bezkamerowy, bo to są rozwiązania "echelonowe", tj. wliczające się do globalnego tzw. ECHELON-u — jak również ciągłe dyktowanie i dlatego, w efekcie, podsłuchiwanie tematu myślenia, bieżących konkretnych zamiarów, mianowicie nasuwanych przekazem podprogowym szeptanym) wykluczają miarodajność takich eksperymentów, bo po prostu będą wyłączać ewentualne blokady na czas sprawdzania przeze mnie sytuacji.

  14. Ta moja firma to jest jakiś zupełny gang, całościowo; przy monitoringu robią wszyscy, oczywiście proponują pracownikom dodatkowe zadania dot. podsłuchu w telewizji, a jak ktoś nie chce tak otwarcie, to jeszcze proponują kryminalizację i też za dodatkowe pieniądze, ale z dla niepoznaki opłaconym podatkiem (+ kamuflowanie obecności takiego pracownika na grupie Facebooka). Rzekomo 90% pracowników jest w jednej lub drugiej opcji, normalnych (porządnych i po katolicku postępujących) rzekomo prawie w ogóle nie ma. Ja te wszystkie oferty kryminalne dot. łamania praw człowieka zawsze odrzucam, ale tak czy inaczej oni żądają od każdego zeznawania na ewentualnym śledztwie wg odgórnie narzucanych kłamliwych formułek, na co ja się wstępnie zgodziłem(-am), bo chcę tam pracować — przecież nie mogę pyskować przyszłemu szefowi. A zatem boję się ewentualnego śledztwa, że zrobią ze mnie osobę mającą na koncie udział w gangu.

    To jest nieporozumienie. Jak najbardziej możesz się przyznawać do takiej sytuacji i nic Ci nie zrobią (a już na pewno, jeśli ja będę rządził). Na zeznaniach nie może być zatajeń, więc jeśli do takiej sytuacji dochodziło, to po prostu to przyznaj. Formalnie rzecz biorąc zgoda na przyszłe przestępstwo w ramach zorganizowanej siatki i zmowa w takim temacie podpada pod art. 258 o udziale w gangu (pewnie prawnicy tak by to zakwalifikowali — bo jest zmowa co do popełnienia przestępstwa czy nawet ogólnie jakichś tam różnych przestępstw, nadająca się do przypisania do tej całej istniejącej grupy zorganizowanej), ale Ty nie popełniasz przestępstwa udziału w gangu (Twoja zgoda kreuje tzw. czyn zabroniony, wg prawa karnego, lecz nie przestępstwo, więc to jeszcze nie ma żadnego praktycznego znaczenia) z uwagi na niską szkodliwość społeczną takiej zgody pod naciskiem wyrażonej przy rekrutacji do pracy / w dobie pierwotnego werbowania agentów / kiedyś tam później, np. w 2013 r. (vide art. 66 k.k. przewidujący brak wyroku skazującego w takich sytuacjach — jest tylko umorzenie — pozostajesz oficjalnie niewinny/a) oraz przede wszystkim z uwagi na działanie w obronie zagrożonego dobra w postaci prawa człowieka do niebycia dyskryminowanym w życiu gospodarczym: — tj. po prostu po to, żeby mieć pewność, że Cię nie wyrzucą z pracy (brak przestępstwa tutaj — a to jest jeszcze lepsza podstawa, bo tutaj to nawet sądu nie ma, po prostu prokuratura nie oskarża — wynika z art. 26 § 1 k.k. w zw. z art. 32 ust. 2 Konstytucji).

    Jeśli więc z Twojej strony padła tylko wstępna zgoda, jakieś tam może wręcz tylko mruknięcie "ok", a potem będziesz zeznawać prawdziwie, to nic Ci nie grozi i o nic Cię nie oskarżą. Jeśli nawet w zamian za zgodę na kłamstwa jakieś tam korzyści ci zapewniono, podwyżkę na przykład, to i tak masz szansę nie skończyć z wyrokiem, tylko sąd Ci to umorzy, ale to już oczywiście mniej komfortowa sytuacja (najważniejsze to w takim przypadku jednak koniec końców zeznać prawdziwie). Nie bój się o organy ścigania, że źle ustalą różne tematy, że źle określą, czy jesteś niewinny czy też zamieszany, bo tam są świetni profesjonaliści i one mają dostęp do ogromnej ilości danych z całego kraju (w tym powinny się znaleźć dane o charakterze źródłowym) i potrafią ustalić prawdę. a w razie czego można jeszcze mieć w nią pewien wgląd — w tę obiektywną rzeczywistość — przy pomocy wariografu.

  15. No dobrze, ale przynajmniej w moim przypadku ww. to była oferta za kasę i dobrowolna.

    To jest lipa zastosowana po to, żebyś wierzył(a), że jesteś również winny(-a), co sprawia, że bardziej identyfikujesz się z gangiem i go osłaniasz. W rzeczywistości tradycja stojąca za tym całym spiskiem politycznym — jak wyraźnie świadczą poszlaki — kładzie nacisk na 100%-owe zakłamanie sytuacji (a zatem osoby nie wchodzące w taki układ nie znajdą pracy), w związku z czym Twoja postawa (z wyjątkiem tego ślinienia się do kasy!) była tą właściwą, mimo że takie układy kryminalne są tak w ogóle to naganne i stanowią czyn zabroniony. Gdybyś nie zgodził(a) się na tę ofertę, szef pewnie za jakiś czas ponownie wziąłby Cię na rozmowę i raz jeszcze zapytał, czy aby na pewno nie chcesz zdecydować się na taką współpracę. Jeśli dalej "żelazna dziewica", której zdecydowanie ma nie być albo ma to być jakiś przypadek 1 na 100, to wkrótce został(a)byś zwolniony(-a). W tej całej polityce pracodawców chodzi ściśle o zbieranie haków i terroryzowanie, sugeruję nie ufać, że są jacyś niezamieszani w ogóle. Wiem, że to trochę może też zależeć od przebiegu werbunku, ale raczej jest dążenie do "zeroemisyjności" na dole.

    Powyższego oczywiście niech nikt nie myli z jakimś już z góry (bez państwowego wezwania) chodzeniem na Policję za kasę po to, by złożyć zawiadomienie (albo pisemne do prokuratury) i coś tam przy okazji już z góry nakłamać, bo to jest karalne, choć akta po jakimś czasie niszczą (z przedawnieniem to nie byłbym już takim optymistą, ale dowód z zawartości akt — treści zeznania może przepaść).

    Jest jeszcze taka sprawa, że ustawili Wam orzeczenie Sądu Najwyższego pod to, żeby była u was omerta w tym temacie, ma ono sygnaturkę opartą na kolejnych cyfrach 5, 2, 1, jak pieniążki-monety, bo korupcja może być jego symbolem. Zdecydowanie jest to politycznie ustawiona sprawa, co każdy widzi. Nie polecam kierowania się jego tezą (że rzekomo, w rażącej sprzeczności do litery prawa, można kłamać w zeznaniu w obronie własnej; powtarzam, zeznaniu — podejrzany to zeznań nie składa, a organy ścigania mają obowiązek uczynić podejrzanym każdego, co do kogo jest uzasadnione podejrzenie, że popełnił przestępstwo, więc to nie jest tak, że agenci mają się przyznawać). Ja stoję na stanowisku, że ci, co się zgodzili na fałszywe zeznanie za kasę, postąpili bardzo nagannie, ale póki co jeszcze żadnego przestępstwa nie popełnili, choć jest to bodajże wg tez orzeczniczych i formalnie rzecz biorąc czyn zabroniony udziału w grupie przestępczej. W związku z tym nie można zasłaniać się tym, że Wy po prostu jesteście podejrzani albo powinniście być podejrzani o popełnienie przestępstwa, albo że zatajając tę sprawę działacie broniąc się przed odpowiedzialnością karną. Odnośne orzeczenie SN jest rażąco niepoprawne, lipa praktycznie na pewno politycznie przygotowana i za kasę, zaś sama tylko "obawa" co do odpowiedzialności karnej wg treści ustawy to nie powód, by zatajać prawdę lub mówić nieprawdę — wolno co najwyżej powiedzieć, że coś tam jeszcze było, ale odmawiam złożenia zeznania. Tym niemniej w Waszym przypadku jest to zbyteczne, bo — powtarzam — tutaj nie dojdzie do skazania, a nawet sprawy nie skierują do sądu, z wymienionych 2 przyczyn w prawie mających oparcie.

  16. A nie sądzisz, że ludzie chcą tej kasy za zeznania i chcą też likwidować kary więzienia? Z tego powodu aż wolimy trzymać cię z dala od rządzenia!

    No cóż, jeśli to o tym płaceniu za kłamanie na śledztwie, to po pierwsze odnotujmy to oto. Kasę dla tych dobrych może dawać co najwyżej państwo (ustawowe rekompensaty pracownicze za naruszenie prawa człowieka do równego traktowania i niedyskryminacji — art. 32 Konstytucji RP). Pracodawca nic Wam nie da, bo inaczej byłaby to defraudacja (inaczej mówiąc: przywłaszczenie, czyli przejmowanie majątku w tym przypadku osoby prawnej bez podstawy prawnej) i przede wszystkim niegospodarność, zaś po Waszej stronie — w efekcie tego — przyjmowanie korzyści z przestępstwa (czyli przestępstwo z tego samego paragrafu, co i pranie brudnych pieniędzy).

    Natomiast co się tyczy ewentualnego "wybawiania z opresji", bo może w takie tematy uderzano (też i tak mogłoby być), to jeśli odpowiednie osobniki zasługują na kary więzienia, w oczach uczciwego sądu, to powinno być Wam po prostu wstyd to zakłamywać. Co do możliwości zrealizowania kar nie byłbym wcale już z góry sceptyczny i defetystyczny. Ten ściśle temat jest też poruszany na podstronie mego bloga o projekcie politycznym "Walka o Polskę" (www.bandycituska.com/pcdw, wejście przez Tor Browser raczej działa).

    Może myślicie sobie mniej więcej tak: "obecnie ci ludzie [tj. agenci] są zamieszani tylko w kwestię inwigilacji, czyli jakiegoś głupiego śledzenia, jopienia się i odzierania z prywatności — to jest średnia wina — natomiast jeśli ci pomożemy, to udowodni to, że szpiegując twój komputer pomagają też w wykopywaniu cię z Internetu i tłumieniu twego głosu, co jest już konkretną pomocą udzielaną katowi i będzie pewnie odpowiednio surowiej ukarane, jako że to jest już w ogóle szczebel wyżej pod względem naruszanych praw człowieka". Otóż nie, wg moich najlepszych i naprawdę wszechstronnie zbieranych i poddawanych uważnej analizie informacji, co do zasady nie jest tak, że oni są zamieszani tylko w śledzenie, a w torturę nie — tyle, że ten temat się bodajże kamufluje (aczkolwiek może ci z pierwotnego naboru, gdy jeszcze tortury nie było, i tak o tym słyszeli, nawet ci niezamieszani, tj. np. z pokolenia rodziców). Pisałem o tym na forach dyskusyjnych, patrz ich lista na www.pastelink.net/contacts, gdzie można też znaleźć ze 2 dowody (bardzo wyraźna poszlaka heurystyczna + świadek). O ile mi wiadomo ich współpraca z TV w zakresie zapewniania poprawnego namierzania mnie na radar jest tak silna, że bodajże każdorazowo nie tylko przy wejściu, ale też przy wyjściu (choć tego pewnie nie widzicie, bo nie ma Was przy tym i zapisy są dokonywane w innym miejscu, w dodatku widocznym tylko z innego konta), ma miejsce owo sygnalizowane sytuacji telewizji. Jest to bodajże — jak można przypuszczać po wstępnej diagnozie sytuacji w kraju i przeanalizowaniu różnych spójnie i wyraźnie przemawiających danych — jedna wielka wspólna "telewizyjna grupa przestępcza" trudniąca się z samej swej zasady przede wszystkim dręczeniem mnie i osaczaniem, i blokowaniem wolnej ekspresji w Internecie (podobno zamieszana też bywa w prowokowanie zabójstw medycznych czy ustawianie sądów i orzeczeń sądowych), nadto remontowaniem nieruchomości pod radio grające i podprogowe sterowanie myślami, a w dalszej perspektywie też fałszowaniem wyborów i sondaży, co oczywiście tylko nielicznych dotyczy (w tym zaś niewątpliwie pomocny jest popsuty takimi winami status obywatelski członków tego gangu). Toteż naprawdę ten 1 detal o cenzurze Internetu nie jest tutaj taki kluczowy, jako "jedyny ślad" na jakiś wyższy stopień bycia zamieszanym.

    Zresztą sami się zastanówcie (abstrahując już od dowodów, jakie można znaleźć na wspomnianych forach). Gdyby do zadań agenta nie należało samodzielne identyfikowanie mnie w budynku, w tym mojego wejścia i wyjścia, to po co w ogóle oni by mnie podsłuchiwali? A chyba to robią. W każdym razie mają, o ile się nie mylę, odpowiedni sprzęcik do tego. Przecież to niepoważne tyle przestępstw podsłuchowych popełniać zupełnie bez sensu i niepotrzebnie, i jedynie po to, by bardziej być przestępcą. To by nie miało sensu. Otóż jasne jest, że podsłuch jest od tego, by umieć odróżnić na słuch przebywanie na dworze od przebywania w mieszkaniu, a także by umieć rozpoznać na słuch (np. na podstawie trzaśnięcia drzwi wejściowych i ustania hałasu ulicy) moment wejścia do budynku (dzięki czemu można przyjrzeć się obrazom z kamery w tym momencie), i by ćwiczyć się w tym i wdrażać te umiejętności. Oczywistym poniekąd więc wydaje się to, że oni mają mnie sami identyfikować i namierzać. Bo najpewniej po to właśnie podsłuchują. A przecież można by sobie tę całą sprawę inaczej wyobrażać (jest to też bodajże wersja prostytutek i przedsiębiorców): że oni nic nie robią, tylko wpatrują się w ten czat na Facebooku i wtedy, gdy tam ktoś z TVP prosi, by w tym czy innym budynku połączyć się przez program do kontroli operacyjnej, zrobić to. Mogłoby to się odbywać w ten sposób, a tak nie jest — czemu? Oczywiste: bo chodzi o to, że sama telewizja mogłaby być zawodna, w związku z czym bezpieczniej dublować jej robotę i samemu rozpoznawać obecność człowieka w budynku, ba, ogłaszać ją, i współpracować w tym z telewizją i wspierać ją.

  17. Załóżmy, że kazano mi wyremontować mieszkanie, przy czym powiedziałem zgodnie z rzeczywistością, że ono nie jest moje i obecnie nie mogę tego zrobić, natomiast obiecuję wyremontować mieszkanie w przyszłości, jeśli będę na swoim. Też mi to poczytają za przestępstwo i że jestem jakimś politycznym gangsterem czy żołnierzem grupy przestępczej?

    Tak, jak w przypadku kwestii z punktu 12, i w wielu innych tego typu przypadkach (nie mylmy tego z kwestią ściśle pracy podsłuchowej, bo tu już raczej problem dostrzegam, choć jest gradacja i na początku bardzo niewielki), samo słowne przyjęcie na siebie takiego kryminalnego zadania do wykonania w przyszłości (czy: takiego "zobowiązania") w rozmowie z pracodawcą, dotyczącego Waszego w sumie to życia prywatnego, z uwagi na jego bardzo wyraźny nacisk nie powinno być traktowane jak przestępstwo udziału w grupie przestępczej przez to, że zachodzi wspomniany kontratyp "stan wyższej konieczności" / "usprawiedliwiony błąd co do stanu wyższej konieczności" (art. 26 § 1 k.k. / art. 29 k.k.), a to przez wzgląd na to, że są to tylko słowa ("powiedzieć to różne rzeczy można"), czyli szkoda minimalna, najmniejsza możliwa, a po drugiej stronie na wadze jest przecież bardzo istotne też dla człowieczego losu (jak to pewnie postrzegacie, choć to praktycznie w 100% przypadków nieprawda) ryzyko utraty pracy, zważywszy na, załóżmy, kategoryczne tutaj deklaracje i nakazy ze strony szefa. To to chyba każdy rozumie, że porównanie dóbr prawnie chronionych tak tutaj wypada; mniej więcej podobnie Wam powie każdy prawnik. Ja od siebie dodam jeszcze, że nie chodzi tu tylko o kwestie prawne, tj. ściśle czy jest przestępstwo, czy go nie ma, a co najwyżej (bezkarny) "czyn zabroniony", ale też i o potencjalny spór co do ustalonego stanu faktycznego sprawy i potrzebę określonego jego rozstrzygnięcia, jako że w takiej sytuacji – gdy w żaden sposób kryminalne zamiary i uzgodnienia nie zostały potwierdzone czynem, a jedynie oskarża Cię jeden czy dwóch bandziorów z grupy tych, co to najniżej w hierarchii osób zamieszanych nie są i mają szansę swoje odsiedzieć, i mogliby też Cię po prostu nie lubić, a odmówienie im wiarygodności nie wyrządza jakiejś istotnej szkody interesowi wymiaru sprawiedliwości – istnieje łatwe do zrozumienia ryzyko czy to blefu, czy pomówienia: bardzo prosto jest kogoś pomówić, a z drugiej strony przecież sytuacje w rodzaju nawet aż "dwóch na jednego" to chleb powszedni w organach ścigania i co rusz są jakieś tego typu np. rozboje czy kradzieże z włamaniem. Toteż trzeba umieć wyważyć właściwie interes i zarówno z przyczyn prawnych, jak i dotyczących ustalonego stanu faktycznego, nie powinno to być przedmiotem oskarżeń. Ani nawet dociekań, jako że jest to być może na tyle powszechna sprawa, a wina na tyle mała, że choć co do zasady poprzez same słowa nawet jeszcze bez jakiegokolwiek pierwszego czynu jak najbardziej można się zapisać do gangu, to tutaj nawet do oskarżenia się taki detal nie kwalifikuje, jeśli by nawet szczerze i z chwilowo występującym zamiarem zrealizowania tak powiedziano, z uwagi choćby na art. 66 k.k.

    Toteż na pewno możecie na mnie liczyć w temacie poparcia braku ścigania takiego "problemu", jak ww.

    W ogóle jest jeszcze jak wiadomo ta cała kwestia wciągania ludzi w remonty, jak mi wiadomo to bodajże zwłaszcza za czasów AWS-u i SLD (tak?) masowo naciskano na nie w odniesieniu do remontowania bloków, podczas gdy w przypadku domów wystarczy, że będą wobec mnie zamknięte i niedostępne (a więc i ukryte w obrocie nieruchomościami bezpośrednim), jeśli nie są wyremontowane (to to tak w ramach tych antychrześcijańskich nacisków, wrogich miłosierdziu). Przyznaję, iż przypomina ta sprawa nieco wymuszenie rozbójnicze, tylko oczywiście o ile rozbójnik grozi śmiercią, to tutaj problem jest dużo mniejszego kalibru, stricte gospodarczy, więc o ile co nieco osoby zamieszane same też są pokrzywdzone, że w takie dziadostwo je wciągnięto i psuto im też kraj w ten sposób i stan demokracji w kraju, to nie nazywałbym tego stanem wyższej konieczności i odpowiedzialność za przestępstwo formalnie rzecz biorąc jak najbardziej tu powinna być możliwa, jeśli ktoś remontował "dla telewizji". Można oczywiście rozważać jakąś totalną amnestię dla wszystkich, którzy zrobili takie remonty – obawiam się, że do tego dojdziemy, bo po prostu tak totalnie wszyscy będą to wymuszać, w sposób najzupełniej bezczelny i bezbożny, na zasadzie poniekąd wymuszenia rozbójniczego względem mnie: "albo zdradzasz ojczyznę i wszędzie głosisz, że w problemach nie ma remontu i nawet śledztwa tu nie robimy, albo mmy cię tak totalnie w nosie, że w ogóle zmiataj nam z oczu" – ja tego pomysłu totalnej amnestii w tej chwili nie popieram, bo postąpiono moim zdaniem wyraźnie niewłaściwa i alternatywa jak najbardziej była, i nic by za to pewnie nie zrobili, bo trudno robić jakieś tam przetasowania na rynku pracy względem co najmniej jednej trzeciej społeczeństwa (jak to powinno być odnośnie protestów), no i jestem zdecydowanie na zbyt wczesnym etapie swej jakiejś ewentualnej politycznej kariery na jakieś ostateczne deklaracje w temacie zwalniania kogoś z odpowiedzialności, jakiej prawnie powinien podlegać, no ale w każdym razie ta opcja jest na stole, a polityka demokratyczna jak wiadomo ma wiele wspólnego z poszukiwaniem kompromisów i koalicji. W ogóle zresztą demokratyzmu nie można zdradzać, gdy się jest na górze, bo to naruszenie art. 2 Konstytucji. W każdym więc razie może ewentualnie w przyszłości o tym porozmawiamy, ja tu na razie jedynie wskazuję, że trudno za problemy własne przez siebie spowodowane ze swym mieniem i własnością – i to mieniem "prywatnym", tj. niepublicznym i praktycznie zawsze jedynie rodzinie pokazywanym – karać pozbawianiem wolności, jeśli tu nawet nie chodzi wyraźnie o jakąś torturę/wsparcie prześladowań politycznych, bo do jedynie źle zarządzanego mienia (podobnie też np. kradzieży cudzego) w oczywisty sposób pasuje kara w mieniu, tj. po kieszeni, można to tak postrzegać, póki tematy tortury czy udziału w gangu politycznym są na boku, generalnie to widełki i przedział opcji są tutaj pomiędzy bardzo rygorystycznym nomen omen "oko za oko, ząb za ząb", co jest bardzo radykalne (obejmuje to podejście, że "skoro już była tortura, a i tak ktoś zrobił remont prywatnego mieszkania, tworząc warunki dla ataku na osobę, to sama kasa tematu remontu nie załatwia", natomiast generalnie przed torturą to jest wyraźnie problem finansowy), a totalną amnestią, co z kolei oznaczałoby bardzo niepedagogiczne, szkodliwe i przekreślające szansę na właściwe ukierunkowanie obywateli wzruszanie ramionami na te bardzo fundamentalne i potencjalnie groźne i szkodliwe problemy o charakterze ustrojowym z polityką, w tym polityką gospodarczą (bo to tym, takimi problemami, skutkuje takie przejmowanie wszystkich nieruchomości przez mafię i Wasze zgadzanie się na to, i na opieranie się później na "pleckach" w mediach i u polityków – tym, tj. problemem z ustrojem z art. 2 Konstytucji, bardzo przecież pozytywnym, oraz też, uprzednio, co godzi w prawa człowieka i tej demokracji fundamenty, tragiczną przecież możliwością dowolnego dręczenia ludzi lub manipulowania nimi, w tym tzw. elementem przywódczym, kluczowym we wszelkiego rodzaju protestach – a to jeśli tylko uda się uzyskać zakneblowanie dziennikarzy, które to zakneblowanie zawsze jeszcze w ustroju kapitalistycznym wobec wszechwładzy w społeczeństwie wszelkich spółek i firm może raz po raz się zdarzać i udawać). Toteż ja wolałbym uniknąć totalnej amnestii, bo to niszczy oddolny opór przed różnymi bardzo złymi zjawiskami, opór oddolny, który w istocie jest na wagę złota (bo o ile na górze zawsze dosyć łatwo może nastać sytuacja, że jest źle, np. szefowie firm są na lewych dowodach osobistych itp., i potem ich znaleźć nie można, "zapadł się taki człowiek pod ziemię", albo są to staruszkowie po 70-ce i nie dożyją przemian, albo jeszcze co innego, np. poprzez przymus aparatem represji prawnokarnych lub zgoła nielegalnych się ich wciągnie, to właśnie na dole w porównaniu z tym, czyli na samym dole piramidy społecznej wśród szerokich mas, jak najbardziej jest szansa, że złe projekty napotkają skuteczny opór i po prostu nie przejdą, nie uda się ich zrealizować), ale ta opcja amnestii tak czy inaczej jest na stole, nic na to nie poradzę. Ja generalnie to niemal w każdym co istotniejszym temacie popieram odmienne podejście (ale oczywiście podporządkuję się demokracji, ba, mogę nawet być na górze jako premier, załóżmy, a i tak może nie być śledztwa, żadnego, w temacie telewizji, jeśli ludzie wyraźnie są przeciwko temu – cóż, trzeba się też wsłuchiwać w wolę ludzi, zwłaszcza bardzo zdecydowaną), popieram mianowicie, że jak jest przestępstwo, to niech będzie skazanie, zawsze, w każdym przypadku, bo czemu miałoby nie być takiego dokumentu (czemu? na zasadzie autoafirmacji zamieszanych "bo ja to nie jestem przestępca"? przecież obciachowe i nonsensowne...), a nawet i niech będzie jakaś kara, choćby nawet to symboliczne 1000 zł (co, nawet tyle nie możecie dać – np. nawiązki na moją rzecz – za swoje przestępstwo, które szkodę, w tym szkodę w Waszej postawie poprzez napełnianie jej różnymi niebezpodstawnymi obawami, jak najbardziej Polsce i drugiemu człowiekowi wyrządza?? kpina, absurd, że ktoś nawet tysiąca zł nie może dać). Oczywiście konkretne kwoty itp. to już do rozważenia.

    Natomiast niewątpliwie to jedno, co napisałem na https://zrzutka.pl/z/nizynski, mogę tu przytoczyć, obiecać i oczywiście będę w tym konsekwentny, tj. można i w tym na mnie polegać: to, iż ktoś teraz, gdy już (wiele lat temu zresztą) zrobiła się tortura dźwiękowa przeciwko mnie, nie próbuje jakoś cofać remontu w odniesieniu do jego mieszkania prywatnego (a nawet mogę rozważyć podobną kwestię w odniesieniu do jakichś małych przedsiębiorców z budyneczkami przyulicznymi, opcje takie są na stole, choć generalnie to już jest jakieś tam konkretne zło), to jest temat wprawdzie kryminalny, wina tu może być, ale to do oczywistej amnestii, z czym chyba każdy się zgodzi i ja tu nie jestem jakiś inny. Nikt nie cofa takiego remontu, wiedząc, czym on skutkuje, pewnie nie ma ani jednej nawet osoby w całej Polsce, która o czymś takim myśli (skąd wnioskuję, że gdybym był na Waszym miejscu, niewątpliwie też bym miał takie podejście), a już zwłaszcza w przypadku mieszkań nowo zbudowanych już w takiej formule nikt się za to nie zabiera, toteż zostawmy ten temat, bo ani nie ma robotników fizycznych umiejących i chcących się tym zająć, ani u Was nie ma zgody na te problemy z dziedziny budowlanki i pomocnictwa względem telewizji, tylko po prostu co poradzić (co oznacza brak zamiaru, a zamiar jest wymaganym elementem tego rodzaju przestępstw), ani też nie jest to sprawa wolna także i od kontratypu stanu wyższej konieczności z uwagi na grożące spore straty finansowe (gdy tymczasem przecież to państwo powinno pokryć koszty naprawienia tego, co z pomocą Polaków samo zepsuło; zresztą to się być może powinno hurtowo robić w odniesieniu po prostu do zasilania budynku i ewentualnie na klatce schodowej, podczas gdy poszczególnych mieszkań raczej nie ma sensu remontować na zasadzie wyciągania z nich tych dodatkowych drągów). Toteż — może z wyjątkiem tych, u których ja byłem lokatorem, bo to to już powiedzmy problem jest, że człowiek jest katowany, a zostaje to kompletnie o**ane, może jeszcze za kasę — również i w tym temacie od strony prawnej jak najbardziej można liczyć, że zapewniłbym, by organy ścigania nie zwracały się przeciwko Wam mającym takie podejście w związku z niecofaniem remontu mieszkania prywatnego, czyli przeciwko temu, przeciwko komu nie powinny.

  18. Obowiązek zawiadomienia o przestępstwie jest czy go nie ma?

    Nie ma kary za brak zawiadomienia z wyjątkiem kilku przypadków wyliczonych w art. 240 § 1 k.k. (i wtedy brak donosu to jest przestępstwo), w 99% można to dla uproszczenia podsumować słowami "gdy jakaś krew się leje/polała" (w przenośni). Ponadto powiedzmy sobie uczciwie — sądzę, że odsetek przyjmowanych do pracy ludzi, którzy biegają na Policję w związku ze sprawą podsłuchową, niemal na pewno nie przekracza 10% (obstawiam jeszcze sporo mniej). Ma to jakieś swoje znaczenie.

    W przypadku osób pracujących jako funkcjonariusze publiczni obowiązek donosu jest teoretycznie obłożony sankcją taką, że zawsze to jest przestępstwo nie zawiadomić, jeśli sprawa ma związek z pracą, ale to jest tylko szkółka bardzo elementarna i w praktyce też do "uwalenia" z uwagi na (powtórzmy, bo to analogiczna sprawa) małą czy wręcz (jak mniemam) znikomą szkodliwość społeczną (niedonoszenia przeciwko grupie przestępczej do grupy przestępczej, zwłaszcza wobec braku możliwości odwołania się do sądu od odmowy śledztwa w takich przypadkach — bo odwołać się może tylko zawiadamiająca osoba pokrzywdzona) oraz z uwagi na słusznie upatrywany (co najmniej jako wysoce prawdopodobny) stan wyższej konieczności związany z potrzebą utrzymania zatrudnienia.

  19. W Polsce jest bardzo dużo ludzi na Facebooku, w 2023 r. (czy 2024) jeszcze strasznie przybyło, podobno teraz ponad 80% populacji. Nie uważasz, że to dlatego? Może szef ich naciskał, by założyli konta, pewnie też ponawiając przy tej okazji pogróżkę, że jeśli nie zdamy egzaminu z lekceważenia ciebie, niepomagania ci i ogólnie niechrześcijańskiej postawy w tym całym temacie korupcji, to zrobi zakład pracy tylko dla agentów, a całą resztę wywali.

    Jeszcze raz powtarzam — lipa. (A nawet raczej jeszcze coś więcej — świadome bezczelne łgarstwo! Oni to pewnie mAją zapisane przy tej okazji w odpowiednim dokumencie komputerowym od Microsoftu z instrukcją szkolenia personelu — straszyć tym, ale tego nie wdrażać.) Wiem, że taka jest polityka, a poza tym tak nakazuje chłodna kalkulacja — nie wdrażać tej groźby.

2 miesiące później
  1. (kontynuacja odpowiedzi)

    W mniejszym stopniu, ale też, jest to jasne co do samego tylko pomysłu "wywalenie wszystkich (odpowiedzialność zbiorowa), bo nie da się namierzyć sprawcy" (pomysłu już nawet abstrahującego od jakichś zmian co do wewnętrznej polityki). To jakieś szaleństwo i nikomu się tego nie będzie chciało wdrażać w praktyce (zresztą niech nawet będzie, że "raczej" nie). Fałszywą i stanowiącą kolejny chwyt poniżej pasa jest również teoria o jakimś papieżu niszczącym drogocenny papirus kompromitujący chrześcijaństwo i o związanym z tym (jakże "katastrofalnym" oczywiście, bo to przecież świata przed C14 nie było…) nieodwracalnym przepadku upragnionych rzekomych korzyści dla międzynarodowego ruchu ateistycznego (jeśli ktoś chce się zniżać do takich nadziei i pragnień). Ot po prostu wszystko to są tzw. "strachy na Lachy", nawet specjalnie takie pojęcie ukuto na tę okazję — wiadomo, co ono oznacza (i zresztą to nie jedyny przypadek, gdy ezoteryczne idee o tej sprawie przejawiają się w języku i mądrościach narodu, zaobserwowałem takich wiele — podobnie np. frazeologizm "wszystko gra", dziwnym trafem tylko w Polsce taki ukuto już dawno temu, jakkolwiek z kolei Amerykanie mają swoje "stay tuned"… — aczkolwiek nie mam tego wszystkiego zanotowanego, więc nie wyliczę bardzo wielu takich przypadków na wyrywki, ale oto jeszcze kilka przykładów: np. "13-ego w piątek" odnośnie śmierci w aspekcie religijnym, tu: śmierci Jana Pawła II, w 9666-ym dniu pontyfikatu w 1300-nym dniu licząc od zamachu na WTC i Pentagon i w 8-mą rocznicę uchwalenia obecnej polskiej Konstytucji, "Polak, Węgier 2 bratanki", "łyknął to/łyknąć temat", "mieć czegoś po dziurki w nosie", "kto się czubi, ten się lubi", tylko akurat odwrotnie, "wilczy bilet", "nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka" [por. też: osoba "zaszczuta"], "nie śpij, bo cię ukradną", "propaganda sukcesu", "nie bądźmy świętsi od papieża", "ecie-pecie w toalecie", "s*ać na coś", "nas*ane w głowie", "przes*ane" [ale to to wulgarne i dla prymitywów], "zakała" [jak np. w wyrażeniu "chcesz być zakałą naszej firmy?"], "kto nie będzie ojca i matki słuchał [tradycyjne wartości zakorzenione też w religii], ten będzie »psiej« skóry słuchał", plus minus, rzecz jasna, ale mówią przecież np. "będzie(sz) psiej skóry słuchał", "chłopiec do bicia", "bij i poniżaj", "milczenie oznacza zgodę", patrz też goebbelskowskie "kłamstwo powtórzone 1000 razy staje się prawdą" odnośnie głodnych kawałków o zagrożeniu Polski, bo analogicznie można by też mówić w rodzaju "nie zakładaj firmy, nie zostawaj przedsiębiorcą, bo ci jeszcze zastrzelą całą rodzinę [np. konkurenci]"; można tu jeszcze dorzucić osławiony "wierzchołek góry lodowej", por. założyciel Facebooka, który zaczynał od skandalu ze ściganiem go kryminalnym w USA – Zuckerberg [góra cukru, słodkości]). Ten wątek strachów na Lachy w postaci rzekomo "zagrożonego papirusa" (takiego, co to podobno wyjaśnia wszystko raz na zawsze i ostatecznie, jak ten komputer Deep Thought z "Autostopem przez galaktykę"), którego los rzekomo wisi na włosku i zależny jest od jakiegoś tam drobiazgu w postaci wyższości informacyjnej (bo nawet nie religijnej) tego lub tamtego, czyli wyposażenia mnie bądź niewyposażenia w dowody, rozwińmy, bo może niektórych to interesuje. Na poparcie wersji, że jest to lipa, można silić się na przytaczanie różnych argumentów heurystycznych (np. z historii ksiąg sybillińskich, bo już najprędzej to o nich jest ta teoria Twojego szefa — zauważmy, że zgodnie z tą jego wersją już 2 razy miały one totalnie przepaść i 2 razy w rzeczywistości była to lipa, skoro mamy zabytek dowodzący spisku, stąd też sugestia, że i za trzecim razem też będzie to lipa: te 2 przypadki z 83 p.n.e. i 405 n.e. to jak z tymi tajemnicami z art. 265 k.k. — rzekoma tajemnica państwowa, "dobra dla Polski", którą moja strona rzekomo narusza, przy czym za pomoc z naprawą łączności grozi walka z legalnymi pracownikami — i z art. 266 k.k., tj. tajemnica służbowa, po czym typowo w trzeciej kolejności następuje temat papieża, obecnie jest to papież nr 267, symbolizowany przez art. 267 k.k. [par. 3] - "podsłuch": tj. podsłuch na starożytność, na początki chrześcijaństwa; nawet, co bardzo ciekawe i znamienne, liczby ww. co nieco pasują do siebie wzajemnie, tj. liczby dotyczące tajemnic do liczb dotyczących historii ww. ksiąg, jako że 265 to liczba 83 pomnożona przez ok. 3, a 266 to liczba 405 podzielona przez ok. 1,5, czyli też przez coś w rodzaju 3; dodatkowo, licząc lata od r. 83 p.n.e. jako pierwszego, rok 267 n.e. miałby nr 350 [bo 1 p.n.e. byłby to rok 83, a 1 n.e. — rok 84], które to 350 dobrze symbolizuje właśnie temat "trzeciej pogróżki jako niepewnej — ffty-fifty"; prawdopodobnie więc ktoś myśląc nad tymi tematami i pogróżkami przeanalizował historię i dostrzegłszy takie dane na wejściu, odpowiednio 3-punktowo opracował pogróżki i potem pod ten spisek nasze prawo karne — żeby dało się podnieść ludzi na duchu i odwieść od tchórzliwej aspołecznej postawy), przy czym najlepszy z tego typu argumentów poszlakowo-aluzyjnych, dających się sprawdzić rachunkiem prawdopodobieństwa, bardzo jasny i wyrazisty, pochodzi po prostu z wewnątrz samego Kościoła, na szczycie, czyli na poziomie papieża, z czasów współczesnych. Otóż jest tam taka maniera, że chcąc przekazać jakieś informacje, na które nie ma miejsca w ich oficjalnych dziennikach, bo mają z tym problem, upychają jakieś informacje ukradkiem w pozornie niewinnych sprawach (tzw. steganografia; jak gdyby przemycając je zasłaniając się też możliwością przypadku losowego) — i to takich, które widać na pierwszy rzut oka, bez jakichś bardzo pogłębionych analiz — np. w nazwiskach kardynałów. I tak: jest sobie np. od dawna afrykański kard. Kambanda ("banda od kamer"), kojarzący się ze straszną masakrą w Rwandzie (jak widać w miejscach, gdzie są kamery — bo nie tylko tam może być podgląd ekranu — problem jest poważny, ot taka sugestia), przy czym jego poprzednik na tamtejszej diecezji (poprzedni biskup) nazywa się Ntihinyurwa ("no cichy nie, k**wa!…") — czasy Jana Pawła II — i ma urodziny tego samego dnia, co ja. Żeby nie było wątpliwości co do interpretacji. Analogicznie jest też kard. Krajewski, co kojarzy się z moim pseudowierzycielem, w którego sprawie sądy notorycznie odmawiały mi uczciwego procesu i poprzestawały na nakazie zapłaty, który został wydany bez mojego udziału i w sprawie którego nie mogłem się odwołać (wysyłka pod zły adres). Ot taka kradzież, w efekcie straciłem ćwierć miliona zł, sądy zupełnie nierozumnie odrzucały najlepsze argumenty i dowody, że jest źle — mnóstwo tutaj wyszło na jaw kompromitacji sądownictwa cywilnego. (Zauważmy zaś, że warszawski Caritas mieści się na Żytniej 1 i jego działka przylega do skweru Wyszyńskiego, zaś przy jego budynkach jest rzeźba św. Faustyny z wielkim tekstem "TU cię wezwałem i przygotowałem wiele łask dla ciebie" — powiększenie liter moje.) Kolejny przykład ciekawego kardynała, o znamiennym nazwisku, to Ratzinger (późniejszy Benedykt XVI) — "Papa-Razzi", były nawet takie artykuły na pierwszych stronach gazet tuż po tym, jak go wybrano (czy jak kto woli "wybrano", bo 2 następców po JP2 już bodajże było z góry upatrzonych). Jan Paweł II też miał trafne personalia — Karol W…, jak cesarz roku 800 (bo pasuje na papieża roku 2000). I tak można by wymieniać dalej, np. obecny papież Prevost (jak "odwrotność ostatniego", ang. reverse + Ost.) z inicjałami RP (jak gdyby zamiast P…R właściwych dla końcowego podobno papieża Piotra — odwrotność takiej sprawy), co jak gdyby sugeruje, że Kościół papiestwa w każdym razie co najmniej póki co nie likwiduje, chociaż w sumie kto wie, co tam dalej jeszcze kiedyś nas czeka. I tak można by jeszcze wymieniać, by wybić komuś z głowy jakąkolwiek przypadkowość tej sprawy; np. zrobiono kardynała nazwiskiem Tempesta (co kojarzy się z nieintencjonalnymi emisjami elektromagnetycznymi komputerów — tzw. problem TEMPEST) w Brazylii czy w Polsce kard. Ryłko (jak marka okrycia stóp, czyli swego rodzaju osłaniania — stopy zaś mogą symbolizować szerokie dno piramidy społecznej). Wszystkie te nazwiska coś wyrażają i jest w nich ziarno prawdy, które się potwierdza (bo nie byłoby tego, gdyby nie było czegoś na rzeczy), przy czym każdorazowo (z wyjątkiem dosyć niepozornego kard. Prevosta) nie było to coś tego rodzaju, o czym by chciano mówić głośno czy wręcz dowartościować to aż tak, że daną osobę wybrać na papieża. I otóż w końcu chciałbym tu zwrócić uwagę na kardynała jednego z najbardziej wiernych Kościołowi krajów, w czołówce pod względem frekwencji — Republiki Środkowoafrykańskiej, nazwiskiem "Nzapalainga". Iga to takie imię (pseudoimię) charakterystycznej prostytutki, które mi się przewinęlo przed oczami (z — w ramach jednego jedynego wyjątku na cały serwis — odsłoniętą twarzą na fotografii), jako że zdarzało mi się widzieć (raczej tylko widzieć, bo ja to niezbyt korzystałem) takie ogłoszenia, w tym to właśnie. Podpowiedź dla Polaków: nic nie zapalamy i nie będziemy podpalać, prostytutko gospodarcza. Mianowany rzecz jasna decyzją papieża. Ale to to już dla bardzo religijnych, trzeba po prostu mieć poważnie miłość bliźniego na sercu, by takie wyznania w ogóle czynić i tym samym jakieś szkodliwe ploty choćby nawet tylko potwierdzać, że są. (Pewnie zaraz mi ktoś wytknie, że "cholera wie, czy Nzapalainga ma oznaczać »Nie zapala(m), Igo!«; może to N na początku ma oznaczać co innego, w tym nawet np. słowo »No«, co w praktyce prowadziłoby do wręcz przeciwnego znaczenia: **»**No [tak], zapala!", więc odpowiadam dla rozwiania wątpliwości. Tak, analiza heurystyczna pod kątem steganograficznie ukrytego przekazu potwierdza, że to o to chodzi, iż właśnie płomienie to w Watykanie nie mają żadnego poparcia. Jeśli mianowicie sprawdzicie datę urodzin tego kardynała, to jest to 14.3, czyli 73. dzień roku. Jest to przeciwieństwo czego (tj.: jak w tych memach czy tam symbolach liczbowych wyraża się coś przeciwnego)? Liczby 37 i podobnie daty 3.7 — odwrotna kolejność cyfr — z nią zaś związany jest przekaz historyczny "pożar w kościele": patrz kalendarium Wikipedii dla daty 3 lipca, rok 1905. Przeciwieństwo pożaru — tyle, jeśli chodzi o wydźwięk tej już na wieki trwałej decyzji.) W każdym razie, jeśli pamiętacie góralskie powiedzenie o 3 rodzajach prawdy ("święta prawda", "tyż prawda" i "g**no prawda"), powyższe "przecieki" (por.: "Vatileaks") w Watykanie najwyraźniej zaliczają się do tego drugiego rodzaju: "tyż prawda" (i analogicznie: "też to jest ważna osoba"). (Bo jest jeszcze taki możliwy atak na ten mój kontrargument, że ktoś przedstawiłby opaczne rozumienie pokazanej tu sytuacji, iż "okej, jest taki kardynał, ale to dotyczy tylko tego jednego jego przypadku — ten z RŚA nic nie spali — natomiast kto ci powiedział, że sam papież tu przedstawia jakieś swoje własne podejście? może nie o to tu chodzi". Jest to hipoteza błędna i błędny kierunek rozumowania. To nie jest o jednym kardynale, kimś więc niżej sytuowanym i nie rozstrzygającym ostatecznie, tylko o stanowisku papiestwa. To nie ma tak, że jest jeden wielki człowiek w Kościele — papież, a reszta to jakieś figury dużo mniejszego kalibru i to, co się w nich wyraża, jest bez znaczenia. Wręcz przeciwnie — skoro coś te decyzje personalne sugerują, to nie bez powodu. Zaś Franciszek jako papież znany jest z organizowanych przezeń synodów o synodalności. Jak gdyby chciał zakomunikować: "Słuchajcie, co mają do powiedzenia te postaci biskupów, kardynałów!".) Wróćmy jednak do tematu.

    Przyrost liczby kont na Facebooku m. in. polskim odnotowany w l. 2023-2024 (chyba rzędu aż 18%) wynika bodajże z tego, że nawoływano wtedy osoby już zamieszane, by założyły sobie dodatkowe konto, przy pomocy którego będą publikować zdjęcia ekranu, czytać komunikaty z grupy np. o moim wyglądzie i miejscu pobytu czy o planowanym mataczeniu, a także "uspołeczniać się" na czacie facebookowym na tej ich grupie (normalnie to by się wstydzili, bo jeszcze jakaś tam "Natalia w Lublinie to nigdy w naszej pamięci nie zginie", a tak to już na pewno chętniej — można się domyślać, że taka logika jest w obiegu). Oni tam bodajże mają czat, gdzie mnie mniej lub bardziej z zastosowaniem sporych zafałszowań sytuacji obmawiają (np. też wyrywkowo cytując jakieś wypowiedzi z olaniem kontekstu i dokładnej zwykle bardzo niewinnej treści) i uzgadniają różne sprawy koordynując masy, ale to już szczegół. Tak to wyglądało, może później sprzątną (czy już sprzątnęli) ślady tego nawoływania, ja tu nie jestem od bycia człowiekiem silnych przekonań w tych tematach, więc tylko tu napomknę, jaka może jest geneza tej sytuacji z Facebookiem. Człowiek zamieszany to może w ogóle OD NIEDAWNA typowo 2 konta, a nie 1. To pierwsze, na prawdziwe personalia (bo drugie jest na lipne) pewnie już od lat planowano usunąć z grupy tak, by przepychać wersję, że oni to się rzekomo z gangu wypisali (art. 259 k.k.), ba, nawet wysłali jakąś tam laurkę do Policji z opisem swoich zachowań w gangu, więc rzekomo za udział powinni nie odpowiadać (i tutaj teraz spór powinien być i opór społeczny przeciwko politycznie inspirowanym już chyba od lat 90-tych profesor[k]om od pisania w książkach, jak to nie ma państw prawa bez podtrzymywania wszystkich wcześniejszych praw nabytych — też pewne inne rzeczy tego typu nazmyślali, przyjazne gangom państwowym, jak np. o zaufaniu do państwa, do urzędnika, czy np. zdolna nieuczciwie przekreślić nieodpuszczające, rzetelne ściganie spraw politycznych teoria o prymacie zasady nazwanej "ne bis in idem", rzekomo wprost z art. 2 wynikającym lub z absolutnych konieczności dotyczących praw człowieka — i jak to likwidacja amnestii z art. 259 to rzekomo łamanie zasady lex retro non agit; może szykowano taki temat masowych wystąpień z gangu tymi oficjalnymi kontami, co potem nawet może jeszcze ma wybawiać od odpowiedzialności za główne, obecnie najcięższe gatunkowo przestępstwo na ich koncie (albo chociaż ją bardzo ograniczać lub wywoływać przedawnienie), przy czym zapowiadano, że nastąpi to wtedy, gdy wskutek przegranej sprawy o rzekome spowodowanie wypadku — a ogłaszano tu chyba już z góry ludziom na grupie, jak te skorumpowane sądy i biegli będą orzekać i że najpierw prawomocnie mi trochę darują, a potem się z tego wycofają po kasacji i będzie mi grozić wieloletnia hospitalizacja — zaczną mnie ścigać w Polsce listem gończym i ucieknę do odpowiedniego kraju rosyjskojęzycznego; zapowiadali bodajże, że po tej sprawie będzie rzekome wypisanie się, może też jakaś reforma ws. obecności danych osobowych na grupie, choć to w tej chwili tylko przypuszczenia). Krótko mówiąc, idzie o kreowanie lipy(?) o końcu udziału w gangu poprzez przeniesienie sprawy na, jak widać dosyć ewidentnie dorobione, konta na fikcyjne dane osobowe (dotyczy to też sędziów SN, którzy rażąco niesprawiedliwie orzekli przeciwko mnie, a teraz pewnie nie sposób nawet będąc na tym gangu facebookowym zobaczyć, że tam są lub byli). Nawet jeśli w pewnych rzadkich przypadkach szef prosił niewinnych o rejestrację na Facebooku, to nie sądzę, by miało to dalsze konsekwencje. Ta grupa to nie jest coś, co zamieszani lubią udostępniać poza gang, chyba że chodzi o najbliższych (a i nawet wtedy pewnie często nie). Na pewno się jej bardzo wstydzą. Wszelkie dzielenie się (choć nie jest zupełnie niezdarzające się) grozi przepadkiem ich najśmielszych marzeń co do różnych zafałszowań rzeczywistości.

    Na grupę podsłuchową facebookową zapisywać się nie wolno i jest to nawet karygodne, i opór oddolny przy takich sprawach jest jak najbardziej potrzebny. Podpowiem, że masowych zwolnień i masowych problemów na rynku pracy na tle kryminalnym oni nie chcą wdrażać. W związku z tym właściwa postawa to odmowa.

    Co się zaś tyczy "wilczych biletów" to faktycznie gigantyczna zglobalizowana grupa podsłuchowa na Facebooku może robić wrażenie i budzić obawy, że da się coś takiego przepchnąć (to co? w ogóle dożywocie będzie za chrześcijaństwo, pomoc uciśnionemu?), tam faktycznie pewnie jest większość polskich przedsiębiorców i różnych kierowników państwowych instytucji, ale nie zmienia to faktu, że nikt Cię nie zidentyfikuje, jeśli będziesz używać przeglądarki Tor Browser lub (bo to forum nie działa z Tora) usługi typu VPN (specjalny program zapewniający zdalne internetowe podłączenie się do jakiejś innej sieci, innego punktu podłączenia do Internetu, z samej swej istoty anonimowego; naprawdę znam się na sprawie i te programy przeznaczone dla serwerów VPN są tak napisane, że nie zostawiają żadnych — ale to absolutnie żadnych — śladów co do tego, kto co robił w Internecie). Strony internetowe udostępniające te możliwości znajdziesz bez trudu w wyszukiwarce, są to rozwiązania w pełni godne zaufania. Patrz też pkty II.3 i III.8 powyższego regulaminu.

  2. Pozwoliłem sobie wejść na tę stronę i przeczytać ten wątek regulaminowy, ale naprawdę nie mam powodzenia w zapraszaniu kogokolwiek tutaj, wszyscy się boją, wszyscy twierdzą, że cała telekomunikacja jest na jakimś totalnym podsłuchu (a la "globalny Echelon"), wszystko zostawia ślad i jeśli będą chodzić po takich stronach internetowych, to system to wykryje, telewizja ich zidentyfikuje i wywalą ich z pracy. Ponadto ludzie wzruszają ramionami albo np. nie dowierzają, że jest tak źle z mafią telewizyjną lub że cokolwiek można z tym zrobić, zresztą ledwo mam śmiałość z kimkolwiek o tym porozmawiać.

    Jeszcze raz powtarzam — to o wywalaniu z pracy za życie prywatne to totalna lipa. Po prostu zmyślona fikcyjna afera (mity nt. Echelonu), żeby Wam zamknąć gęby i odwieść od czytania i jakiejkolwiek łączności z autentycznie dobrymi ośrodkami.

    To jest takie wygodne pojęcie propagandowe "podsłuch" (odnośnie tego Internetu), bo kojarzy się z czymś, co do czego nie masz praktycznie możliwości wiedzieć, że jest (zwłaszcza w dziedzinie telekomunikacji), a zawsze jednak być może (taka jakby dogrywka, co do której zawsze może być tak, że została dodana), co ma wtedy daleko idące konsekwencje i w praktyce przekreśla jakąkolwiek prywatność, nienamierzalność, brak odpowiedzialności. Nigdy nie wiesz, czy jest podsłuch, a zawsze w sumie może on być. Tylko, że w tym przypadku — mam tu na myśli tę teorię o globalnie szpiegującym wszystkich systemie i zawierających dane o Tobie śladach po tym, co się robi w Internecie — jest to kompletnie oderwane od rzeczywistości i oparte na ignorancji. Można sobie podsłuchiwać wszystko i totalnie, a i tak nikt nie będzie wiedział, co robisz poprzez VPN-y czy Tor Browser. Już wspominałem o szyfrowaniu asymetrycznym (pkt III.8, akapit 2 odpowiedzi), to jest o tym sprawa, tzn. do tego się sprowadza bezpieczeństwo szyfrowania połączeń (i związana z tym niepodsłuchiwalność) między jednym a drugim punktem Internetu (taki detal przy negocjowaniu bezpiecznego połączenia TLS). Wy, jeśli się łączycie przez Tor Browser lub VPN, to nie widać, na jakie strony internetowe wchodzicie. Po prostu mi zaufajcie, bo przy takich poglądach jak wyżej zacytowane prezentujecie kompletną śmieszną niemal (bo Mariusz Max Kolonko był tutaj śmieszny) ignorancję informatyczną bluźniącą wiedzy naukowej informatycznej, jak i technicznej.

    Oczywiście, w teorii jeszcze mogłoby być tak, że oprogramowanie np. VPN czy Tor działające na serwerach samo specjalnie z myślą o czyhaniu na moich stronniów zapisuje dane, z kim się łączyliście i co robiliście. Tyle, że "co robiliście" odpada, bo właśnie połączenie z danym serwerem www i tak jest przez TLS (bezpiecznie szyfrowany kanał — tzw. HTTPS, może spotkaliście się z tymi znaczkami…), a z kim się łączyliście po prostu nie jest zapisywane — taka jest praktyka tego, jak to oprogramowanie jest zbudowane. Ma ono otwarty kod źródłowy i jest na bieżąco rozwijane, i naprawdę nikt nie jest takim totalnym zdrajcą, by je regularnie i systematycznie przerabiać i dostosowywać (przy każdej aktualizacji tzw. kodu źródłowego tego oprogramowania pochodzącej od jego producenta, bo zresztą ten tzw. kod źródłowy, czyli tekst pokazujący, jak działa program, jest publicznie dostępny). Idą Wasze pakiety w Internet z adresem IP VPN-a czy węzła Tora i nigdzie te pakiety nie są rejestrowane w sposób przypisujący je do Was. Nawet to, że w ogóle łączyliście się do danego VPN-a (tzn. raczej: ktoś z Waszym domowym IP), wśród co najmniej tysięcy innych Polaków naraz (polskie serwery wybierają głównie Polacy), raczej nie będzie nigdzie zapisane na dłużej niż kilka dni, a takie zapisy nie są nikomu udostępniane. Naprawdę tam są duże tłoki na serwerach, dziesiątki tysięcy klientów naraz nawet. Przytoczyłem wyżej statystyki, ile procent internautów w różnych regionach świata używa VPN-ów — to jest całkiem spory odsetek, nawet do ok. 20%. Czyli miliony w każdym kraju.

    Powtórzę na koniec, że rządom wcale tak nie zależy na tym, żeby nie było anonimowości w Internecie — wcale nie jest tak, że jakieś wielkie starania są w tym kierunku czynione, a serwery VPN to jak jakieś rejestratory monitoringu, co to wielkie ilości danych w każdej chwili zapisują. Najlepszym przykładem tego, jakie są kierunki polityki w tym temacie, jest powszechna dostępność tzw. hotspotów (otwartych, publicznie dostępnych punktów dostępu do Internetu bezprzewodowego). Nic Was tam nie identyfikuje, naprawdę. Niektórzy dostawcy hotspotów, np. (dziwnym trafem) CH Arkadia w Warszawie, oferują opcję z wpisaniem adresu e-mail. Można jednak wpisać fałszywy i nie jest to nijak weryfikowane, a jest też opcja wejścia jako gość na pół godziny.

    A zatem zainstalujcie sobie np. darmowy TunnelBear lub płatny FastVPN (chyba jedna z najtańszych opcji) i będziecie anonimowi w Internecie, i nie ma żadnych powodów do obaw. Co do sądów, bo tu jest też trochę w tle niechęć do mówienia o sekretach, to może niech Ci będzie, że wszystkie one są rządowe i przepojone korupcją, i że tam w teorii nawet najgorsze błędy prawne mogliby popełniać przeciwko dowolnej osobie — na zasadzie kaprysu despoty (zazwyczaj nie chcą tego robić, lubią błędy ograniczać tylko do rozumowania oderwanego od rzeczywistości i nierozsądnego, a to w dziedzinie oceny sytuacji i dowodów, czyli tzw. ustaleń faktycznych; w dziedzinie prawa wolą być porządni, żeby to nie urągało ich wykształceniu i długiej ścieżce kariery). Tylko po prostu te rządy na całym świecie nie są takie totalnie satanistyczne i odrzucające możliwość nawrócenia (ten polski również, mimo całego zła); czegoś tam może nie dostrzegasz. Nie chcą po prostu aż tak zwalczać popierania mnie, to raczej o tych przedsiębiorców chodzi; telewizja też odpuszcza, po myśli wytycznych politycznych. (Oczywiście anonimowość jak najbardziej polecam, na zdrowie.) Tak poza tym Twój szef raczej by nie chciał tworzyć akt ściśle o tym, jak to w jego zakładzie pracy prześladowany jest jakiś tam Piotr Niżyński i wszyscy mają ukrywać, że serwer mu nie działa. Straszny obciach. Takie akta strona sprawy zawsze może sfilmować i zachować sobie na pamiątkę, jakie to 666 tam miały miejsce. Kompromitacja i lata inwestowania w firmę i jej pozytywny wizerunek DO KOSZA.

  3. A wiesz, że prostytutki też cię śledzą? To fajne osoby i potrzebują ochrony, zresztą bywa odgórny nakaz, żeby tam pójść i wejść w odpowiedni układ. Boję się o siebie i też o to, że w ogóle prostytucja w Polsce przestanie istnieć, jeśli byś miał rządzić, a przecież ewidentnie masz na to ochotę.

    Aż mi wstyd wspominać tu o tej kwestii, ale takich panów też trochę jest, zwłaszcza w dużych miastach, więc wyjaśniam.

    Po pierwsze, nie "zrównamy z ziemią" zupełnie tej sprawy prostytucji w Polsce, to mogę powiedzieć na pewno. Nawet jeśli nie ma stręczenia (nakłaniania ze strony pracodawców), to na pewno chętne na to dziewczyny w związku z rosnącą laicyzacją młodych pokoleń będą i wystarczy zapewne w tym celu duża ramka na stronach typu "anonse erotyczne" / "ogłoszenia erotyczne" kusząca wysokimi zarobkami bez ruszania się z mieszkania i przy bardzo niewielkiej pracy. Chętne na to się pewnie znajdą. To zmniejszenie ich liczby przyjdzie z czasem, ale jest taki mechanizm regulacyjny w rodzaju sprzężenia zwrotnego z psychologią mas, że im ta liczba mniejsza (np. 3x), tym proporcjonalnie większe zarobki (tj. np. też 3x). W ostateczności, ale póki co wolałbym nie, liberalizacja przepisów o stręczeniu też wchodzi w grę; demokracja i tolerancja dla niezbyt komukolwiek szkodzących mniejszości, która niewątpliwie jest jakąś tam wartością, ma tu swoje istotne znaczenie.

    Oczywiście stręczyciele będą oskarżeni, jeśli ja miałbym rządzić. Tu nie będzie pobłażania. Na pewno natomiast nie poprę państwowego zakazu uprawiania prostytucji ("za akt nierządu — kara"), nawet bym to zawetował, gdybym był prezydentem (wiek mi na to już pozwala). Kompletnie to zresztą nieeuropejskie, by nie rzec — antyeuropejskie. Co do stron z ofertami prostytutek to one wg obecnego stanu prawnego bez problemu mogą funkcjonować na zagranicznych serwerach (i w efekcie włos z głowy spaść nie może ich właścicielom), zaś wszelkiego państwowego cenzurowania Internetu szczerze nienawidzę.

    Po drugie, może z racji młodego wieku oraz braku wiedzy i umiejętności tego nie wiesz — przypuszczając, że rzecz istnieje dzięki podsłuchom — i nie jesteś w stanie sprawdzić, jak było, ale zapewniam, że prostytucja w Polsce jest dużo starsza i za sprawą polityków była nakręcana nieprzerwanie (czy prawie nieprzerwanie — cholera w sumie wie, jak za okupacji, ale pewnie też) już o ile się nie mylę od czasów II RP (1918 r.), a kto wie, czy nie wcześniej. Za PRL-u była na pewno, czasy night-clubowe z francuskim do końca w standardzie to jest sprawa początków III RP, a te różne Odloty i konkurencja istniały i miały się dobrze (i były zasilane przez pracodawców, też z tymi korzyściami z punktu widzenia warunków zatrudnienia, tj. z częstym niechodzeniem do pracy) jeszcze zanim zaczęła się sprawa podsłuchowa w gospodarce (zaczęła się w poszczególnych zakładach pracy zawsze czy prawie zawsze nie wcześniej niż w 2007 r.). To nie ma nic wspólnego z tą sprawą podsłuchową z wyjątkiem wspólnego amerykańskiego źródła — to nie jest tak, że prostytucja jest tylko po to, by coś tam, by jakoś ludzi bardziej przyjaźnie nastawiać względem tego podsłuchu na mnie i względem agentów. Było przed sprawą podsłucxhową i będzie dalej po jej rozliczeniu. Faktycznie, może nawet znaczna większość prostytutek pochodzi z zakładów pracy z agenturą, ale bodajże są i inne źródła.

    Po trzecie, o ile nie masz na koncie jakichś przestępstw zeznawania nieprawdy na czyjąś tam korzyść (nie wystarczy tu sama obietnica, jest to dosyć bez znaczenia i nie kreuje udziału w gangu z uwagi na niemalże zupełny brak zorganizowanego charakteru Waszej działalności i współpracy na tym etapie — to jest tylko sama zmowa, a wymagana jest jeszcze organizacja, zorganizowany charakter tej jakiejś uzgadnianej kryminalnej działalności, jak przy definicji działalności gospodarczej, a więc np. szczególne środki techniczne lub struktury), to nic ci nie grozi. Słowo honoru. Problemem jest tu w takim razie co najwyżej bycie na grupie facebookowej dotyczącej inwigilacji mojej osoby. Wiem, że pewnie ci obiecują jakieś plecy, ale zastanów się dobrze, czy jest sens w to brnąć i iść tą drogą (ze swej strony mogę w takim razie obiecać ściganie w przypadku przekrętów w stylu "za mundurem panny sznurem", a w sprawie tych pleców i niewidoczności życzę powodzenia, bo raczej też postaramy się z tym wygrać). Kto się szybko wypisuje po zapisaniu się na kryminalną grupę facebookową, ten nie będzie odpowiadać za przestępstwo, choćby nawet były na niego dowody — zapewniam, będzie takie przecięcie zbioru zamieszanych i będzie taki podzbiór, którego się nawet nie oskarży, choć przestępstwo popełnione było (ta, wiem, że są tacy, co to uwielbiają "tylko kierowników sądzić" i "tobie to tak wolno robić", i "ja to nie jestem przestępcą — bo nie! bo autoafirmacja i tak głosujmy!", ale to nie ma w sobie żadnego rozumu i umiłowania sprawiedliwości czy choćby porządku w państwie). Żadnych pomówień też się nie musisz obawiać, nikt cię skutecznie nie wrobi, państwo nie będzie głupie ani naiwne. Dobra rada — jeśli nawet trafiasz w te kręgi i w sumie to jesteś w gangu, wypisz się szybko, zmień nr telefonu i olej sprawę. Nic ci w takim razie nie grozi. Jeśli nawet poszedłeś na współpracę ze złem (na Twoją korzyść działa trochę to, że dowody "przedawniają się") i wolisz pozostać na grupie facebookowej "na wieki wieków" czy nawet co gorsza wziąć sobie pracę podsłuchową (nie polecam), to wiedz, że państwo (jeśli ja będę rządzić i stosowne poparcie zostanie mi zapewnione) i tak da ci szansę, nie musisz wyświadczać gangowi żadnych usług (na czym zapewne koniec końców przegrasz — nie łudźmy się, prawo karne obowiązuje i trzeba je egzekwować), żeby pozostać bez skazy. Wprowadzi się bowiem zapewne takie rozwiązanie, jak umowa z organami ścigania wiążąca dla sądów (na zasadzie takiej oto: "Jeżeli po wyczerpaniu możliwości dowodowych pozostaną niejasności co do stanu faktycznego w sprawie, prowadzący postępowanie przygotowawczego ma prawo zawrzeć z daną osobą pisemną umowę w trybie Kodeksu postępowania karnego, w której ustalony zostanie przedmiot dalszego przesłuchania, w tym ewentualnie jako świadka bez względu na status podejrzanego w sprawie, oraz to, że za ujawnione w wyniku tego dalsze przestępstwa nie zostanie on pociągnięty do odpowiedzialności karnej") — czyli swego rodzaju namiastka instytucji świadka koronnego. A ogólnie to ta prostytucja to nonsensowne wyrzucanie kasy w błoto, ale to już moja skromna opinia i o takich subtelnościach szkoda tu miejsca się rozpisywać.

    Generalnie to w tym temacie kryminalizacji klientów prostytutek, bo bodajże jest taki temat, zamieszany jest rząd i zapewne nieraz chodzi tu np. o jakieś dzieci kogoś-tam (np. zlecenie od rodzica-przedsiębiorcy, by się z taką spotkać) działające pod presją skarbówki. Ludzie sami z siebie pewnie raczej nie chcą w to wchodzić. Należy być wyrozumiałym dla takich hejterów, wrogów mnie i rozliczenia, bo nieraz po prostu to "rząd" u nich napierał (zwłaszcza poprzez rodzinę) i wymusił problem. Nie mam jednak dowodów, że te szeroko stosowano, może to jakiś niszowy problem. Moja propozycja jest taka: zabezpieczajcie i zachowajcie sobie dowody wrabiania w przestępstwo/w złe układy, np. nagrania dyktafonowe rozmów dotyczących wymuszania takich akcji (czy też wizyt) poprzez nacisk prawnokarny czy gospodarczy. To pomaga. Z dowodem zawsze lepiej, aczkolwiek może i bez niego jesteście odpowiednio zarejestrowani w czyjejś bazie danych jako wrabiani naciskiem (czy niemalże przymusem) we wspomniane wyżej sprawy. Aha, jeszcze jedno: jeśli mi pomożecie poprzez regularne (np. raz na 2 tyg.) postowanie na Reddicie/forum/grupie na temat dostępności internetowej mego bloga bandycituska.com i strony prasowej xp.pl i w efekcie dojdziemy do tego, że one będą działa każdemu, to udostępnię możliwość zasubskrybowania tzw. powiadomień push (wyskakujące komunikaty w przeglądace, nawet w sytuacji, gdy mojej strony się nie ogląda i robi się w danym czasie w Internecie co innego). To będzie działać jak nowoczesny analog związku zawodowego i chciałbym, by subskrypcję miały miliony Polaków (jak ju się rozwiąże problem niedziałania srtony). W takim przypadku ataki pracodawców na Bogu ducha winne osoby zmierzające np. do wytworzenia fałszywego materiału dowodowego czy dorobienia mi wrogów będą skutkować skandalem — protestami czy też demonstracjami. Bo zamierzam przy pomocy tej mojej strony www i powiadomień zwalczać nieprawidłowości w dziedzinie świata pracy i różne ewentualne próby łamania sumień.

  4. Czy na pewno, ale to na pewno, od samej obecności przy (jak ty to lubisz nazywać) "bandyckim monitoringu" nie grozi żadna kara i nie będzie to uznane za przestępstwo — zważywszy na fakt, że lubią tam podglądać twój ekran?

    Tak, nie jest to przestępstwo. Jak głosi art. 22 § 1 k.p., na mocy umowy o pracę pracownik zobowiązuje się do wykonywania pracy w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę. Jak z tego wynika, stawiennictwo we wskazanych miejscach we wskazane dni i godziny to jeden z najbardziej fundamentalnych obowiązków człowieka wynikający z jego udziału w życiu gospodarczym kraju w charakterze pracownika. W tym kontekście na odnotowanie zasługuje, że zgodnie z poglądami doktryny prawniczj oraz orzecznictwem Sądu Najwyższego na temat okoliczności wyłączających bezprawność w dziedzinie prawa karnego (postanowienie V KK 117/16 z 11.10.2016 r.), "Okoliczności takie w orzecznictwie i literaturze prawniczej nazywa się »kontratypami«; mogą być one zarówno ustawowe, jak i pozaustawowe. Do tych drugich zalicza się działanie w granicach uprawnień i obowiązków".

    Dodatkowo, zauważyć by tu trzeba, źe przestępstwa, w tym współudział (rozumiany jako dodatkowe sprawstwo wraz z jakąś jeszcze inną osobą lub osobami), popełnia się co do zasady (wyjątki muszą wyraźnie wynika¢ z treści ustawy karnej, konkretnego paragrafu penalizującego coś) jedynie przez działanie (NIE zaniechanie, czyli bezczynność). Możliwość przypisania winy jedynie za zaniechanie, dokonywane wg ustawy nie w sposób formalny z chwilą takiego czy innego ruchu lub jego braku, lecz na skutek określonej okoliczności zewnętrznej (tu: wyświetlania się obrazków ekranu), w braku takiego wyraźnego zapisu w paragrafie karnym jest wykluczona przez kolejny bardzo fundamentalny przepis, jakim jest art. 2 k.k. Nadto, równie dobrze można jako współobecny być zamieszanym mózgowo w podglądactwo, jak i nie być i interesować się wtedy czym innym, które to dwie różne sytuacje w oczywisty sposób muszą przez sprawiedliwy wymiar sprawiedliwości być rozróżniane. Konieczne zatem tak czy inaczej byłoby zastosowanie jakichś jeszcze dodatkowych dowodów ponad sam fakt przebywania w danym miejscu. Ponadto pojedyncze, sporadyczne przypadki interesowania się podpadają pod art. 66 k.k. (warunkowe umorzenie postępowania — nie dochodzi do skazania za przestępstwo).

    Na koniec, spójrz na to i tak, że Twoja obecność przy monitoringu to nie tyle szkoda dla społeczeństwa, co wręcz przeciwnie — korzyść, ponieważ dzięki temu wiadomo będzie, co się tam w ogóle działo. Tymczasem zaś wg art. 1 § 2 k.k. nie stanowi przestępstwa czyn zabroniony, którego społeczna szkodliwość jest znikoma (a prawnik tutaj doda: tym bardziej zaś to, co samo w sobie w ogóle nie ma społecznej szkodliwości — tzw. rozumowanie a maiori ad minus odnośnie tego, na co ustawa pozwala). Natomiast — skoro już zahaczamy o ten temat świadkowania — to co się tyczy przypadków dopytywania się przez szefa, czy w ramach sesji inwigilacji wszystko odbywa się zgodnie ze zleceniem kryminalnym, nie uważam, by powiedzenie wtedy prawdy podlegało interpretacji w pojęciach kryminalnych, jak np. jako pomocnictwo w sprawstwie kierowniczym. W odniesieniu do przepisów prawa karnego zastosowanie ma po prostu kontratyp stanu wyższej konieczności, gdyż nie można pyskować szefowi w odpowiedzi na pytanie i jest to dla każdej rozsądnej osoby w pełni zrozumiałe.

    Natomiast oczywiście jeśli chodzi o ten problem obecności przy sesjach "pracy" podsłuchowej to niewątpliwie pewnie wygodniej i fajniej jest tam w ogóle nie być i tak gdzieniegdzie można sobie wynegocjować (szef nieraz się na to zgodzi w przypadku nowego pracownika, ale negocjacje są twarde i tak czy inaczej na pewno jest mocny nacisk, po prostu nawet może być tak, że aż wręczy ci wypowiedzenie, ale może potem i tak się "nawróci", jak ten Bóg w sprawie Abrahama i Izaaka: chodzi w tym po pierwsze o nakaz odgórny, a po drugie też o to, żeby nie było takich niezadowolonych, co to doniosą do polityków, do Kościoła i do mnie lub będą się procesować; więcej szczegółów na ten temat jest w moim poście na Facebooku, zaprezentowanym też na pastelink). Inaczej bowiem, jeśli w ogóle tam jesteście, to może będą żądać od Was w pewnych sytuacjach zachowywania się jak agent, tj. chodzi tu o przypadki, gdy agent poszedł do toalety (czy nawet gdy akurat był czymś zajęty, np. odbierał telefon lub pisał na Facebooku, a ja mu się zgubiłem na kamerach, bo nieruchomość jest duża i klient od wejścia ciągle w ruchu, jak w przypadku galerii handlowych czy dużych sklepów); raczej nie, ale pewnie są pogróżki, że Was za to wezmą albo np. idąc za ciosem, że chociaż na to była zgoda i w sumie nie macie nic przeciwko takiemu zajmowaniu się czym innym, to będą co jakiś czas próbować Was pozyskać "na wyższy szczebel". Choćbyście nawet zgodzili się na w ogóle jakąś obecność na sesjach podsłuchowych, co zapewne częste, należy szefowi bardzo wyraźnie wytłumaczyć, że możecie mu przy tym być, ale nie będziecie się wcielać w rolę agenta ani robić podsłuchu itp. I to nie z powodu jakichś tam śledztw i kar (bo wśród kierownictwa niemało jest matołów, którzy nie rozumieją, że omerta to nie jest żadna sensowna oferta dla uczciwego człowieka i że nikt normalny nie opiera sobie życia na podejściu "rób źle, a potem i tak się nakłamie, więc co to za problem"), tylko po prostu dlatego nie zrobicie tak, bo tego nie popieracie. Ani też "prawa" polityków do skutecznego organizowania sobie jakichś kryminalnych armii. Nie powinno to być żadnym problemem, bo sesje podsłuchowe trwają raptem kilka godzin, nieraz np. tylko 2 albo 3-4, więc dorosły człowiek, jakim jest agent, powinien być z góry w takim stanie, by nie musieć przez ten niezbyt długi przecież czas chodzić do żadnej toalety.

    Być może obawiasz się też, że z powodu przychodzenia na sesje monitoringu — mimo że w trybie T (nieprzestępczym) — grozi ci jakieś pomówienie w razie ewentualnego śledztwa, co Cię zniechęca do tego całego tematu pomocy pokrzywdzonemu, bo "on to jak chodzące śledztwo i do śledztwa ta sprawa oczywiście bardzo kusi, ale jakie ja z tego będę miał korzyści? tylko stawia to pod znakiem zapytania mój status obywatelski". Pewnie to powszechne podejście. Jest to wyraz totalnego niezrozumienia sytuacji i istoty tego gangu. Takich, jak Ty, jest co najmniej około połowy, a zwykle nawet większość (a już tym bardziej w narodzie większość jest ludzi normalnych, nieskorych do przestępstw — w ogóle samych pracujących jest tylko część, tj. jak słyszałem 10 lat temu ok. 14,1 mln. na niespełna 30 mln. dorosłych, reszta kształtuje się następująco: studenci i niepracujący uczniowie pełnoletni ok. 1,25 mln., przedsiębiorcy ok. 2,6 mln. — część ich jest na grupach facebookowych tego gangu, bierzmy to pod uwagę, ale w znacznej większości oni nie mają innej pracy — emeryci i renciści 9,3 mln., bezrobotni chcący pracować ok. 0,85 mln., kobiety w wieku produkcyjnym niepracujące i nie zaliczające się do innej z ww. grup, i mające zamiast tego rolę gospodyni domowej i/lub matki — niemalże cała reszta, tj. ok. 1,8 mln.; dodatkowo, przecież nie każdy jest w zakładzie pracy, gdzie kierownictwo zgodziło się na werbowanie ludzi do tej mafii). To jest normalna statystyka w narodzie, bo chrześcijaństwo u nas jest zakorzenione od bardzo dawna, toteż broń Boże nie dajmy sobie wmówić przez system medialno-wyborczo-gospodarczy, że co innego dominuje. Nie licz na co innego w dziedzinie proporcji. Jeśli w śledztwie wychodzi jakoś znacząco inaczej, to znaczy, że kłamią. Natomiast jedną z głównych metod tego gangu w mniejszym lub większym zjednywaniu sobie ludzi jest fałszowanie statystyk, różnych danych zbiorczych o społeczeństwie na szczeblu mikro i makro (taka możliwość robienia w konia to rezultat złej ewolucji polityki oraz dużego rozrostu społeczeństwa, upadku demokracji bezpośredniej) i o jego cechach socjologicznych. Wiem, że pewnie każą ci się kryć z tym, że masz tryb nieprzestępczy, nie wychylać, że to jest niejasne i w efekcie ocena sprawy może w Twym przekonaniu zależy od "kolegi". Zapewniam, że na etapie ewentualnego śledztwa agenci do treści Twoich zeznań wglądu od prokuratury mieć nie powinni, o co należy zadbać. Opłacenie podatku generalnie wystarcza i obawiam się, że przypadki, iż agenturę utrzymuje nie Skarb Państwa, lecz klienci (tj. firma), są bardzo rzadkie. Jest taka sytuacja, że jesteś raczej w większości w swoim zakładzie pracy, a w ostateczności co najwyżej przez tych ubikacyjnych minimalnie wygrywa inna opcja, ale prawdopodobnie jesteś w większości. Zauważ, że tryb Twej obecności przy zboczeniach podsłuchowych wyraża się też w wynagrodzeniu (NAPRAWDĘ! to pewnie dlatego znany filozof Nietzsche, który we wstępnych zdaniach swej książki "Tako rzecze Zaratustra" pisał wskutek przecieków ze spisku elit o

    "dwóch zwierzaczkach[objaśnienie: »nie chcemy śledztwa!«, »prawo dżungli i jej Sąd Ostateczny dziejący się tu i teraz górą!«], a mianowicie:

    orle[symbol Polski czerwono-białej, bo tu część jest w ogóle niewinna jak biel, a część trzeba poświęcić, i jest tutaj też znaczna większość ludu pracującego]oraz obok niego

    wężu[szatan; por. też ze sprawą lekarzy-zabójców, bo to też symbol medycyny],

    którzy są zawsze przy Zaratustrze",

    powtórzę: to pewnie dlatego pod koniec życia przy okazji jego nieuczciwej przymusowej hospitalizacji psychiatrycznej

    - notabene nastąpiła ona w roku urodzin jedynego znanego w encyklopediach i prasie Niżyńskiego, tj. tancerza Wacława, a więc w r. 1889, co wskazuje też na powiązanie tych spraw (jest też tam taki cytat z tego bajkowego Zaratustry, że "uwierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił" -

    podobno jadł kupę, tj. podobno zdarzyło mu się to wiele razy albo chociaż tak mu fałszywie zapisali, co równie możliwe [!] [cóż za konotacja takiego dwuznacznika w postaci zapisów w dokumentacji medycznej]; podobno też na krótko przed tą w sumie to dosyć krótką hospitalizacją z 1889 r. jakoś tak dziwnie przesadnie spoufalił się w liście do kolegi z papieżem). Może z uwagi na Twą w oczywisty sposób nieprzejednaną bardzo zasadniczą postawę nawet Ci tego (o tym interesie pieniężnym) nie powiedzieli, bo nie rokujesz żadnych nadziei, tak totalnie i kategorycznie odrzucasz wszelkie przestępstwa przy pracy. Idzie zatem o porównanie Twego wynagrodzenia z wynagrodzeniami innych na równorzędnym stanowisku, co zgodnie z prawem powinno mieć stosowne uzasadnienie teoretyczne. Nie sądzę, że nie wywiązują się z obietnic względem tamtego typu "częściowo zamieszanych". To, co się twierdzi, powinno więc mieċ obiektywne podstawy (niejeden bank trzyma historię konta od założenia, co jest pomocne). Jeśli ta sprawa trochę spędza Ci sen z powiek, zachowuj sobie w domowym archiwum ("czerwona teczka") podstemplowane kopie PIT-u z urzędu skarbowego oraz wydruki historii bankowej lub wyciągów, bo to przemawia na Twoją korzyść. Nie będzie jednak tak, że ci, co tego nie mają, będą wrabiani. Jest nawet paragraf karny "kto ukrywa dowody niewinności innej osoby, podlega karze (...)". Kto by nie przyznał, że jesteś niewinny, wiedząc to, jest po prostu przestępcą w jeden jeszcze kolejny sposób, co przekłada się na długość odsiadki. Dodatkowo, sprawa śledztwa w zakładach pracy to jest jeszcze jakaś zupełnie inna kwestia, której ja tutaj generalnie nawet nie powinienem poruszać, bo jak dla mnie to może nawet nie być w ogóle żadnego śledztwa, nawet w telewizji, mnie by wystarczyło, żebym doszedł do władzy ja i ludzie podobnie myślący, i proszę tylko o pomoc w problemach, które blokują tę słuszną drogę. Aha, co do tego wstępu do "bajki" o Zaratustrze (pasuje mi też autor co nieco do nazwiska — "Niczyński", a podobno też podkreślał związki z Polską, aż nawet do podawania się w ogóle za Polaka, co oczywiście jest nieprawdą i nawet te związki są po dziś dzień nieudowodnione) to tam jest więcej pasujących do mnie cech. Stan portfela spadł mi do zera właśnie w okolicach 30-tych urodzin (ten rok, mniej więcej te dni) — również w tamtym roku (2016), ale trochę wcześniej, znów zacząłem chodzić do kościoła, bo miałem w tym długą przerwę — a w okolicach 40-tych urodzin (jesień 2026) mam szansę mieć na koncie z powrotem ok. 1 mln. zł, co odpowiada końcowi wspomnianej fazy pośredniej w życiu Zaratustry wg wstępnych zdań ww. książki Nietzschego, dostępnej też w Internecie (notabene niezbyt tam co ciekawego jest, ale w sprawie tego spisku występują najwyraźniej pojedyncze nawiązania do: 1 mej złej sytuacji majątkowej — jak np. rozdział Obiata miodowa, por. późniejszy "obiad na Miodowej" [u kapucynów w darmowej jadłodajni, co mi się wiele wiele razy w tej fazie zdarzało] — i do spraw dotyczących mego "zawodu i powołania", tj. problemu z serwerami, vide rozdział "O wyzwoleniu", kojarzący się też z tematu z Alicją Tysiąc i dziwną stosowaną względem mnie statystyką odwiedzin, m. in. występuje np. 1:1000 przy różnych spamach, aczkolwiek to dowodzi tylko blokady mniej więcej w czasie, gdy spam jest odbierany, a nie w ogólności i zawsze, nadto wysyłanie spamów staje się powoli niemożliwe i już w przypadku ponad 90% skrzynek praktycznie nie da się tego zrobić, chyba że ewentualnie wydając sporo pieniędzy, więc to przestaje być sposób na sprawdzenie sytuacji). Znając życie — albo raczej: zgadując racjonalnie — pewnie najpierw przy pierwotnym naborze/rekrutacji tak ogólnie tylko mówili, że "będziesz miał więcej pieniędzy, bo będziemy tych od ubikacji awansować, a ciebie nie", natomiast istotne jest to, że autentycznie i rzeczywiście w toku dalszego przebiegu kariery wyraźnie tamtym zaczęto dawać dodatkowe pieniądze, bo po prostu tak jest zgodnie z planem.

    Od razu mówię, że — jako ktoś, kogo można by uhonorować jakimś ważnym stanowiskiem w państwie, a polecam zwłaszcza stanowisko premiera — KOMPLETNIE nie wierzę w wersję, że w zakładzie pracy nie ma typu T, tj. pracy przy monitoringu (i obok podsłuchu), która jest legalna. Logo światopoglądu ateistycznego, jak to nazwał kard. Muller przy okazji rozmawiania o Polsce (ściślej, użył słowa "flaga" tego światopoglądu), nazywa się LGBT i to w takim paradygmacie jest praca w pomieszczeniu od podsłuchu. L i G — mała to różnica, to coś, jak strefy nomen omen taxi. G pracuje bardziej aktywnie, co odpowiada żywiołowi męskiemu, podczas gdy L bardziej pasywnie, co odpowiada żeńskiemu. L słucha, gdy jestem w mieszkaniu, a G co najmniej wtedy, gdy jestem na mieście (raczej po prostu przekazują sobie słuchawki, więc L w mieszkaniu, a G na mieście); przy tym G na pewno ma swój telefon podsłuchowy i jest członkiem grup Facebooka (w tym tej ezoterycznej podsłuchowej, nie mówię tu o tej "grupie kryminalnej") i pomaga w namierzaniu (w tym bodajże pisze w trybie incognito zalogowany osobnym kontem, kiedy z budynku wychodzę) oraz obsługuje udostępnianie wykradania ekranu i publikowanie fotek. L w sumie, poprzez to informowanie o momencie wyjścia na miasto (jest to bowiem moment przekazania słuchawek), też pomaga w namierzaniu, ale to już bardziej "kobieta" ("lesbijka" w porównaniu z "gejem"). 2 osoby przy monitoringu to może być G (czyli inaczej mówiąc agent) i L, a może być — co stanowi drugą możliwość — G i jako druga osoba B lub T. Wtedy (w przypadku tej drugiej możliwości) agent jest z konieczności dwustrefowy, co zresztą stanowi standard i typową sytuację. Ci pod kreską (czyli BT, podczas gdy na górze — "na tapecie" — są koszące kasiorę w postaci dodatkowego talerza zupy osoby LG) mają opłacony podatek i tutaj to już raczej jak sama pozycja sugeruje "kto inny jest ważniejszy". Czyli (wyjaśnijmy, o co chodzi z tym "innym") w przypadku B chodzi o to, że agent obok jest dwustrefowy ("bi" — "nie tylko gej, ale też coś jak lesbijka, bo z kobietami"…), jednakowoż nadal nie jest to zupełne nieuczestniczenie w przestępczości (podsumowując: półzamieszany, jest sprawa ubikacji mojej i być może też ubikacji agenta, przyznaję, nie znam się na tym aż tak dobrze; moja to co nieco różnorako potwierdzone, a co do tej agenta to jest domysł, że też), a w przypadku T o to, że szef (znowu identyfikator dotyczy tu innej osoby) w końcu jednak "zmienia płeć" — był "facetem", czyt. gwałcicielem i przestępcą, i prezesem Tru-manem, od atomowego wyniszczania zdrowego nieskryminalizowanego ludu pracy, ale jednak staje się kobietą i zaczyna troszczyć się też o wizerunek i o to, żeby się przypodobać wszystkim i nikomu nie zawadzać, i by ludzie sobie cenili jego towarzystwo (tj. tutaj: jego firmę). I tutaj też jest miejsce dla chrześcijan (patrz pewne podobieństwo litery T do krzyża); ci oczywiście jak najbardziej na rynku pracy pracę bez problemu znajdują. (Nawet i w restauracjach, choć za te stręczycielsko-przyuliczne zlokalizowane w drobnych lokalikach w bloku — jak np. lokalik typu knajpka PINI na Marszałkowskiej w Warszawie — nie ręczę. Oczywiście nie mogę też wykluczyć, że gdzieś praca bez udziału w przestępczości jest wprawdzie formalnie rzecz biorąc moźliwa, ale po prostu się nie opłaca, tak niska jest propozycja płacy.) To jest dla mnie jasne jak słońce, że wszędzie są te 4 typy. L jeśli nawet się nie eksponuje w rozmowie kwalifikującej do podsłuchu (a raczej jak mniemam nie eksponuje się, chociaż też jest opcja coś na tym ugrać, że "na znaczne ustępstwa już i tak poszli, to może pora się zgodzić na to B"), to prawdopodobnie praktycznie zawsze jest ten wariant wciskany w sytuacji, gdy ktoś jest wstępnie chętny na agenta myśląc, że to o śledzeniu komputerka i np. telefonu komórkowego, i podsłuchu, i co najwyżej np. o sygnalizowaniu wejścia, co brzmi niepozornie, po czym dowiaduje się, jak wygląda sytuacja — że w sumie to zapisuje się oficjalnie na grupę przestępczą, ze znajomością personaliów ofiary o ile się nie mylę, i że z niego w dodatku zrobi się stały pomocnik w torturowaniu, ktoś z taką misją, zupełnie oddany sługus kata — i buntuje się, i jednak nie chce. Wówczas się z nim zaczyna poważną rozmowę, "a co, to Ty uważasz, że oni wszyscy mają pójść do więzienia?", i proponuje się ewentualnie opcje lżejsze, ale też przestępcze, tj. zwłaszcza ulżenie agentom poprzez podzielenie ich działalności podsłuchowej na 2 strefy; wówczas, u tych wtórnie zbuntowanych wobec poznania istoty sprawy, przejścia są zwłaszcza — już choćby z przyczyn finansowych, z powodu tej patologicznej miłości pieniądza — do typów sąsiednich: L oraz B. Do T to niezbyt (nawet mogliby nie pozwolić, chyba że jakoś silnych argumentów używacie, np. doniesienie do mnie; aż nawet może faktycznie zwolnią, ściśle w tym przypadku niedoszłych agentów, kto wie). A zatem generalnie to wszędzie stosują LGBT, absolutnie wszędzie, w tym w służbach państwowych czy mediach — stoi za tym pewnie wyraźna instrukcja z Microsoftu przy zakupie pakietu ich kontroli operacyjnej oraz po prostu niechęć do tego, by się do siebie zrażać i stawać się wrogami z powodu podsłuchu ("pozostańmy przyjaciółmi", "nie kłóćmy się o ten drobiazg") — taką mam opinię na ten temat, choć oczywiście przymusu fizycznego w sensie konieczności jakiejś fizycznej nie ma, by wszędzie tak było, ale za tym stoi nie tylko swego rodzaju zamówienie i "uczciwość kupiecka", po prostu "umowa" swoista, ale też racjonalna kalkulacja, zdrowy rozsądek po prostu, by nie porywać się z motyką na Słońce, tj. na moralność, na zasadzie wojny totalnej z nią. W B wciągają na zasadzie "polecenie służbowe", ale potem jednak miękną (w sumie zgodzą się bez wnikania w dowody, że takie polecenie to jest nielegalne, że nie ma mocy), taki jest paradygmat; potem jeszcze próbują przekabacić obietnicą awansów i groźbą, że i tak będzie zmowa, że T nie ma, że wszystkich zmuszają do "opcji z chociaż samym tym inwigilowaniem życia seksualnego" (tj. m. in. w ubikacji). A zatem w każdym razie typ T występuje zawsze — taki jest system. To jest bardzo, bardzo poważnie wyryte wszędzie w zasadach grupy i utrwalone, ugruntowane, nic też temu nie grozi. Jedyny ewentualny wyjątek to — jak już wspomniałem na swym Facebooku i w kopii tego posta na www.pastelink.net/contacts — w przypadku firm bez twarzy, bezmarkoywch praktycznie, zlokalizowanych w spółdzielczych lokalach komercyjnych na parterze (firemki przyuliczne) zwłaszcza tych stręczycielskich, gdy trudno w ogóle wysupłać kogokolwiek do pracy agenta i jest problem z dziurawą siatką godzinową. Nawet i tam pewnie docelowo typ T ma być możliwy, ale z uwagi na małą ilość personelu może być chwilowo niestosowany.

    Zauważcie, iż ww. podział uczestników „zboczeń podsłuchowych” na typy Ll, Gg, Bb i Tt dotyczy nie tylko personelu, ale także samych przedsiębiorców, tylko oczywiście znaczenia tych liter są w ich przypadku trochę inne, tym niemniej pasujące do ogólnego „seksuologicznego” paradygmatu. A zatem w tym przypadku L oznacza dostarczanie ludzi do podsłuchu i do prostytucji („charakterystyczne kobiety” są tu w domyśle; pewnie jednym z przejawów problemu jest to, że w firmie pracują same albo niemalże same tylko kobiety), G — dostarczanie ludzi do podsłuchu, B — jedynie trenowanie personalu w taki sposób, jak się trenuje tych, co w podsłuchu sami nie chcą uczestniczyć, T – kompletny brak wsparcia dla przestępczości. (Nadmieniam, że wspomniana opcjonalna wielka litera, którą oczywiście mimo jej opcjonalności zapewne starają się każdemu po zakwalifikowaniu go do któregoś z ogólnych typów wcisnąć, oznacza jak gdyby gangsterską „wielkoduszność”, czyli swego rodzaju opcjonalną dodatkową „troskę o środowisko”, specjalne „wsparcie dla skryminalizowanych mas”, bo oni tylko w tym kierunku, tj. w kierunku poniżania mnie i przekreślania mego prawa do sprawiedliwego osądzenia tej sprawy, potrafią zmierzać — jak sobie wyobrażam może to np. przybierać postać zgody na fałszywe zeznania albo też zapisania się samemu na grupę podsłuchową na Facebooku celem zasilenia jej dodatkową osobą i robienia za plakat reklamowy „ach, zobaczcie, jakaż ona jest ogromna!”, „też w tym jestem!”. Albo np. może tutaj się zaliczać opcja pomocy mieszkaniowej, czyli udostępnienia mafii swego mieszkania w sytuacji, gdy jest to potrzebne. Oczywiście na razie to tylko takie hipotetyzowanie. W każdym razie samo LGBT to pewnie nie wszystko.) Po co to piszę? Żebyście, jeśli przyjdzie Wam być przedsiębiorcami, nie robili głupot i nie zapisywali się do przestępczości. Tutaj jedynie typ T, który — naprawdę — jak najbardziej istnieje, jest wolny od przestępstw.

    Moje objaśnienie wspomnianych słów kard. Mullera wypowiedzianych przy okazji konklawe i krytykowania, uwaga, Polski nie jest nadinterpretacją. Po pierwsze: jego kolega po fachu, drugi kardynał z Niemiec, nazywa się Marx, co kojarzy się z bardzo daleko idącą strukturalną krytyką kapitalizmu, w tym samej jego idei, połączoną z postulatem potrzeby totalnej przebudowy systemu społecznego w drodze rewolucji. To jest więc tutaj tak obok głównego tematu ("aluzja", "drugi temat w tle"), tak, jak Marx jest obok Mullera na liście kardynałów z Niemiec (3-osobowej zaledwie). Po drugie: on mówił o Polsce, o systemie, jaki jest w Polsce, w dodatku jego nazwisko pasuje do dawnego polskiego premiera (za jego czasów jeszcze nie było Facebooka i przekupionej podsłuchowo gospodarki, ale afera z wciąganiem gmin w celu późniejszego podporządkowania wszystkich nieruchomości mafii, napoczęta bodajże za AWS-u, już się wtedy rozkręcała), tj. Leszka Millera, który powiedział np. takie oto słowa: "Pracowaliśmy, żeby zneutralizować Kościół" (o jakichś sprawach paneuropejskich; patrz link). Wreszcie po trzecie: kardynał ten powiada, że logo, tj. ściślej używając jego słów: flaga, światopoglądu ateistycznego to LGBT. Zauważcie zaś, jakie jest logo Microsoftu (wszak producenta "Kontroli operacyjnej" i bodajże eksportera kryminalnych instrukcji państwowo-gospodarczych) — to taka tabela 2×2 z czterema kolorkami wypełnienia w tych 4 polach (każde jest w innym kolorze). Tak samo wyglądało też logo Windows 95, systemu, który przyniósł tej firmie jej obecną popularność i mniej więcej ten dzisiejszy poziom liczby klientów (tak, że słyszała o niej chyba nawet większość ludności świata). Nawet i późniejsze (może też wcześniejsze, już nie pamiętam) wersje Windows zachowały ten schemat 2×2, tylko tego kolorowania (każde pole inaczej) już bodajże nie ma. Znikły różnice w kolorkach — cóż za ezoteryczny przekaz. "Wszędzie jedno i to samo, orzeł czy wąż, agent czy typowy Polak — co za różnica! — tak samo ignorują temat i nie chcą troszczyć się o jego naprawę".

    Boicie się, że jak mi pomożecie, to szef zrobi firmę tylko dla agentów? Naprawdę to jest bzdura. Założycielami ECHELON-u, bo to o tę sprawę globalnej inwigilacji radarowej i także inwigilowania mnie w tej sprawie chodzi (choć przeinacza się ją na moją niekorzyść mówiąc, że cała telekomunikacja jest na totalnym podsłuchu i jak tylko coś zrobicie w Internecie, to Was zidentyfikują, co nie ma nic wspólnego z rzeczywistością pracy inżynierów informatyków od telekomunikacji i urządzeń za to wszystko odpowiedzialnych), były przede wszystkim USA i Wielka Brytania. Likwidacja typu T to jak przekreślenie w ogóle idei LGBT i zostawienie oficjalnie tylko GB. W każdym razie — idea trafia na śmietnik historii zamiast być ważną i wpływową determinantą polityki. To tak, jakby uwieczniona już w historii na zawsze królowa Elżbieta miała jednak zza grobu zmienić sobie imię — albo jak gdyby Microsoft miał zmienić sobie logo. Naprawdę. To nam nie grozi. (Zresztą już jakichś minimalnych zwróceń uwagi na problem ze strony innych dostąpiłem; są jakieś drobne pseudoraporciki czy raczej wypowiedzi o problemie np. na moim Reddicie r/cenzura_Internetu.) (Aha, to nie o tych 2 drobiazgach była moja wcześniejsza informacja, że mam specjalne przecieki w tym temacie z USA i Watykanu. Zupełnie o inne 2 argumenty tu chodziło, których tutaj nie przytaczam.)

    Ja mam ponadto, abstrahując od wszystkiego, co było powyżej, jeszcze też i inne dowody dodatkowo dobitnie sugerujące, że w literach LGBT streszcza się ten plan (a jest to po prostu wieczysty plan, "wiecznie" słuszny i najlepszy, czyli taki "na zawsze"), wg którego wdrażano politykę gospodarczą dot. kryminalizacji na rynku pracy. Nie ma tu już miejsca wszystkiego streszczać i tłumaczyć. Moje przekonanie jest tu w każdym razie mocne i niezmącone wszelkimi próbami przeinaczania.

    Notabene zauważcie, jak oni to posortowali. Kolejność liter w LGBT to wynik zwykłego (tj. rosnącego) posortowania wg popularności danej opcji. Najwięcej niewątpliwie jest T (tylko oni każą się z tym kryć, że pozwolili nie robić B). To pewnie dlatego aż nasz najsłynniejszy reprezentant w Ameryce Wachowski zmienił sobie płeć — aż się oszpecił, żeby nam to zaświadczyć — chciał(a) widocznie m. in. pokazać, gdzie jest Polska, że to tu jest Polska, u takich, jak on, i że w ogóle jest też "inna Polska niż pokazują w mediach, w oficjalnych statystykach". Także w temacie podsłuchu.

    Jeszcze mam taki argument za tym, że nie ma się czego bać nawet w razie śledztwa: otóż bez współpracy z kierownikami grupy przestępczej z wewnątrz zakładu pracy (albo co najmniej jakimś tam działem kadr) prawdopodobnie nie uda się rozpracować tej grupy na dole w danym miejscu. Może będą takie próby w oparciu o dane z Facebooka, natomiast na pewno raczej nie w oparciu o wspomnienia agentów co do tego, jaka była rola tego, kto siedział po drugiej stronie, ani nikt nie będzie wierzył ogólnikowym nie udowodnionym tak poza tym teoriom (robiącym z białego czarne i z czarnego białe), że rzekomo to istnieje tylko G i B. Tak czy inaczej podstawowym (dającym najlepsze rokowania) sposobem rozwiązania sprawy i głównym obstawianym przeze mnie jest schwytanie i skłonność do współpracy lokalnych (zakładowych) kierowników grupy przestępczej. Co się zaś tyczy informacji z ww. dobrze poinformowanych źródeł to powtarzam, że przestępstwem jest wrabiać kogoś w przestępstwo, a nawet tylko ukryć dowód niewinności (jest taki osobny typ przestępstwa — "kto ukrywa dowody niewinności"). Ponadto, powtórzę, jest to sprawa obecnie nie taka istotna, nawet potencjalnie można sobie wyobraziċ pomijanie śledztwa w sprawie telewizji (choć bardzo nie polecam), i co innego póki co jest ważne (odsunięcie od władzy partii mafijnych, partii-fałszerzy).

  5. Mój zamieszany rodzic czy, dajmy na to, pracodawca, który łaskawie pozwolił mi pracować bez przestępstw, bardzo lubi wersję, że jesteś osobą chorą psychicznie i tylko o to w tym chodzi, w tej całej twojej działalności internetowej. I że fajnie by było, gdyby na tym stanęło. Niezbyt mam ochotę być jedynym, który tę teorię odkręca. Umiesz to jakoś przekonująco obalić?

    Oczywiście, że tak. Ale nie chcę zniżać się aż do takiego poziomu, że będę tutaj wklejał skany zaświadczeń od psychiatrów prywatnych, którzy mnie badali i choroby nie znaleźli, bo zresztą kogo inne, lepsze argumenty nie przekonają, tego i ten nie przekona, jako że łatwo takie coś przekreślić i nazwać bezwartościowym, „bo pewnie nie przyznawałeś się im do słyszenia głosów, a ponadto oni sami piszą, że to tylko 1 wizyta i że oceniają tylko z perspektywy 10- czy 20-minutowej rozmowy”. Takich zaświadczeń mam kilka, w szczególności jedno z r. 2013 oraz trzy z r. 2016, w tym od lekarza będącego też doktorem nauk medycznych oraz od lekarza profesora. Szkoda czasu na takie dowody, skoro mam w zanadrzu coś lepszego.

    Wersja, że nie ma spisku przeciwko mnie i że jestem psychicznie chory, jest skrajnie naiwna i wymaga założenia, że zdarzył się skrajnie nieprawdopodobny zbieg okoliczności — zamiast założenia, że po prostu taki spisek występuje — co jest nierozsądne, nieracjonalne, nie po myśli sugestii rozumowych („obstawiać zawsze to, co bardziej prawdopodobne”). Jakie są ślady spisku historycznego wymieniam np. na moim blogu, tego jest dużo, tutaj tylko ograniczę się do spraw psychiatrycznych. Wynalazca pojęcia „schizofrenii” p. Eugen Bleuler zmarł, prawdopodobnie samobójczo, w dacie 15.7.1939, co zawiera 2 liczbowe symbole: pierwszy (157) znaczący tyle, co „przestępca postawiony nad Piotrem Niżyńskim”, „telewizja”, drugi (1939) — „atak na Polskę”, tj. jak tutaj pasuje: prawdziwie polskie poglądy w tym temacie. Oczywiście wymaga wyjaśnienia, skąd 157 jako symbol telewizji czy, ogólniej, „przestępcy postawionego nad Piotrem Niżyńskim”. Otóż, jak łatwo sprawdzić wyszukując w Google moje personalia i przeglądając stronę internetową Policji, która na pewno wyświetli się dosyć wysoko, moja data urodzin to dzień 25.9, czyli co do zasady 268-my dzień roku. Stąd też 157, jako liczba, którą można przedstawić jako 268 z poprawką -1 na każdej cyfrze, czyli jako przekształcona „data urodzin”, przekształcona mianowicie w ten sposób, że te narodziny przypadają przez to w dawniejszej przeszłości, czyli osoba jest starsza, sugeruje: „ktoś starszy, bardziej szanowany niż Piotr Niżyński”. Ponieważ spisek polityczny przeciwko mnie już się najpewniej szykował, nie dziwi takie nawiązanie od samego autora pojęcia. Jeszcze dodatkowo powiązanie tego z „zamachem na Polskę [tj. prawdziwie polskie poglądy]” dodatkowo dobrze podsumowuje tę sytuację. Ale idźmy dalej, bo oczywiście miłośnicy totalnego skrajnego zakłamania narodowego nie dają zbyt łatwo za wygraną. Ów szwajcarski, czyli kojarzący się też z superszczelną ochroną tajemnic bankowych (czyt.: tajemnic pieniężnych, tajemnic dotyczących korupcji), Eugen Bleuler łaskawie zabił się, czy tam został zamordowany, równo 48 dni przed rzeczywistym atakiem Niemiec na Polskę. Otóż — nawiązując do tego dwucyfrowego symbolu, 4-8 — data 4.8 to data śmierci (pozbawionego życia przez szpital psychiatryczny) Wacława Niżyńskiego, po amerykańsku zapisana (co jest słuszne, bo jak już wspomniałem oczywisty jest udział Ameryki w tej sprawie kryminalnej przeciwko mnie czy wręcz bycie głównym czarnym charakterem). Łatwo to sprawdzić w encyklopedii — słynny tancerz Wacław Niżyński, któremu swego czasu trochę pomagali różni ważni ludzie polityki, w tym także papież, zmarł 8. kwietnia. Czyli znowu się w kolejny jeszcze sposób potwierdza ten trop "schizofrenia — Niżyński". Szkoda tylko, że jeszcze zanim w ogóle się urodziłem. Naszemu mądremu szefostwu czy komu tam jeszcze — w sumie to może nawet przesadzam, że komuś poza skorumpowanymi lekarzami i przede wszystkim sędziami to potrzebne — oczywiście to nie robi żadnej różnicy i mimo wszystko chętnie widzą we mnie wariata, to dorzucę coś jeszcze. Otóż, proszę Państwa, dziwnym trafem ów słynny tancerz Niżyński (czyli mniej więcej "Niczyński") urodził się dokładnie w tym roku, w którym słynny filozof Nietzsche trafił do szpitala psychiatrycznego — 1889. Jakieś tam zresztą ślady u niego były, bo chrześcijańska apologetyka podaje, że pisał w stanie swego rodzaju transu, co może oznaczać stosowanie przekazu podprogowego i manipulowanie człowiekiem w ten sposób, a do znanych cytatów zalicza się np. "Uwierzyłbym tylko w Boga, który by tańczyć potrafił", u nas nadto spopularyzowano zespół muzyczny Papa Dance, jako coś, o czym słyszał niemal każdy, toteż tutaj jest znowu jakiś trop i ślad wiążący ze sobą dwie prawdopodobnie pseudochoroby psychiczne u osób znanych na kartach historii i w encyklopediach. Sami Państwo oceńcie, co tu jest bardziej prawdopodobne, czy 3 takie skrajnie nieprawdopodobne zbiegi okoliczności, każdy mający prawdopodobieństwo nie więcej niż rzędu 1 do 100, współzajście ich, czyli wynik przemnożenia przez siebie takich ułamków, czy po prostu spisek polityczny na górze, wśród przywódców państw, przy czym ówcześnie pewnie demokracji w ogóle było bardzo mało i nawet Włochy już od dawna porzuciły swój republikanizm. Po prostu spisek i tyle, to jest jedyne rozsądne wytłumaczenie tych śladów, bo że Bóg osobiście chce coś pokazać, ale z drugiej strony nie mówić głośno, czyli mówić tak, że nikt tego nie widzi, to niezbyt ma sens, jeśli miałoby dotyczyć kogoś, kto autentycznie jest wariatem. Te dane historyczne po prostu biorą mnie w obronę i tak to trzeba rozczytać, tak to rozczyta każdy inteligentny człowiek.

  6. Jeśli ktoś ma ochotę podrążyć jeszcze ten temat — nadal niepewny, czy to możliwe, że w Polsce, kraju europejskim, zwanym nawet i przez komputerową jakże sprytną sztuczną inteligencję „państwem prawa”, spotkała mnie taka niegodziwość, taka mistyfikacja — to proszę bardzo, oto jeszcze i kolejna „poszlaka”; przedstawiam kolejny dowód. Nazwisko najsłynniejszego polskiego muzyka? Szał-PN (Chopin; skojarzenie: tortura dźwiękowa Niżyńskiego, "szaleństwo" Niżyńskiego). Wszyscy z otoczenia mu podrzucali piękne nuty, tematy muzyczne — wiadomo to może nie tyle oficjalnie, co półoficjalnie, na zasadzie aluzji, jako że oficjalnie mówi się, iż w swych kompozycjach opierał się szeroko „na motywach ludowych”, co w istocie jest dalekie od oczywistości, a pojedynczych przykładów trzeba by poniekąd ze świecą szukać i byłyby bardzo rzadkie na tle całokształtu. Widocznie była wtedy moda, we w sumie to niemałym środowisku jego przyjaciół, a może nawet i osób, których nigdy nie spotkał (wydaje się to równie prawdopodobne; np. jacyś inni znani kompozytorzy), że jak męczy Was jakiś szczególnie fajny kawałek muzyki, to odstąpcie go i idźcie z nim do Szopena i niech on to super dopracuje, bo jest jak wiadomo bardzo pracowity, i niech jemu będzie za to chwała, bo wy specjalistami od muzyki to pewnie nie jesteście (albo, jeśli nawet jesteście, to przysłużcie się: niech ma, zgodnie też z wolą papieża czy tam króla albo cesarza, ten dorobek możliwie na najwyższym światowym poziomie). W każdym razie biografowie i chopinolodzy (jak np. jego pasjonat mój ojciec) wiedzą, że co rusz jakiś utwór zadedykował jednemu ze swych licznych znajomych — a to temu, a to tamtej itd. Pasuje ten temat „podrzucania mu muzyki” przez niektórych ludzi z otoczenia też do tematu bodajże pomagania przez agentów w namierzaniu mego położenia, bo takie coś ma potencjał przełożyć się na zarzut pomocnictwa w torturze dźwiękowej telewizji. Czyli właśnie "dodawania tej znanej centralnej osobie muzyki". Wskazówką, że coś tu jest na rzeczy z doborem danych osobowych (a więc i pewnie pod ten „szał PN”), może być notabene postawa Kościoła, który — jak nam wiadomo — wpisał mu najprawdopodobniej niepoprawną, odrzucaną przez rodzinę datę urodzin; jest to data urodzin, cóż za zbieg nazwisk, Schopenhauera (filozof ateistyczny, ale ceniący walory moralne chrześcijaństwa i jego etykę; oczywiście wówczas to jeszcze należało raczej do przeszłości, bo był za młody na takie podsumowanie twórczości; Chopin oczywiście oficjalnie nigdy nie odrzucił teizmu, natomiast chrześcijaństwo, a w każdym razie regularne chodzenie do kościoła, zapewne nie ja jeden przypuszczam, że może i tak, a co najmniej w duchu). Zmarł bodajże samobójczo, bardzo wcześnie: 38 czy tam 39 lat (tyle, co ja teraz), po sfingowanej chorobie (ewentualnie można też pewnie taką wywołać, np. związkami ołowiu) — odpowiednio do ujawnionej przeze mnie symboliki liczby 222 („tak, jak Jan Paweł II”, „ta historia z jego śmiercią”). Co tutaj jeszcze jest istotne, to że był to artysta emigracyjny, który wyjechał z Polski po powstaniu listopadowym, uciekając przed spodziewanymi represjami politycznymi, natomiast Polskę oczywiście bardzo kochał i wspominał w listach. Tym niemniej nigdy nie było mu dane do niej wrócić. Owe represje polityczne i odnośna historia to zapewne wskazówka i nawiązanie co do mej przyszłej sprawy o wypadek samochodowy (właśnie na bazie psychiatrii represyjnej i prawa karnego) — widziałem ślady historyczne i kulturowe na temat starości jej idei, jest to zarazem wskazówka co do starości idei backdoorów w elektronice (albo ewentualnie co najmniej tego przekazu podprogowego) w ogóle, również też idei samochodu (i, bodajże, parowozu).

  7. Odpowiedz coś jeszcze na ten argument, że w razie śledztwa szef będzie przydzielał ludzi do złożenia fałszywych zeznań, że oglądali te twoje strony internetowe i one działały doskonale. I że biedactwa przymuszane potem będą miały problem.

    Moim zdaniem jest to argument najsłabszy intelektualnie (obok tego o kobietach, które należy wyłączyć z systemu sprawiedliwości, albo tych teorii o mnie bez czci i wiary), choć i pozostałe tak samo się nie bronią. To jest jakaś chora wizja, że ten Twój szef siedzi sobie jak jakiś król, który rozsiadł się i swój spasiony tyłek na tronie, i w ramach swoich prerogatyw wysyła ludzi, "a to tego, a to tamtego", żeby składali fałszywe zeznania. I wszyscy mu nic tylko "robią lachę" w tym temacie. W ogóle nic takiego nie będzie. Najprawdopodobniejszy jest scenariusz, że nikt — poza ewentualnie CZĘŚCIĄ przestępców podsłuchowych, ale to tylko tą najmniej mądrą częścią — nie będzie takich zeznań składać, a co więcej i sam szef nie będzie o to prosić.

    On zapewne już i tak powiedział Wam coś w rodzaju "pamiętajcie — ta sprawa jest tylko o komputerku, śledzeniu komputerka — proszę nie gadać, że o czymś więcej, bo oni pójdą do więzienia, a ja was zwolnię". W rzeczywistości sprowadza się to do zawoalowanego (bo Wy tego bodajże na tym etapie jeszcze nie wiecie) nakłaniania świadka do fałszywych zeznań (może kiedyś dojdzie do sytuacji, że poznacie przy okazji pracy prawdę o roli agentów, a i tak tu macie groźbę i nakłanianie do określonego zeznawania). Otóż obawa mataczenia jest to jedna z głównych przesłanek tymczasowego aresztowania. Jest to samodzielny warunek dostateczny, by kogoś aresztować, co podaje ustawa (art. 258 § 1 pkt 1 k.p.k.). Wprawdzie ja jestem skłonny w większości przypadków na podstawie samych tych pojedynczych incydentów przy werbowaniu ludzi do podsłuchu powstrzymać w większości przypadków (z wyjątkiem jakichś największych szefów czy np. tych w udowodniony sposób zamieszanych w fałszowanie wyborów itp.) występowanie przez prokuraturę z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie — moim zdaniem to jest przesada, by typowy szef siedział w areszcie odkąd trwa śledztwo i tam czekał na wyrok, i może jeszcze przesiedział tam więcej niż potem będzie miał w wyroku, za co potem miałyby być może jeszcze jakieś odszkodowania — tym niemniej w warunkach tego, że powyższe jest jasne, jakakolwiek jeszcze jedna drobna skarga na niego w tym temacie równa się aresztowaniu. A co dopiero bezczelne, chamskie kierowanie jakichś "poleceń" czy nawet "próśb" na ten temat do kolejnych ludzi, jednego za drugim.

    Pamiętaj też, że jest tajemnica śledztwa, wszelki rzeczy o trwającym śledztwie, tj. przede wszystkim stanie dowodów, a więc co zeznaliście. Jakiekolwiek podżeganie do jej naruszenia i wygadania, co mówiliście, stanowi podżeganie do przestępstwa ujawnienia informacji z postępowania przygotowawczego i również skutkuje aresztowaniem. Te przepisy o ochronie tajemnicy śledztwa będą wymagały jeszcze dobrego zabezpieczenia co do zapewnienia tej tajemnicy przez policjantów sporządzających protokoły (żeby nie było żadnego fotografowania, nagrywania prywatnym dyktafonem/telefonem itp.).

    Opowieści o zamieszanym inwestorze to również jakieś bujanie w obłokach. Z tych samych przyczyn, co o szefie niższego szczebla. Poniżej w tekście będzie parę słów o tym całym mataczeniu i co w związku z tym chcę zrobić, tu tylko zwracam uwagę na trzy rzeczy:

    Po pierwsze — to wszystko jest kryminalne, takie podżeganie "macie iść powiedzieć [fałszywie] to-a-tamto" to jest kolejne przestępstwo, za to się idzie siedzieć — i to w przyspieszonym trybie, tj. od razu do aresztu bez procesu.

miesiąc później
  • Edytowany
  • Windows
  1. (kontynuacja odpowiedzi)

    Po drugie — w związku z tym mataczeniem powinni wszystkich przesłuchiwać z wykrywaczem kłamstw. Nie jest on wprawdzie nieomylny, ale jakieś tam procentowo dające się określić prawdopodobieństwo przekłamania w jedną czy drugą stronę jest, więc zagregowane wyniki z całego kraju na pewno mają jakieś tam swoje znaczenie, a i w odniesieniu do pojedynczych osób i ich zeznań to także może mieć znaczenie.

    Co najwyżej jacyś bandyci, którzy sami są zamieszani, będą skłonni kłamać.

    Po trzecie: te projekty (są takowe?) o typowaniu osób do kłamania w śledztwie mają w założeniu, że właściwie to nie ma profesjonalnego śledztwa, tylko jest sytuacja, że "Tusk" robi śledztwo, tj. że jest jakiś zamieszany rząd, a mimo to jest prowadzone pseudośledztwo (co w praktyce oznacza, że policjanci mogą nie wszystko zapisywać itd. — zwykłe chamskie odgórne fałszowanie materiału dowodowego, może z jakimiś tam pojedynczymi wyjątkami, żeby odeprzeć potem takie zarzuty: "nie, no przecież czasem, choć bardzo rzadko, ta-a-ta wersja też się zdarzała…"). To jest sytuacja niedopuszczalna, że to oni się za to biorą. W takim razie powinni być ludzie wyprowadzani na ulice i masowe protesty. Nie chcemy śledztwa wg Tuska i jego ludzi, wg "fachowców prokuratorów" (kryminalizacja tam jest pewnie zwłaszcza na górze, zwłaszcza powyżej rejonowych) czy "autorytetów" w rodzaju Bodnara i jego pomocnika ministra spraw wewnętrznych również. Naprawdę w takiej sytuacji trzeba wyprowadzać ludzi na ulicę i tyle, strajki, protesty i masowe bunty służb państwowych. Również i ja jestem ostatnim, który takiego śledztwa chce — nie tylko oni tam wśród polityków tego nie chcą i sami z siebie tego nie zrobią, ale i ja tego nie chcę. W związku z tym nie wiem, o jakich to fantastycznych sytuacjach mówi Twój szef, jeśli taką kwestię poruszono. Chyba o jakimś pseudośledztwie polityków. Na to nie ma zgody i tego nawet porządne media nie powinny chcieć. Przecież to takie oczywiste: my, normalni dobrzy Polacy nie ufamy tym politykom. Wyniki wyborów są fałszowane, prawdziwe są te z Kosowa na przykład, a dosyć zbliżone do prawdziwych (ale np. pewnie wieś rolnicza była niedoreprezentowana, podobnie np. emeryci i renciści) — te z sondażu, który opublikowałem na swym YouTubie. My im nie ufamy. To są politycy do wyrzucenia. Oni nie powinni robić śledztwa, oni i ich ludzie (w tym rzekomi "fachowcy prokuratorzy"), bo jak zaczną, to wszystko sp***rzą, zwłaszcza w samej telewizji (wszystkie co ciekawsze wątki, o jakieś zbrodnie np., upadną, tj. dowody przepadną bardzo możliwe, że na zawsze, bo ludzie nakłamią wg poleceń, a przy tym i tak policjanci nawet nie zapiszą czego innego, zaś ludzie jak wiadomo boją się tracić pracy), i spowodują nawet być może jakieś krzywdy ludzkie (bo np. kogoś mówiącego prawdę uznają za kłamcę). Oczywiste, że jeśli jest na tapecie temat telewizji, to nie jakieś tam śledztwo ma najpierw być, bo rzekomo nic nie wiadomo, tylko Piotr Niżyński powinien być umieszczony na stanowisku premiera w takim przypadku (i z zapleczem parlamentarnym) — jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed śledztwem.

    Oni, tj. np. Tusk, ewidentnie póki co odrzucają śledztwo i moje skargi. Gdyby jednak pod wpływem mediów mieli zmienić decyzję, co bardzo wątpliwe, to tak czy inaczej jakim to "królem rozpartym na swym tronie, który teraz w ramach swych prerogatyw będzie posyłać »a to tego, a to tamtego« do fałszywych zeznań" jest rzekomo ten Twój pracodawca? Żaden z niego król, skoro już przegrał, że jest śledztwo, a zaraz jeszcze — np. pod wpływem tych samych mediów, co to takie potężne były, że aż w (fałszującej też wybory i współpracującej z lekarzami w zabijaniu z przyczyn politycznych) telewizji śledztwo robią — może pójść siedzieć do aresztu, jeśli sobie bardzo tego życzy. Tak? To chyba rozsądny wniosek prawny z takiej potencjalnej sytuacji. Więc może raczej przyjmijmy realistycznie, że nic takiego nie będzie. I tyle. Tak nawiasem mówiąc, te media, co to ewentualnie mogą doprowadzić do śledztwa w wykonaniu Tuska i kolegów (lub PiS-u), a to z powodu swego uporu w głoszeniu jakiejś tam wersji, to już najprędzej te moje. Pozostałe raczej zaliczyłbym w typowym przypadku do totalnych świadomych oszustów.

    Last but not least: sprawy w sądzie o fałszywe zeznanie można uniknąć. Jeśli Policja już się zabiera do tego, by oskarżyć, tj. najpierw wydaje postanowienie o przedstawieniu zarzutów, o czym podejrzany jest informowany na przesłuchaniu tym razem już w charakterze podejrzanego, to powstaje okazja, by zeznania sprostować. W takim przypadku możliwe jest aż nawet darowanie wszelkich kar (może być też nadzwyczajne złagodzenie), zwłaszcza, jeśli to było przez nacisk. Sytuację tę opisuje art. 233 § 5 k.k.

  2. Może powiedz coś jeszcze przeciwko tym teoriom o Polsce zagrożonej atakiem atomowym z powodu demokratycznej polityki i niezależności od Rosji. Wprawdzie dowiodłeś już, że tak nie jest, ale może jeszcze jakieś agitacje zdroworozsądkowe itp., fajnie mieć jak najwięcej argumentów na rzecz swojego bezpieczeństwa.

    No cóż, rzeczywiście udowodniłem brak jakiegokolwiek godnego uwagi powodu do obaw natury zagranicznej już powyżej, przy okazji linków do 3 publikacji na x.com (pkt 2 drugiego posta pod koniec), no ale oczywiście na osiołki Buridana nic nie poradzę w tak prosty sposób, to zdecydowanie za mało — nieważne, że oni nie podają ŻADNYCH dowodów (nic, tylko "mamo, koza na mnie patrzy", nic więcej, jakieś tam "ustawili prezydenta o publicznie znanym nazwisku Putin" czy "w 1986 r. była awaria reaktora", czy "zwłaszcza jakieś filmy i zdjęcia to jest problem", tego typu puste nic nie wnoszące informacje), zaś ja podałem aż 3 dowody z prawdy, która jest inna — toteż dobrze, jeszcze jakieś agitacje zdroworozsądkowe dla kompletności dowodu. Żeby każdy mógł bez problemu obalić takie głupoty w rozmowie. A zatem:

    Po pierwsze: atak na Polskę — i to w najgorszy możliwy sposób, tj. sprowadzający się przede wszystkim do ślepego zajadłego mordowania cywilów — byłby agresją zupełnie idiotyczną i strzelaniem z armaty do mrówki. Znacie choć jedną osobę w historii — a przecież ludzi przez te ostatnie 1000 lat żyły miliardy — która by strzelała z armaty do mrówki? Myślę, że nie. O ileż mądrzej brzmiałby taki argument: "Jeśli go będziecie na ten temat informować i dostarczać dowody, to może nawet dojdzie do tego, że on ten problem rozwiąże i zacznie skutecznie publikować, ale wtedy oni go zabiją". O ileż mądrzej! Sprawa jak z tą Politkowską po prostu. Zupełnie idiotyczny pomysł, naprawdę. I oczywiście w razie jakiegokolwiek ujawnienia-udowodnienia źródła Rosjanie w takim układzie (czy w kogo tam wierzysz w tej roli) byliby najgorszymi barbarzyńcami w historii świata, czymś dużo gorszym niż Hunowie, którzy jak wiadomo niezbyt już po swoim jedynym głośnym wyczynie mieli swoje miejsce na kartach historii. W ogóle nie ma szacunku dla takich teorii. Kompletny nonsens. Jeszcze takie pytanie, czemu to miałoby służyć. Ochronie przed "zarazą" w mediach dosięgającą Twego kraju? Toż przecież chyba bardziej godne skandalu i mniej rokujące nadzieję co do krycia jest zlecanie jakiegoś ataku (i to pewnie nie 1 rakietą, bo to by mogło być zestrzelone i rozwalone jakąś brudną bombą atomową czy czymś takim, tylko całą serią) niż to, że był jakiś tam podsłuch w Polsce i że ten oto kraj, tj. nasz kraj (kraj lokalizacji danych mediów i danego niedemokratycznego watażki), w tym także uczestniczył. To drugie jest już teraz rutynowo kryte, nikt nie ma interesu tego zmieniać, więc to jest przykład tzw. win-win solution ("wilk syty i owca cała"). Natomiast co do ataków na państwa to sami zobaczcie, co dzieje się w sprawie Ukrainy. Cały świat o tym słyszał i prawie nikt tego nie próbuje usprawiedliwiać, niemal wszyscy z odrazą podchodzą do czegoś takiego. Jeśli zaś chodzi o jakże dziś popularyzowane w biznesie jako jakieś tam może uzasadnienie "atomówki", to tak na marginesie można dodać, że kwalifikuje się to wg dzisiejszego prawa jako "zbrodnie przeciwko ludzkości / zbrodnie wojenne" (masakra ludności cywilnej). Za to się jest obiektem nienawiści (tj. silnej niechęci) całego cywilizowanego świata (od narodu własnego począwszy) — za to, nie za chrześcijaństwo przecież.

    Po drugie: jak już wcześniej wskazywałem odnośnie podobnego rodzaju strachów na lachy, tj.: że rzekomo normalni nieskryminalizowani ludzie zostaną wykluczeni z pracy, z rynku pracy, jako pierwszy tam z argumentów, takie "prawo mafii" nie jest żadnym rzeczywistym układem "winy" i "kary" i może być dowolnie nadużywane przez każdego. Czyli co, gdzieś tam nas nie lubią, np. na Białorusi, w związku z czym wkleją mi tutaj na forach czy redditach dowody, w tym wideo, i co — wtedy Polska, która komuś tam może się nie podoba, do likwidacji? Ale nonsens… Cóż za "sprawiedliwy", a jeszcze bardziej "sensowny" determinizm w polityce…

    Bo, zauważcie, jakaś tam zewnętrzna postać w rodzaju Putina w sumie to nawet nie wie, od kogo idzie wiadomość, bo adresy IP mu się nie wyświetlają — przecież nie jego serwer — a gdyby nawet się wyświetlały, to przecież kraj adresu IP da się podrobić. Można tunelować ruch. Czyli co, może np. TVP ma w praktyce być tym, kto ogłasza do publicznej wiadomości, komu zrobić atomówkę (który kraj)? Ale nonsens…

    Po trzecie: wyobraźcie sobie jakąś normalną polską kobietę, żonę, chrześcijankę (załóżmy, że ma to być jakaś o odpowiednio się kojarzącym nazwisku) — przychodzi do niej szef w pracy (załóżmy dla uproszczenia i odsunięcia na bok pewnych kwestii, że jest to praca w jakimś ministerstwie czy np. Krajowej Administracji Skarbowej itp.) i mówi "słuchaj, jest taki Niżyński, powinnaś go znaleźć i zacząć lecieć na niego i go podrywać słowami, że chętnie mu zrobisz loda, i następnie faktycznie spotkać się z nim w domu i zrobić mu loda z połykiem, bo inaczej Polska dostanie atomówką". (Ktoś mógłby zarzucać, że "czemu nie ma tu jakiejś kasy za to". No cóż. Po pierwsze ona nie jest k***ą, a po drugie także i funkcjonariusze publiczni mogą to ująć tak "no dobrze, my tam w rządzie nie jesteśmy tak na 100% pewni, ale rośnie zagrożenie, jest to jakoś tam ryzykowne, jeśli tego nie zrobisz; natomiast my, jeśli z budżetowych państwowych środków zrobimy ci wielki przelew, np. na miliony, to to jest problem, później nam prokurator tego nie daruje". Tak? Chyba sensowne. Zresztą kto by kasy żądał w takim przypadku…) Uda się takie coś? No ja myślę, że nie. Co godne odnotowania, nawet w przypadku zwykłej prostytutki też raczej typowo się nie uda namówić na to, chociaż oczywiście jakaś tam część, może nie oceniajmy pochopnie większość czy mniejszość — przy tym założeniu, że żadnej gigantycznej kasy za to nie dają — się na pewno nie zgodzi. Albo jeszcze inny przykład, z innej beczki. Idą tacy z polityką powiązani do jakiegoś polskiego bogacza, miliardera (swoją drogą ci zwykle mnie niezbyt lubią, pewnie zwykle są jakoś tam zamieszani jako przedsiębiorcy) i mówi: "oddaj Niżyńskiemu 100 mln. zł (tj. np. 10% swojej kasy), inaczej Polska oberwie atomówką", "Taka jest obawa". Jak myślicie, uda się taka próba namówienia? Trochę wyobraźni i sami sobie dobrze odpowiecie. Nie, nie uda się. Mimo "wszystko". Mimo całego tego "mocnego argumentu". Myślę, że byłoby podobnie jak z tą ww. normalną polską kobietą.

    Co z ww. wynika? No cóż, sami oceńcie, jak to podsumować, skoro gdy idzie o sprawy obyczajowe, to wszyscy się normalnie zachowują, a jak idzie o rzeczy dużo ważniejsze, bo nie tylko moralność chrześcijańską, ale też dodatkowo dobro wszystkich, brak cenzury (zauważcie, założyłem też spółkę od prasy internetowej i portalu — xp.pl sp. z o. o.), demokrację itd., to już w nosie z tym. Bardzo to sensowne ze strony narodu. A myślałoby się, że z tą demokracją jest mniej więcej tak, jak to ujęła Metallica w One.

    A zatem macie ode mnie najpierw w punkcie II.2 pod koniec już przytoczone 3 dowody z prawdy, która jest inna (wpis na X + dwa komentarze), i teraz jeszcze 3 argumenty mające charakter zdroworozsądkowej agitacji (odpowiednio: 1 — bo absurdalne, 2 — bo niepoważne, mianowicie to, że istnienie nasze "wisi na włosku" i że każdy sprawiedliwy wśród narodów świata — czy to Józek z Kuwejtu, Natalia z Naddniestrza czy Gucio z Tuvalu, może nawet nie mający u siebie w kraju tego problemu — który zechce posłużyć się tłumaczem Google translate.google.com do zilustrowania swego filmu 1 zdaniem komentarza po polsku, w praktyce może być decyzyjny, bo jak pomoże, to masakra ściśle w Polsce, albo że od TVP i ich podpowiedzi na temat podsłuchiwanego tego czy tamtego serwera zależy, kogo należy zbombardować atomowo, oraz 3 — bo w rzeczywistości w to nie wierzymy i dlatego nie akceptujemy poniżania się z powodu takich głodnych kawałków i otwarcie jako najzupełniej pozbawionych waloru pewności i jasności głoszonych opowieści, co do których w dodatku jest jakiś pomocny argument przeciwko, tj. żeby nie dowierzać: tu, że aż zaprzeczył podejrzany przywódca, a tam, w przytoczonym przykładzie, że przyznają, że ponieważ nie są tak do końca pewni, to nie chcą popełniać przestępstwa wydawania jakichś gigantycznych pieniędzy publicznych bez sensownej ku temu podstawy). Jak komuś tego mało, to może jeszcze dodać 1 bardzo charakterystyczną rzecz, którą może umieśćmy centralnie pomiędzy poprzednio podanymi 3-ma i teraz nowo podanymi 3-ma: otóż Putin, mianowicie niedawno, wyraźnie wykluczył możliwość zaatakowania Polski (co najwyżej są skłonni się bronić w razie ataku wojskowego Polski na nich). Mianowicie mówił o tym w wywiadzie dla amerykańskiego dziennikarza Tuckera Carlsona z r. 2024, czas 1:07:17 — 1:09:22. Nie musiał tego mówić, nie musiał też w ogóle udzielać wywiadu. A jednak zechciał pomóc. Zauważmy, z punktu widzenia odpowiednich służb analizujących zagrożenia i przygotowujących obronę (bo to jest temat dla wyspecjalizowanych służb, zwykły człowiek nie musi ani nawet nie powinien sobie nim głowy zaprzątać) takie publiczne deklaracje nie mają żadnego znaczenia — dokładnie tak samo muszą być przygotowane na różne scenariusze. Więc po co to powiedział? Skoro nie dla służb, to oczywiste, że tylko z myślą o zwykłym człowieku. Żeby go uspokoić. Już nie wiem, co jeszcze mają zrobić, co kto ważny jeszcze miałby zrobić, żeby ludzie się uspokoili (bo bandyckie media i politycy, tworzący u nas mafię m. in. od fałszowania wyborów i zabijania, sami z siebie na pewno nie przemówią). Wszystko powyższe nadal nie wystarczy? No to już naprawdę źle z naszymi rozumami, bardzo się zbliżyły do umysłów w stylu osiołków Buridana (którym podsunięto dwie rzekomo "równo oddalone" opcje: jedna reprezentuje tysiąclecia mające wartości, czyli po prostu Boga chrześcijan, patrz np. zwłaszcza Mt 6:30-34 — werset 33 i tak samo Łk 22:12-31, por. w Starym Testamencie Rdz 50:20, Ps 23:1,4, Ps 37:5-6, Ps 55:23-24 i odpowiednio wg tego potem P 1:5-7, Ps 91:1-14, Ps 145:14-20, Prz 16:9,33, Prz 20:24, Mdr 7:30, Mdr 17:2, Syr 10:3-5, Iz 44:8, Iz 45:7-8 — jak widać te tezy są "nadal aktualne", a po Chrystusie jeszcze ponad 1000 lat później tak samo u św. Tomasza z Akwinu, który był piewcą Bożej Opatrzności, no, ale może dla niektórych "chrześcijan" to jej po prostu totalnie nie ma — dalej tak samo też Mt 10:29-31, Łk 12:6-7, J 10:11-12 i Rz 8:28,31, patrz też oficjalny Katechizm Kościoła 319-322, nadto ściśle co do kwestii odnośnego wyboru moralnego patrz Mt 9:12-13 oraz wcześniej już przytoczone wersety z pktu I.9, np. końcówka wspomnianego Jk 1:27, patrz też Mk 7:9 odnośnie stosunku moich wrogów do nakazu miłosierdzia, otóż to właśnie jest wszystko baza tradycyjna i od wieków w Polsce nauczana, i dobra dla ludzkości i postępu, i spraw humanitarnych, podczas gdy podsuwana druga opcja — to jakieś tam hipernowoczesne wykorzenione z tradycji brednie goebbelsowskie reprezentujące Putina jako najwyższego Boga dla Polaków, któremu zgodnie z wyznawanymi zasadami trzeba maksymalizować poziom komfortu), tj. umysłów takich, że wystarczy pomachać trochę przed oczyma teorią "inaczej najgorsze zło i kataklizm, jaki tylko można sobie wymyślić" i już sparaliżowane, i już trwały hamulec. Po jednej stronie nic, zero, same tylko gołosłowne kalumnie rzucane przeciwko politykom (najczęściej są to już od dawna nie ci, którzy wprowadzali aferę, choć Tusk to podobno jak najbardziej), jedyne, co je umacnia, to wielka konsekwencja w ich powtarzaniu ("kłamstwo powtarzane 1000 razy zaczyna być traktowane jak prawda"), po drugiej moje przeciwdowody, które aż nawet są dostępne (a przecież nawet bez tego powinno wziąć gorę dobro), a które podnoszę nie tylko we własnym interesie, ale też dla wsparcia autentycznego patriotyzmu — a i tak efektem tej sytuacji "dwóch opcji" jest nonsensowna blokada rozumu. Bodajże bardzo to pierwotne (prymitywne, jak gdyby właśnie zwierzęce i pozbawione właściwej ludziom subtelności i przenikliwości), bo jest taki mechanizm psychologiczny, że wystarczy człowiekowi cokolwiek nagadać, pobudować mu w głowie jakieś teorie wokół danej sprawy i już upada w tym temacie naturalność i swobodne zachowanie, po prostu na zasadzie skojarzeń, jak u psa Pawłowa (jeśli abstrahować tu od ewentualnie jeszcze kwestii hormonów, różnych nastrojów, które mogą zamieszać), i niektórzy już się nie podniosą z takiej sytuacji nagadania, tylko zostanie im trwały hamulec (coś w rodzaju urazu od napakowanej do głowy walki z danym tematem), choć to oczywiście niemądre, że za samo nagadanie słuszność i autentyczny patriotyzm przegrywają. W każdym razie podsumowując tę sytuację, próbuje się tu z normalnych katolików (bo Polacy zawsze w dosyć miażdżącej większości tak się deklarowali) robić idiotów politycznych. Oczywiste jest, że zawsze jak się coś robi w przestrzeni publicznej, cokolwiek istotnego, to w efekcie ma się stronników i wrogów — względem siebie czy choćby tylko swojego zachowania. Tyle, że przecież to nie znaczy, że najlepiej nic nie robić. To byłaby głupia samobójcza bramka ze strony chrześcijaństwa (i to w Polsce, która zawsze była jego przedmurzem…). "Najlepiej niech się normalni ludzie schowają i w ogóle nie wychylają w sprawach polityki, dobra wspólnego"… Tak wygląda człowiek nowoczesny, którego "udoskonalił" szef w pracy, (jeszcze przy tym powołując się na papieża — to zwłaszcza u tych, którzy nie stosują tej bardziej pokomplikowanej wersji argumentu z "papieża, co to na pewno chroni gang").

    Zauważcie, wyznawane przez tylu ludzi jako ważne przykazanie miłości bliźniego — fundamentalne w chrześcijaństwie — obejmuje zwłaszcza wolę takiego dobra dla bliźniego, które jest elementarne, czyli zapewnienia mu podstawowych standardów, takie, które mają praktycznie wszyscy czy niemal wszyscy. To jest tak podstawowa miłość względem drugiego człowieka, że chrześcijan obowiązuje także w odniesieniu do wrogów ("miłujcie swoich nieprzyjaciół" — bo Mt 25:41-45 nie czyni tu żadnej różnicy). Po prostu są rzeczy, obok których nie można przechodzić obojętnie. I myślę, że tu zalicza się także to, że ktoś ma całodobową torturę oraz notorycznie, niemal dzień w dzień, nie może spać po nocach (bo wolność od takiego problemu to jedno z najbardziej podstawowych praw człowieka, tuż za prawem do życia — wszędzie na świecie się pod tymi prawami człowieka podpisali, patrz np. ONZ-owski Międzynarodowy Pakt Praw Obywatelskich i Politycznych będący prawem praktycznie wszędzie na świecie). A ten problem tortury, którego jako ofiara telewizji doświadczam, przecież chyba nie jest taki nieznany (co więcej, nawet bodajże można usłyszeć od szefa jakąś tam wzmiankę o tym). Skąd wiem, że to nie jest takie nieznane? Bo rzeczywiste (nie te sfałszowane) wyniki wyborów, tj. sondaże ludowe, wskazują, że partiom PO i PiS strasznie spadło, obecnie one razem mają zaledwie 1/3 głosów (tj. 1/3 poparcia to jest PO+PiS razem wzięte, podczas gdy dwie trzecie idą na pozostałe opcje, w tym podobno zwłaszcza nieźle umocnioną Konfederację, jedną i drugą, ale nie tylko). No to ja nie wiem, czego to skutek, jeśli nie tego skandalu telewizyjnego. A bez problemu męczeństwa to on byłby bardzo skromniutki co do swej skandaliczności, choć oczywiście też tak czy inaczej chodzi o prawa człowieka.

    Jeśli macie problemy z otwarciem tego, co napisałem na X, to tutaj linki z treścią zarchiwizowaną przez archiwum Internetu: https://archive.ph/2q9VO, https://archive.ph/wUwul, https://archive.ph/rwX99.

    Tego typu teorie o chrześcijaństwie, które powinno być skulone, stłamszone politycznie i w ramach "odpowiedzialności za wspólne dobro" nic tylko starać się zapewnić maksymalny komfort jakimś zewnętrznym watażkom, zaliczają się do ogólniejszego problemu tzw. kultu siły, czyli panoszących się obecnie w Polsce wartości alternatywnych do chrześcijaństwa. Głosił je też sztandarowy filozof Mussoliniego i Hitlera, Nietzsche (patrz angielska Wikipedia o jego głównych ideach: m. in. "master / slave morality", "slave revolt in morals"). Triumfy; kasa; z Tuskiem wygramy; media i wybory, jeśli idziesz do polityki, to tylko dla takich; nadto jest także wersja z kalkulowaniem przy wszystkim szans na "przetrwanie" i kierunkowanie postępowania na ich maksymalizację (jak u antychrześcijańskiej filozofki żydowsko-amerykańskiej Ayn Rand — najwyraźniej specjalnie aż kogoś o tak radykalnych zapatrywaniach zorganizowali, bo normalnie nikt by tak nie rozumował: nazwisko jak ang. random sugeruje niepewność, losowy-nieprzewidywalny charakter jakichś zjawisk zewnętrznych; zauważmy, że idąc tropem jej rozumowania, należałoby z samej zasady w ogóle nigdy nie zakładać biznesu, bo jako działanie w sferze publicznej zawsze "zwiększa to szanse", choć oczywiście nadal skrajnie małe, na to, że np. przedsiębiorca i nawet jeszcze jego rodzina padną ofiarą morderstwa czy napadu ze skutkiem śmiertelnym — zob. np. sprawa 1, sprawa 2). Ewangelie idą w przeciwnym bądź ortogonalnym (niezależnym i innym od tego) kierunku, nie trzymając wcale strony żadnego z ww. systemów etycznych (Nietzschemu to wręcz przydawano przydomek Antychryst, ale i ta Rand się sytuuje po stronie przeciwnej), zaś zdrową koncepcję "stanu wyższej konieczności" przytoczyłem już wcześniej, w punkcie II.5, w słowach poprzedzających akapit "To się nazywa stan wyższej konieczności […]". Jest to jak mniemam — nie ode mnie pochodzące — dosyć ostateczne, słuszne i przyzwoite wyrażenie kwestii ewentualnych wyjątków od zasad moralnych (wyjątków oczywiście bardzo rzadkich i raczej nie systemowo na co dzień występujących jako pewien stały element traktowania kogokolwiek czy czegokolwiek) i tego, kiedy ma się do nich prawo (aby nie popaść w jakieś obce chrześcijaństwu teorie od tych, co to wyznają, że "cel uświęca środki"; katechizm oczywiście jest po przeciwnej stronie, patrz np. pkt 1753notabene nr jest nieprzypadkowy, podpowiem, że to 1772 minus 19, czyli "bez tego znanego »koronawirusa«" ["z samej góry idzie sprawa", tj. przykład], "my to takiej postawy bynajmniej nie uznajemy i nie pochwalamy"). Tutaj warunki takiego "stanu wyższej konieczności" po prostu nie zachodzą (brak wspomnianej tam "niechybności"). Obecna sprawa, tj. ten temat dyskryminowania mnie w dziedzinie publikowania w Internecie, też w sumie zalicza się do zakamuflowanego w istocie kuszenia do owego kultu siły, ponieważ jest coś takiego, że ludziom tak czy inaczej nie chce mi się pomagać, bo to łamie konwenanse, nie ma na to gotowych nawyków i masy są w dodatku leniwe zwłaszcza po pracy czy szkole i zbyt np. skupione (jeśli sporo się włóczą po Internecie, całymi godzinami dziennie, że aż tutaj dotarły) na pornolach, a z etyką czy religią i sumieniem, i jakąkolwiek głębią w tych sprawach bardzo mało mające wspólnego, i krępują/wstydzą się zaczepiać obcych, więc i tak tego nie chcą robić jakoś same z siebie — trochę jest wzdragania się na myśl o takim miłosiernym zachowaniu, jak jakieś rejestrowanie się na forach czy redditach albo pisanie do mnie, omawianie przez odpowiednie komunikatorki (czego nikt inny nie zrobił), gdzie na jakim forum publikować linki do filmów itd. — toteż wszelkiego rodzaju usprawiedliwienie własnej lekceważącej postawy (i tym samym zapełnienie jej jakąś pochwalającą treścią intelektualną, która w rzeczywistości tutaj nie powinna przysługiwać, uczącą zadowolenia z siebie) jest u nich w naturalny sposób mile widziane. W efekcie, ludzie zaczynają kupować te poważnie niewłaściwe — i nacechowane tym, co zawsze nazywano tchórzliwością — teorie właśnie spod znaku kultu siły; jest to ich dodatkowe źródło umocnienia się, cała ta propaganda prodyskryminacyjna. Zauważmy, że podobne postawy są np. z wynajmem. Zgoła niewłaściwe. Zastanówcie się, jaki macie dowód, że jeśli by ktoś mi wynajął cichy, niewyremontowany dom, to na pewno by go rzeczywiście w efekcie wywalili z pracy? Bardzo możliwe, że tak by wcale nie zrobili. (A nawet gdyby wywalili, to pewnie nowa by się znalazła, co to za problem.) Prawdopodobne wydaje się, że najpierw byłaby jakaś rozmowa i ostrzeżenie, także jakieś nakłanianie do wypowiedzenia umowy, może podstawienie kupca na dany dom itd. Bo takiego człowieka to trzeba poważnie traktować, on jest ważniakiem przecież, skoro Niżyńskiemu zapewnił dobre warunki — z takim trzeba dobrze trzymać, to może coś się na tym ugra, może się go jakoś podkupi i odwiedzie od pomocy (podczas gdy bezsensowne walenie w takiego i zrywanie z nim stosunków nic nie pomaga telewizji). A mimo to ludzie są odstraszeni praktycznie idealnie, chrześcijaństwo mając w tym temacie zupełnie w nosie. Haniebne i bardzo niesłuszne z punktu widzenia podobno wyznawanej etyki (bo też któż w Polsce nie przyznaje się do chrześcijaństwa…).

    Jest takie podejście, że "na pewno papież czynnie lub biernie osłania gang i sam go reprezentuje" (cóż za bzdura! oni to po wręcz przeciwnej stronie są pod względem nauczań, a to tym przecież się zajmują — patrz np. nagłośniona książka Franciszka "Nie zgadzaj się na zło" czy powtarzające się artykuły Radia Watykańskiego lub Vatican News pt. "Ndrangheta jest zaprzeczeniem Ewangelii" — przykład 1, przykład 2 + watykańskie źródło artykułu — czy wreszcie skazanie i aresztowanie, a więc i odsiadka, kamerdynera papieża Benedykta XVI w chyba 2012 r. za wykradanie informacji i roznoszenie ich do mediów), "co za tym idzie ja tu nawet palcem nie kiwnę i nie pomogę, przez szacunek". Jest to błędne, bo nawet abstrahując od kwestii prawdziwości tutejszego założenia, człowiek nie jest od tego, by był czyjąś trzodą ślepo realizującą jakieś tam linie przez "dowódcę" dyktowane czy nawet tylko sugerowane. Błąd. To by bardzo uwłaczało naszej godności, sprowadzało nas do roli pustych robotów (o inteligencji poniżej nawet inteligencji amerykańskich czatbotów AI), gdy tymczasem, można tu znowu powtórzyć jak to być powinno, "ku wolności wyswobodził nas Chrystus" (Ga 5:1), plus ostrzeżenie przed popadaniem w co innego — tak to jest u nas tradycyjnie i zawsze było, i tego nauczania się trzymajmy, co do kwestii orientacji etycznej. Czyli zwłaszcza samodzielne autonomiczne wartościowanie moralne i kierowanie swoim postępowaniem.

    Na koniec pozostaje mi dodać, że wbrew podnoszonym tu i ówdzie teoriom front wsparcia tortury i cenzury bynajmniej nie reprezentuje "sumienia", to to chyba rozumiemy (nic tu nijak "z sumienia" na moją niekorzyść nie wynika), zaś co do rozliczenia zła godzącego w moje prawa człowieka i zasady ustrojowe (w tym niezależność sektora prywatnego) to po pierwsze w ogóle na razie nie o to chodzi i nawet można mieć inne niż moje zdanie w tym temacie, a po drugie — z jednej strony w żadnym razie nie jest to niesprawiedliwe, zwłaszcza zważywszy na wyrafinowane już i jakże subtelne po tylu wiekach koncepcje prawne i co do sprawiedliwości (w porównaniu z którymi jakieś układy na gębę z mafiosami — w dodatku w warunkach świadomości istnienia ryzyka — to jest nic, coś zupełnie nieistotnego w dziedzinie prawa publicznego), z drugiej zaś pamiętajmy o słowach Pana Jezusa: "Błogosławieni, którzy łakną i pragną sprawiedliwości, albowiem oni będą nasyceni".

    I nie, nie jest tak, że prawomocne postanowienie skorumpowanego sądu, że nie ma śledztwa, cokolwiek zamyka. Sami chyba to rozumiecie. Są przykłady, że to nie ma znaczenia. Abstrahując od tego, że tam też mnie zawsze totalnie dyskryminują w każdym temacie, jest np. coś takiego, jak Europejski Trybunał Praw Człowieka, gdzie przysługuje skarga na brak skutecznego śledztwa. W wyniku wpłynięcia takiej skargi, jeśli nie odpadnie ona w przedbiegach (moje zawsze odpadały w przedbiegach, bez względu na temat sprawy, choćby nawet bardzo poboczny względem moich problemów podsłuchowych), zaznajamiany jest z nią rząd i ma on wtedy prawo zawrzeć ugodę z pokrzywdzonym, i wówczas Minister Sprawiedliwości / Prokurator Generalny wszczyna śledztwo. Nie ma w tym nic niepoprawnego i, co więcej, nie jest do tego potrzebny żaden Strasburg, gdyż władza sądownicza jest jedną z 3 (zasada trójpodziału i, uwaga, równowagi władz — art. 10 Konstytucji) i już od czasów Monteskiusza wiadomo, że one powinny sobie nawzajem patrzeć na ręce i że gdy z jedną jest źle, 2 pozostałe powinny ją naprawić. Nie jest zaś tak, że władza sądownicza jest tą najwyższą, która jest ponad wszystkimi innymi i dowolnie nimi rozporządza. Krótko mówiąc, jak najbardziej rząd ma prawo wiedzieć lepiej, gdy chodzi o to, czy prowadzić, czy nie prowadzić śledztwa (mimo tego, że sąd kiedyś nie zechciał). Co więcej, tzw. "prawomocna" odmowa wszczęcia śledztwa w rzeczywistości nie jest wcale prawomocna, jak uznał Sąd Najwyższy, gdyż orzeczeniu takiemu brak cechy trwałości. Innymi słowy, jak to ustalił w uchwale prawnej 7 sędziów Sąd Najwyższy (I KZP 6/16), w takim przypadku organy ścigania zawsze jeszcze mogą się podjąć prowadzenia danej sprawy w przyszłości, np. gdy zobaczą nowe dowody, a nawet i z innych przyczyn. Dlatego też nie traktuje się takich odmów wszczęcia czy umorzeń jak postanowień prawomocnych i dlatego nie ma od nich kasacji (np. wnoszonych przez Rzecznika Praw Obywatelskich). Zgodnie z literą prawa (art. 327 k.p.k.) jedynie prawomocne umorzenie, a nie odmowa wszczęcia śledztwa, i to tylko przeciwko konkretnej dobrze określonej osobie fizycznej jako sprawcy przestępstwa jest w obecnym stanie prawnym nienaruszalna, ale takiej sytuacji nie ma i nie było. Do tego postępowanie przygotowawcze (tj. śledztwo) musiałoby uprzednio zaistnieć i być w fazie in personam, a nie in rem.

    W ogóle nie jest to temat o śledztwie, to, co tutaj poruszam, no, ale cóż, bywa to pewnie mieszane do tematu, więc przydatnie jest się ustosunkować.

Pozdrawiam i proszę o pomoc w przezwyciężeniu problemu blokad łączności internetowej — poprzez udzielanie się tutaj albo na www.reddit.com/r/cenzura_Internetu/new, albo na www.fb.com/groups/bandycituska (da się tam zajrzeć? nie da się? przydałby się sygnał zwrotny).


Teraz dodatkowo jeszcze taka sprawa:

O ile się nie mylę w standardzie jest i ma być po wsze czasy to, że wciąga się też każdego pracownika spoza grupy nie tylko w monitoring, ale i jakieś przestępstwa podsłuchowe (a przy tym posiadanie tel. podsł.), a mianowicie 1) podsłuch, co najmniej wtedy, gdy jestem w ubikacji (może jeszcze z 1-2 tematy, ale chyba bywa opcja, że chodzi tylko o jakieś wyjątki istotne z punktu widzenia zbierania danych wrażliwych), 2) udostępnianie mieszkania pod komórkę podsłuchową (z podglądaniem ekranu, może być też w razie potrzeby emitowanie promieniowania powodującego dźwięk tortury telewizyjnej, chociaż to to niekoniecznie jest uzgadniane). Ewentualnie sprawa ta jest do odpuszczenia i raczej obędzie się bez odsiadki moim skromnym zdaniem (ale to trochę wisi na włosku, zwłaszcza problem jest jak mnieman, gdy ktoś ma i inne zarzuty albo pracował tak 10 czy 15 lat) i chyba nikogo to nie dziwi, z uwagi na sytuację przymusową dotyczącą 2/3 zatrudnionych (że jeśli nie tamto, to to), natomiast (bo może też tak bywa) jeśli jest nacisk totalny na kryminalne usługi na miejscu w zakładzie pracy i ktoś godzi się podsłuchiwać mnie non stop czy to w czasie, gdy jestem w mieszkaniu, czy to właśnie przez resztę czasu — właśnie na zasadzie non stop, nawet całymi godzinami, to to już tylko i wyłącznie jego wina i niebycie (czy raczej rzekome niebycie) na grupie facebookowej nic tu w sumie nie zmienia albo niewielka jest różnica. Jak mniemam tak samo należałoby potraktować zapisywanie się do bodajże sygnalizowania wejść i wyjść lub robienia czy publikowania zdjęć ekranu, innych informacji prywatnych (oni to chyba robią też "na wynos", przychodzą po prostu do komórki podsłuchowej w sąsiedztwie), to się przestaje nadawać do obrony; jeśli macie firmę, gdzie kierownik przymusza wszystkich do konkretnego udziału w gangu, to może lepiej tam nie pracować, zresztą co ciekawe wszelkie kierownictwo w ramach takiej grupy przestępczej jest karalne od 2 do 15 lat więzienia na mocy art. 258 § 3 k.k. oraz jeszcze więcej, bo łącznie do nawet 30 lat, na mocy art. 86 § 1 k.k. o wyroku łącznym, w związku z dodatkowo sprawą poszczególnych popełnionych oprócz tego przestępstw mniej ogólnego charakteru, i myślę, że stosowanie nacisku i przymuszanie bardzo wydatnie odpowiedzialność zwiększa i żadnych przeszkód ściśle formalnych prawo nie stwarza, by te kary nawet bardzo się powiększały i poszybowały w górę (nie mówiąc już o kwestii wizerunku, bo co to za hańba np. prześladować chrześcijan w ten sposób, że robić z nich niezdatnych do pracy z uwagi na uczciwość i praworządność czy nawet z uwagi na dobrze ukierunkowane miłosierdzie i rozsądną hierarchię wartości…). Normalny niezbyt czy wcale nie przymuszający kierownik moim zdaniem mógłby liczyć w warunkach "współpracywności" na rzędu nawet tylko 3-4 lata odsiadki, może o to walczyć nawet z powodzeniem i z uwagi na rozmiary skandalu i współpracę z wymiarem sprawiedliwości nie ma afery w tak małym wyroku. Ale ci od całej firmy gangsterskiej i "innych nie przyjmuję" ("ewentualnie ci od specjalnych zasług, z ukrywaniem ich udziału podatkowo i na FB", czyt. zwł. prostytucja, słyszałem wersję, że tylko to, ale to chyba przesada) to sobie powinni długo posiedzieć dla skutecznej resocjalizacji.

Wracając do tematu rzekomo "chrześcijańskiej alternatywy", czyli bodajże z przełączaniem się neutralnego pracownika monitoringu na podsłuchiwanie mnie, gdy jestem w ubikacji, to przede wszystkim spieszę ogłosić, że wbrew pozorom nie jest to jedyna możliwa alternatywa dla zatrudnionych w takich miejscach pracy. Należy się na to również nie zgadzać (mimo że grozili wyrzuceniem, a obecnie nieprzyjęciem do pracy) i wówczas — zgodnie z projektem (uchylam tu rąbka tajemnicy, ale i tak najważniejsze, co pokaże śledztwo) — wbrew pozorom w ostatniej chwili pozwalają pracować bez tego. Już nawet wychodzisz czy wyszedłeś z budynku, bo odmowa przyjęcia pracownika, ale w ostatniej chwili nawrócenie — tak to bodajże działa i działało też ju przy pierwotnym naborze. Toteż proponuję szerzyć o tym wieść i nie wchodzić w przestępstwa.

O ile mi wiadomo chrześcijańskie 100% uczciwe i niekryminalne podejście na rekrutacji ma być zawsze, także w przyszłości, dopuszczalne — z wyj. bardzo nielicznych wyjątków np. z uwagi na szczególne stanowisko lub czarnych owiec niedochowujących umowy. O ile mi wiadomo mają standard prośbami nakłaniać normalnych porządnych ludzi (nie agentów, nie też tych innych od podsuchu wyjątkowego) do zapisywania się na gang facebookowy czy chociaż muzeum — jest to żałosne, po prostu pewnie chodzi o szukanie frajera do fałszywych zeznań (na zasadzie posiadania haka) w przyszłości, co należy jak najbardziej ścigać w sposób zdecydowany i skuteczny. Jak już wspomniałem (ja nigdy nie biorę samej tylko skoordynowanej telewizji-spikerów za satysfakcjonującego 1 świadka, oczekuję potwierdzeń także zewnętrznych, zanim coś przyjmę za hipotezę roboczą) cały zakład pracy i tak jest bodajże gangiem czy tam zrośnięty strukturalnie i w swym funkcjonowaniu z gangiem, w którym uczestniczysz bezkarnie i to nie jest ścigane (nie przestępstwo, a jedynie czyn zabroniony wg nauk prawnych, o ile mi wiadomo), stąd taki udział na zas. zapisania się tam oczywiście się wlicza w tę (ewentualną oczywiście, może różnie tu bywa) sytuację i jak wspomniałem sprawa jest karygodna, sugeruję w razie dłuższego udowodnionego przebywania tam kary finansowe, w skrajnych przypadkach dotkliwe czy (u bogaczy) nie tylko finansowe, chyba nikt nie lubi chodzić nago po ulicy, a to jest w sumie podobna sytuacja, paskudstwo, krótko mówiąc, coś w rodzaju jakiegoś Hare-Kryszna i wyznawania podczłowieka — nie polecam, choć droga "wolna" oczywiście (wolna?…).

W razie zapisania się na 1, 2 czy 3 ww. facebooki (czy ile tam teraz jeszcze wymyślą) proponuję je opuścić po czasie od kilku tyg. do kilku miesięcy, a nawet wcześniej — niewątpliwie tak postępuje uczciwa praworządna osoba w razie wciskania nieomal na siłę czegoś takiego. I ponownie zapewniam, że powinno być takie przecięcie zbioru zamieszanych, które daje podzbiór osób w ogóle nieściganych, jak również podzbiór osób, którym sprawę umarza się warunkowo — na pewno całe bite miesiące tu się zaliczają. Co do jakichś tam bzdetów o karierze w takiej firemce (czy nawet firmie, czy instytucji państwowej; w tych państwowych to co to za kariera, tam im wyżej, tym gorzej, przykładowo słyszałem, że prezydenci miast wyszukiwali i pewnie nadal wyszukują TV osoby do zabicia, a żeby być krytymi, mają też dawać zamieszanym z TV dowody osobiste/paszporty na lewe dane) to proponuję dać sobie na wstrzymanie, bo ani to często nie jest jakaś ważna praca, ani też nie czas na to, obecnie priorytetem dla Polaków i Polski powinna być naprawa złej polityki i w efekcie tam pewnie sporo kierownictwa pójdzie siedzieć — jakie ma znaczenie kariera w takich warunkach i przez takich organizowana, i na tle takich "osiągnięć". Zamiast tego sugeruję liczyć na państwowe rekompensaty z budżetów pracodawców z tytułu nierównego traktowania skutkującego naruszeniem dóbr osobistych w postaci godności, wolności (w tym wolność od lęku przy określonych działaniach) oraz poczucia pewności i bezpieczeństwa.

Co do bodajże żądań fałszywego zeznawania (spokojnie, to póki co hipoteza, mam sygnały) to popieram okres ochronny 25 lat dla pracowników, którzy złożyli zeznanie obciążające pracodawcę lub grupę przestępczą, w której uczestniczył, w ramach którego (nielegalnie w takim razie — bo jest paragraf karny) zwolnienie pracownika jest przestępstwem, chyba że jest zasadne, co może stwierdzić organ ścigania (Policja, prokuratura) lub dopiero sąd — w każdym razie jest ryzyko, że trzeba się tłumaczyć. Karę tutaj popieram od 6 lat więzienia (minimalna wysokość kary do wpisania w ustawie). Tak samo w przypadku "przekrętów" typu zakładanie nowej firmy lub w każdym razie przenoszenie personelu na innego pracodawcę. Co więcej, nie tylko sam akt zwolnienia umyślnie w sytuacji takiej, jak tu podana (czyli że wie, a i tak chce, lub chociaż uwzględnia możliwość, że złożono zeznanie obciążające, a i tak godzi się w takim razie na zwolnienie), byłby przestępstwem, ale też — dla uniknięcia wymigiwania się od odpowiedzialności poprzez np. czy to zastosowanie anonimowego pełnomocnika podpisanego pod zwolnieniem niewyraźną parafką, czy to np. po prostu jedynie przyniesienie pracownikowi wypowiedzenia jako już podpisanego "w warunkach kompletnej niewiedzy i niepodejrzewania, że jest tak źle" — wszelkie późniejsze działania przybierające postać egzekwowania takiego (nielegalnego w takim razie) zwolnienia z pracy, tj. np. niewpuszczanie do biura, za biurko, odpowiednie polecenia dla księgowości i kierowników niższych rangą, nasyłanie ochroniarzy itd., dokładnie taką samą karą byłoby wg mojej wizji (myślę, że niegłupiej, ku dobru zwróconej) zagrożone. A zatem ewentualne jakieś luki w rozeznaniu można zawsze załatać (w tym np. z pomocą odpisu poświadczonego z akt, o który można wnioskować podając za uzasadnienie dokument wypowiedzenia) i sytuacja musi w takim razie błyskawicznie ulec naprawie — inaczej na własne życzenie igra się z ogniem i ww. zagrożeniem ustawowym, i najprawdopodobniej po prostu się zostanie w tak bardzo przykry sposób ukaranym. Prezydent celowo torpedujący tego rodzaju starania prawne jest pewnie oszustem i zwolennikiem kłamstwa, toteż moim skromnym zdaniem powinien być usunięty z urzędu. Przecież to oczywiste, że gdzie są grupy przestępcze, tam jest obawa mataczenia, to nie ja wymyśliłem, to pewnie dlatego odpowiedni art. Kodeksu postępowania karnego ma ten sam nr, co artykuł Kodeksu karnego o udziale w grupie przestępczej, a także kierowaniu nią (258). To nie są niewiniątka na pewno bez żadnego oszukaństwa na sumieniu, chyba masowo w Polsce doskonale wiemy, jak jest. Osobno byłby też łagodniejszy paragraf karny na dyskryminowanie przy waloryzacjach pensji czy awansach (są kraje, gdzie to już teraz jest). Po upływie okresu ochronnego oczywiście ochrona prawna nadal jest, ale to tylko ta standardowa, co już dzisiaj (sądy pracy, media). Oczywiście sądy, prokuratury i media zostaną uleczone, więc będą uwrażliwione na problem pomówień np. ze strony agentów, myślę, że ograniczającemu się do tego materiałowi dowodowemu się nie zaufa. Nadto popieram nagrywanie wszystkich zeznań oraz wpisywanie godziny rozpoczęcia i zakończenia zeznawania w protokole (żeby można było porównać z nagraniem) — dla porównania, w sprawach cywilnych w sądach już tak jest, nagrywa się rozprawy rutynowo, to jest w standardzie — przy czym wezwania (ich kopie jak wiadomo lądują w aktach) powinny na pierwszym miejscu w pouczeniach głosić, że należy sprawdzić, czy te godziny są dobrze wpisane. To tak żeby nie było, że zeznania to jakieś przekręty i gliniarz sfałszował podpis albo nie chciał czegoś zapisać, bo w sumie jeśli to Tusk & przyjaciele lub ktoś podobny (np. Kaczyński) będzie organizował w kraju śledztwo, to tak to się może skończyć — wybiórcze protokołowanie zeznań. Natomiast jeśli ja bym rządził, to każdy będzie mógł donieść skargę przeciwko policjantowi do MSWiA, będzie to pod należytym nadzorem.

Dziękuję za uwagę.

Powered by: FreeFlarum.
(remove this footer)